Uczynki są dobre. Ale to nie one będą paszportem otwierającym nam bramy nieba. Przed 20 laty katolicy i luteranie podpisali Wspólną deklarację o usprawiedliwieniu.
Łaski bez. Pamiętacie ten zwrot z dzieciństwa? Pomijam przedziwną składnię. Nie chcę żyć „łaski bez”. To przez nią zostałem zbawiony.
Rozpięty między ziemią a niebem Skazaniec, konając, zawołał z wysokości krzyża: „Wykonało się!”. W greckim oryginale to słowo tetelestai, czyli dosłownie „zapłacono”. Bóg ze swej strony zrobił wszystko, bym znalazł się w niebie.
Kto to spłaci?
Moja przyjaciółka, mama trojga dzieci, żyła przez lata z brzemieniem niezawinionego długu. Nazwisko jej męża widniało w KRS-ie, a ponieważ firma, której był wiceprezesem, bez jego winy wpadła w gigantyczne finansowe tarapaty, jego rodzina obudziła się z dnia na dzień z długiem, bagatela, 300 tys. zł. Nie oszukujmy się: tego nie da się spłacić. Nawet gdyby oboje małżonkowie harowali przez najbliższe kilkadziesiąt lat od świtu do zmroku. Po latach duchowej pustyni, bezradnego krzyku i uwielbienia w ciemno okazało się, że zmieniło się prawo, a ich dług można wykupić. Uczynił to ich przyjaciel. Wyłożył 10 tys. zł i wygrał tajną licytację. Kompletnie nie spodziewał się, że niebawem otrzyma w pracy nagrodę za jeden z projektów… 11 tys. zł. Okazało się, że koszta sądowe wyniosły tysiąc złotych.
Moi przyjaciele wiedzą, czym jest darowany dług. Wie to każdy, kto uwikłał się w grzech i tkwił w tym bagnie przez lata. Jaka to ulga, gdy człowiek ma świadomość, że ze względu na ofiarę Jezusa nie jest Bogu niczego winien. Poza miłością, za którą Bóg desperacko tęskni.
To nie waluta
Dobre uczynki nie są walutą. To odpowiedź na Bożą miłość. Widzę, jaki jest dobry, i chcę być jak On. Dorosłe warianty naszych dziecięcych notatek zapisywanych po Roratach: „Pomogłem mamusi, podlałem kwiatki, sprzątnąłem pokój” nie otworzą nam nieba. „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” – czytamy w Liście do Efezjan (2,8). Przypomnia o tym podpisana przed 20 laty Wspólna deklaracja w sprawie nauki o usprawiedliwieniu. Nie była ona, jak chce część protestantów, żadnym kopernikańskim przewrotem w łonie Kościoła katolickiego, a jedynie potwierdzeniem tego, czego nauczał od wieków i co mogliśmy przeczytać w Katechizmie. Pokazała, że o tych samych sprawach mówimy to samo, tylko innym językiem i inaczej stawiając akcenty. Kilkanaście lat przed podpisaniem dokumentu jeździłem na rekolekcje oazowe, gdzie rok w rok słyszałem o tym, że „łaską jesteśmy zbawieni”. Gdybyśmy byli zbawieni ze względu na czyny, Dobry Łotr nie miałby zbyt wielkich szans na doczekanie realizacji zapewnienia: „Dziś ze mną będziesz w raju”. Co ciekawe, był jedyną osobą w Ewangelii, która zwróciła się do Mesjasza… po imieniu.
Dokument, podpisany 31 października 1999 r. między Kościołem katolickim a Kościołami zrzeszonymi w Światowej Federacji Luterańskiej, był niezwykle ważnym krokiem na drodze pojednania. – Uczynki są potrzebne, ale nie jako zasługa czy zapłata za zbawienie, tylko jako owoc życia w Bogu, świadectwo, zaangażowanie woli, by trwać w łasce. W tym punkcie, po pięciu wiekach sporów, oficjalnie katolicy zgodzili się z luteranami, a potem reformowanymi, metodystami i anglikanami – wyjaśnia zaangażowany od lat w ekumenizm o. Adam Strojny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).