Ilekroć słyszę, że ktoś wątpi w Boga z tego powodu, że na świecie istnieje zło, przypominam sobie historię pewnego rabina...
Jego wiara w Boga była tak ogromna, że nie przygotował się na silny sztorm, który miał wkrótce nadciągnąć i zalać miasto. Gdy przechadzał się ulicami, poziom wody zaczął wzrastać i wkrótce sięgnął mu do kostek. Nadjechał dżip z żołnierzami, pomagającymi ewakuować miasto.
– Wskakuj, rabbi, woda szybko nadciąga.
– Nie, dziękuję – powiedział, machając im na pożegnanie. – Bóg się mną zaopiekuje. Bóg o mnie zadba.
Minęła godzina. Zgodnie z przewidywaniami wody było coraz więcej. Sięgała już powyżej talii rabina. Jacyś rybacy przepływający motorówką trasą, która jeszcze niedawno była główną ulicą miasta, proszą, żeby do nich dołączył.
Znów pomachał im na pożegnanie.
– Dzięki, ale Bóg się mną zaopiekuje, Bóg o mnie zadba.
Rybacy pokręcili głowami i odpłynęli. Minęła kolejna godzina i sytuacja stała się naprawdę, naprawdę zła. Z góry waliła ściana deszczu, a woda sięgała już teraz szyi dobrego rabina. Wkrótce usłyszał nad sobą łopot śmigieł helikoptera. To był zespół ratowniczy straży pożarnej. Rzucili rabinowi drabinkę linową. Z megafonu rozlega się głos ratownika:
– Rabbi, chwyć drabinkę i wchodź na górę! Woda w ciągu kilku minut podniesie się o kolejne trzydzieści centymetrów!
Ale rabin pozostaje niezłomny. Nie zmienia swojej śpiewki:
– Nie, dziękuję. – Również i im macha na pożegnanie. – Bóg się mną zaopiekuje. Bóg o mnie zadba.
Ratownicy odlecieli w bezpieczne miejsce, kręcąc głowami. Głupi rabin.
Minęło kolejne pół godziny. Rabin pozostał sam.
I co się dzieje potem? No cóż, dobry Rabbi ginie, oczywiście.
Jego dusza unosi się ku niebu i wkrótce tam dociera. Ale teraz naszego rabina wypełnia gniew. Jest wściekły jak nie wiadomo co. Mówi sam do siebie, wzniecając w sobie burzę złości. Czyż ten żyjący rabin nie był dla swojej społeczności wybitnym przykładem dobroci? Czyż nie głosił słowa Bożego? Jak Bóg mógł go tak porzucić?
Wreszcie duszyczka widzi Boga przy bramie wejściowej do nieba. Wciąż ociekająca wodą zwraca się do Boga oskarżycielskim tonem: zamierza przekazać Bogu część swoich przemyśleń.
– Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiłeś – mówi duszyczka. – Byłem Twoim posłańcem przez całe moje życie. Jadłem, piłem, spałem, oddychałem i pociłem się każdą cząstką mojej istoty i w każdej sekundzie mojego życia tylko dla Ciebie. W zamian chciałem tylko tego, żebyś w momencie kryzysu był przy mnie, aby o mnie zadbać i mnie uratować. Ale Ciebie nie było!
Bóg odwraca się w jego stronę, słysząc tę tyradę. Gdy rabin kończy swoją przemowę, Bóg unosi dłoń i zaczyna wyliczać na palcach.
– O czym ty mówisz? Najpierw wysłałem ci dżipa, potem motorówkę…
Uwielbiam tę historię z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że podkreśla fakt, jak bardzo nie doceniamy tego, co mamy – łącznie z małymi dżipami, łodziami i sznurowymi drabinkami, które docierają do nas wszystkich.
Ale co najważniejsze, lubię tę historię, ponieważ poddaje ona próbie pytanie o to, co jest dobrem i jak radzić sobie ze złem. Podczas gdy ateista widzi zło choroby, trzęsienia ziemi i ludzi, którzy mordują małe dzieci, wierzący dostrzega dar medycyny, dobrodziejstwo pierwszej pomocy i żołnierzy, którzy nie tylko walczą ze złymi ludźmi, ale i starają się szerzyć wolność.
W pewnym sensie nikt z tych dobrych ludzi nie istniałby bez istnienia ich złych odpowiedników. Przecież strażak nie ma racji bytu bez ognia, neurochirurg nie ma racji bytu bez kogoś cierpiącego na raka mózgu, organizacja charytatywna nie ma racji bytu bez biednych ludzi, których trzeba wesprzeć pieniędzmi, bohater wojenny nie ma racji bytu bez grupy złych facetów, którzy mają nad nim liczebną przewagę. Nie możemy sensownie mówić o dobru, nie implikując faktu istnienia powiązanego z nim zła, które dobro (miejmy nadzieję) przezwycięży.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Ateizm zabija". Autor: Barak Lurie. Wyd. Vocatio.
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).