Zaczęło się od dwóch baraków w ogrodzie kapucynów. Dziś Dzieło Pomocy św. Ojca Pio to dwa budynki w centrum Krakowa, gospodarstwo, mieszkania wspierane, grono pracowników, wolontariuszy i tysiące darczyńców.
Dni w CIS-ie spędza m.in. pan Piotr (imię zmienione). Pierwszy raz do Dzieła Pomocy trafił kilka lat temu. – Trafiłem pod opiekę pracowników socjalnych, psychologa, terapeuty, psychiatry – wspomina. – Miałem potem chwilę przerwy, bo tak się pogubiłem, że nie byłem ani w Dziele, ani przy rodzinie. Spałem czasem na Plantach, w pustostanach, gdzie popadło – opowiada. Pan Piotr w listopadzie ubiegłego roku wrócił do Dzieła, a od czerwca jest w Centrum Integracji Społecznej. – Wykonujemy różne prace gospodarcze, pomocnicze w budynkach Dzieła. Mamy wyjazdy do gospodarstwa w Glichowie, do sortowni odzieży w Kokotowie – opowiada. Od roku śpi w noclegowni i, jak mówi, jego dzień jest podzielony na dwie części – tę w „Dziele” i tę „po pracy”. – To są dwa światy. Bycie tutaj pozwala przeżyć w tym drugim po południu, wieczorem, a rano obudzić się z myślą, że jest po co wstać, bo można tu przyjechać – zapewnia. – Tu się inaczej oddycha – dodaje. Nie szczędzi słów pochwały pracownikom Dzieła. Mówi o empatii, radości, umiejętnym zwracaniu uwagi, gdy ktoś czegoś nie dopilnuje, braku „nerwówki”. – To są ludzie anioły. Mówię to z wielkim wzruszeniem. Nie spotkałem w życiu takich ludzi – podkreśla pan Piotr.
Więcej radości niż trudności
Co o swojej codzienności mówią pracownicy Dzieła? Mateusz Faliszek pracuje w dziale pomocy doraźnej. Jest również koordynatorem recepcji głównej. – To tu rozmawiamy z osobami, które przychodzą do nas po raz pierwszy, kierujemy je do odpowiedniego działu. Jest tu też przestrzeń dla naszych darczyńców rzeczowych i wszystkich interesantów – opowiada M. Faliszek. Przyznaje, że praca w Dziele to wyzwanie, ale i źródło radości. – Nie można przychodzić tu tylko do pracy. Trzeba się zaangażować na serio, bo każdego dnia zostawia się cząstkę siebie – przekonuje. Przyznaje, że najtrudniejsze jest zderzenie się z rzeczywistością osób bezdomnych, czasem z ich roszczeniowością, emocjami, które trzeba okiełznać podczas rozmów w recepcji. – Te trudy zostawiłbym jednak gdzieś na końcu, więcej jest radości, dobrego spotkania z drugim człowiekiem – podkreśla pan Mateusz.
Podobnie na swoją pracę patrzy Monika Stelmach, doradca zawodowy i trener zatrudnienia wspieranego. Przyznaje, że bliższa jest jej ta druga rola. – Ona polega na bliższym kontakcie z podopiecznymi. To jest takie towarzyszenie osobie na rynku pracy. Doradca zawodowy określa predyspozycje, pomaga napisać CV, podpowiada, ale nie wychodzi zza biurka. Natomiast trener razem ze swoim podopiecznym dzwoni do pracodawcy, jedzie na rozmowę kwalifikacyjną – opowiada M. Stelmach. – Razem wychodzimy, potem wymieniamy się doświadczeniami, wyciągamy wnioski albo dzielimy się wspólnym sukcesem – dodaje. Co jest najtrudniejsze? – Nic takiego nie przychodzi mi do głowy – mówi M. Stelmach.
Sto sukcesów
Najlepsza infrastruktura, pracownicy i wolontariusze nie wystarczą. Tempo zmian – od korzystania z łaźni i garderoby, przez pomoc psychologiczną, po poszukiwanie pracy – każdy z podopiecznych Dzieła wyznacza sam. – Dzisiaj lubimy wszystko ujmować w tabelkach, prezentować wyniki. Tak działają korporacje. My od tego odchodzimy – mówi J. Nosek. Jak wyjaśnia, w ciągu roku około stu z podopiecznych Dzieła Pomocy św. Ojca Pio udaje się poprawić swoją sytuację życiową. Nie znaczy to, że tyle osób znajduje dom. Czasem te kroki są znacznie mniejsze. Jak wtedy, gdy ktoś zaczyna się myć. – Jeżeli pani, która do tej pory regularnie przychodziła zaniedbana, trafiała do naszej kabiny interwencyjnej w bardzo złym stanie, teraz poczuła, że higiena jest czymś, o co warto zadbać i regularnie przychodzi na kąpiel, to to jest dla nas sukces. I taką panią wpisujemy do tej setki – opowiada J. Nosek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).