Dwa światy

Miłosz Kluba; Gość krakowski 42/2019

publikacja 19.11.2019 06:00

Zaczęło się od dwóch baraków w ogrodzie kapucynów. Dziś Dzieło Pomocy św. Ojca Pio to dwa budynki w centrum Krakowa, gospodarstwo, mieszkania wspierane, grono pracowników, wolontariuszy i tysiące darczyńców.

W dziale pomocy doraźnej funkcjonuje m.in. garderoba. Miłosz Kluba /foto gość W dziale pomocy doraźnej funkcjonuje m.in. garderoba.

W 2010 roku budynek Dzieła Pomocy św. Ojca Pio był w trakcie budowy. Miał zostać otwarty kilka miesięcy później i zastąpić ustawione w ogrodzie przy ul. Loretańskiej baraki, w których od 1999 roku osoby bezdomne mogły otrzymać pomoc. Jeden kontener służył za kuchnię, w drugim znajdowała się łaźnia. Codziennie korzystało z nich ok. 150 osób. – Nie była to jednak pomoc tak pełna, jak byśmy chcieli – mówił wtedy br. Henryk Cisowski, kapucyn, ówczesny dyrektor Dzieła Pomocy św. Ojca Pio. – Chcieliśmy nie tylko zaspokajać podstawowe potrzeby, ale także pomagać wyjść z trudnej sytuacji. Tak zrodził się pomysł Centrum Pomocy – tłumaczył, pokazując niewykończone jeszcze pomieszczenia.

Z Justyną Nosek, odpowiedzialną m.in. za kontakty z darczyńcami i dziennikarzami, o jubileuszu 15-lecia Dzieła Pomocy św. Ojca Pio rozmawiamy w zupełnie innych okolicznościach. Spotykamy się w okrągłej sali konferencyjnej, mieszczącej się na trzecim piętrze drugiego już budynku Dzieła. Okna wychodzą na ogród sióstr felicjanek, a zza sąsiadujących z nim kamienic wynurzają się wieże katedry wawelskiej. – Przywykliśmy do tego, żeby osoby bezdomne postrzegać jako kogoś gorszej kategorii, komu można podarować gorszą odzież czy coś, co nam zbywa ze stołu. Tutaj od samego początku przełamujemy te stereotypy – mówi J. Nosek. – Te osoby zasługują na to, żeby były przyjęte w ładnym budynku. Co więcej, zasługują na to, żeby te budynki były w centrum Krakowa – podkreśla.

Nikt nie jest anonimowy

Dzieło Pomocy św. Ojca Pio, którego pierwszym dyrektorem był właśnie br. Henryk, powstało w 2004 roku. W 2010 roku otwarto pierwszy budynek – Centrum Pomocy przy ul. Loretańskiej, w którym świadczona jest pomoc socjalna, prawna, psychologiczna. W tym samym roku ruszyła także budowa drugiego, większego budynku przy ul. Smoleńsk. Ta część została otwarta trzy lata później. Dziś znajdują się tam łaźnia, pralnia, garderoba, dział aktywizacji zawodowej, Kuchnia Społeczna im. Siostry Samueli prowadzona przez siostry felicjanki oraz Przychodnia Lekarska dla Ludzi Bezdomnych i Ubogich Stowarzyszenia Lekarze Nadziei. Oprócz budynków w centrum Krakowa Dzieło Pomocy św. Ojca Pio prowadzi także gospodarstwo rolne w Glichowie. Do tego dochodzą mieszkania wspierane – cztery dla kobiet i rodzin oraz cztery dla mężczyzn.

Wszystko to funkcjonuje m.in. dzięki wsparciu darczyńców. W 2018 roku było ich 11 tysięcy. Dzieło to prawie 40 pracowników, ponad 200 wolontariuszy (to też dane z 2018 roku), 20 braci kapucynów, 5 grup wsparcia. Dyrektorem jest br. Grzegorz Marszałkowski OFM Cap. Podopiecznych jest zaś ok. 2000. – Pomoc w Dziele nie jest pomocą anonimową. Każdego kto nas odwiedza prosimy o przedstawienie się, prowadzimy bazę i stąd wiemy, ile osób jest pod naszą opieką – wyjaśnia J. Nosek. Są osoby, które pojawiają się raz na kilka miesięcy, inni przychodzą często. – Najliczniej odwiedzany jest dział pomocy doraźnej, w którym jest łaźnia, pralnia, garderoba, możliwość skorzystania z toalety, ogolenia się, umycia nóg. W ciągu dnia przewija się tam ok. stu osób – opowiada J. Nosek.

Daje siłę, by rano wstać

W Dziele od 2016 roku działa także współfinansowane ze środków miasta Centrum Integracji Społecznej. Ma na celu przygotowanie osób bezdomnych do powrotu na rynek pracy, ale również reintegrację społeczną. Przez cztery dni w tygodniu – od poniedziałku do czwartku – odbywają się zajęcia zawodowe. W budynku przy ul. Smoleńsk osoby bezdomne mogą np. nauczyć się szycia na maszynie, krojenia materiałów, renowacji obuwia (zreperowane buty trafiają do garderoby, z której korzystają potrzebujący). Część z nich realizuje też zajęcia u współpracujących z Dziełem przedsiębiorców. Czasem są to stanowiska, na których podopieczni już pracowali, z tym że było to 10 czy 15 lat temu. Muszą więc odświeżyć umiejętności, poznać nowe technologie. Niektórzy zdobywają nowe zawody. W piątki odbywają się warsztaty z doradcą zawodowym, psychologiem czy psychoterapeutą, wyjścia kulturalne, wycieczki.

Dni w CIS-ie spędza m.in. pan Piotr (imię zmienione). Pierwszy raz do Dzieła Pomocy trafił kilka lat temu. – Trafiłem pod opiekę pracowników socjalnych, psychologa, terapeuty, psychiatry – wspomina. – Miałem potem chwilę przerwy, bo tak się pogubiłem, że nie byłem ani w Dziele, ani przy rodzinie. Spałem czasem na Plantach, w pustostanach, gdzie popadło – opowiada. Pan Piotr w listopadzie ubiegłego roku wrócił do Dzieła, a od czerwca jest w Centrum Integracji Społecznej. – Wykonujemy różne prace gospodarcze, pomocnicze w budynkach Dzieła. Mamy wyjazdy do gospodarstwa w Glichowie, do sortowni odzieży w Kokotowie – opowiada. Od roku śpi w noclegowni i, jak mówi, jego dzień jest podzielony na dwie części – tę w „Dziele” i tę „po pracy”. – To są dwa światy. Bycie tutaj pozwala przeżyć w tym drugim po południu, wieczorem, a rano obudzić się z myślą, że jest po co wstać, bo można tu przyjechać – zapewnia. – Tu się inaczej oddycha – dodaje. Nie szczędzi słów pochwały pracownikom Dzieła. Mówi o empatii, radości, umiejętnym zwracaniu uwagi, gdy ktoś czegoś nie dopilnuje, braku „nerwówki”. – To są ludzie anioły. Mówię to z wielkim wzruszeniem. Nie spotkałem w życiu takich ludzi – podkreśla pan Piotr.

Więcej radości niż trudności

Co o swojej codzienności mówią pracownicy Dzieła? Mateusz Faliszek pracuje w dziale pomocy doraźnej. Jest również koordynatorem recepcji głównej. – To tu rozmawiamy z osobami, które przychodzą do nas po raz pierwszy, kierujemy je do odpowiedniego działu. Jest tu też przestrzeń dla naszych darczyńców rzeczowych i wszystkich interesantów – opowiada M. Faliszek. Przyznaje, że praca w Dziele to wyzwanie, ale i źródło radości. – Nie można przychodzić tu tylko do pracy. Trzeba się zaangażować na serio, bo każdego dnia zostawia się cząstkę siebie – przekonuje. Przyznaje, że najtrudniejsze jest zderzenie się z rzeczywistością osób bezdomnych, czasem z ich roszczeniowością, emocjami, które trzeba okiełznać podczas rozmów w recepcji. – Te trudy zostawiłbym jednak gdzieś na końcu, więcej jest radości, dobrego spotkania z drugim człowiekiem – podkreśla pan Mateusz.

Podobnie na swoją pracę patrzy Monika Stelmach, doradca zawodowy i trener zatrudnienia wspieranego. Przyznaje, że bliższa jest jej ta druga rola. – Ona polega na bliższym kontakcie z podopiecznymi. To jest takie towarzyszenie osobie na rynku pracy. Doradca zawodowy określa predyspozycje, pomaga napisać CV, podpowiada, ale nie wychodzi zza biurka. Natomiast trener razem ze swoim podopiecznym dzwoni do pracodawcy, jedzie na rozmowę kwalifikacyjną – opowiada M. Stelmach. – Razem wychodzimy, potem wymieniamy się doświadczeniami, wyciągamy wnioski albo dzielimy się wspólnym sukcesem – dodaje. Co jest najtrudniejsze? – Nic takiego nie przychodzi mi do głowy – mówi M. Stelmach.

Sto sukcesów

Najlepsza infrastruktura, pracownicy i wolontariusze nie wystarczą. Tempo zmian – od korzystania z łaźni i garderoby, przez pomoc psychologiczną, po poszukiwanie pracy – każdy z podopiecznych Dzieła wyznacza sam. – Dzisiaj lubimy wszystko ujmować w tabelkach, prezentować wyniki. Tak działają korporacje. My od tego odchodzimy – mówi J. Nosek. Jak wyjaśnia, w ciągu roku około stu z podopiecznych Dzieła Pomocy św. Ojca Pio udaje się poprawić swoją sytuację życiową. Nie znaczy to, że tyle osób znajduje dom. Czasem te kroki są znacznie mniejsze. Jak wtedy, gdy ktoś zaczyna się myć. – Jeżeli pani, która do tej pory regularnie przychodziła zaniedbana, trafiała do naszej kabiny interwencyjnej w bardzo złym stanie, teraz poczuła, że higiena jest czymś, o co warto zadbać i regularnie przychodzi na kąpiel, to to jest dla nas sukces. I taką panią wpisujemy do tej setki – opowiada J. Nosek.