Spotkałam ciepłego i serdecznego Człowieka, takiego pisanego przez wielkie „C”. Ujmował mnie swą wrażliwością i dobrocią serca, taką bezwarunkową akceptacją...
Pamięci ks. Tomasza Horaka
„Czas mi zabrali! Kasiu Kochana…” Po raz kolejny czytam ostatnią wiadomość otrzymaną od ks. Tomasza Horaka. W wirze zajęć, odłożyłam na później odpisanie. „Później” nie nadeszło… temat maila okazał się być proroczy. Poczułam, że to ja straciłam czas, który mogłam wykorzystać inaczej. Śmierć ks. Tomasza zatrzymała mnie w biegu, kazała przystanąć. Nawet wcześniej nie podejrzewałam, że wiadomość o jego odejściu tak mną poruszy.
Kim był dla ks. Horak? Był kapłanem, przez którego posługę otrzymałam łaskę chrztu świętego. Rodzice zapomnieli białej szaty i zwrócili się do niego z zaistniałym problemem. Obiecał pomoc. W stosownej chwili zamiast białej szaty położył na mnie stułę. Zażartował: „oby była zakonnicą”. Ostatecznie tak się jednak nie stało. Pozostała natomiast głęboka świadomość i wdzięczność, za dar otrzymanej łaski. Ów chrzest, niósł ze sobą zestawienie „braku” i „daru”. Niczym pryzmat pozwalający patrzeć na własne życie przez doświadczenie Boga, który w ludzki brak wchodzi ze swoim darem. Darem zbawienia przez wiarę (por. Ef 2,8-9).
Po latach odszukałam Kapłana, który udzielił mi wówczas chrztu. Dowiedziałam się, że jest biblistą, proboszczem, kaznodzieją, że pisze felietony do Gościa Niedzielnego. Ten arsenał tytułów początkowo mnie krępował. Ku memu zdziwieniu, w bezpośrednim kontakcie spotkałam ciepłego i serdecznego Człowieka, takiego pisanego przez wielkie „C”. Ujmował mnie swą wrażliwością i dobrocią serca, taką bezwarunkową akceptacją. Śmiał się, że to „tzw. przypadek” (wedle słów ojca Blachnickiego) nas połączył. Dostrzegał dary, jakie miałam i zachęcał, abym je rozwijała. Mimo, że kompletnym smarkaczem przy nim byłam, mówił o łączącym nas w Bogu braterstwie duchowym. Delikatnie, cicho i niepostrzeżenie rozwijał moją wiarę, dzieląc się swoją. Uczył pytać i szukać. Jako katechetkę, nauczył mnie jak dostrzec i zachwycić się świeżością wiary swych uczniów. Podziwiałam jego otwartość serca i umiejętność słuchania. Pamiętam jak kiedyś jedliśmy kremówki w Wadowicach. Spoglądał z rozbawieniem na sąsiedni stolik, przy którym siedziała grupka przekomarzających się dzieci. W pewnym momencie oparł ręce na dłoniach, uśmiechnął się i stwierdził: „mam temat na felieton”. Tak, tematy czerpał z życia. Potrafił chodzić po ziemi i to kroczenie napełniać Słowem Boga, Jego darem, Jego nadzieją.
Cóż, po ludzku będzie mi go brakować. Tego, że zawsze mogłam liczyć na jego serdeczne słowo, modlitwę, na Braterskie wsparcie. W zadumie spoglądam na swoje biurko. Leży na nim Pismo Święte, które kiedyś mi podarował. Szukam wersetu, który przychodzi mi na myśl: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2 TM 4,7). Myślę, że pasuje do niego jak ulał. Ustrzegł wiary i zapalił moją… chyba nie tylko moją.
„Kto ma pożytek z twojej wiary?” Pytał kiedyś w kazaniu o. Marcin Ciechanowski OSPPE. Ja miałam i mam pożytek z wiary przekazanej mi przez ks. Tomasza. „Kto ma pożytek z twojej wiary?” Echo powracającego pytania tym razem stawiam sobie. W odpowiedzi spoglądam z troską na swą rodzinę, męża, synów, na moich uczniów i robię rachunek sumienia z tego, czy zapalona we mnie wiara przekazuje światło dalej.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).