Nowe życie

O tym, jak zarazić Czechów Ewangelią i ożywić jałową parafię, mówi ks. Jan Svoboda.

Reklama

Marcin Jakimowicz: Jak Czechom głosi się Ewangelię? Nie podcinają Księdzu skrzydeł statystyki, z których wynika, że mniej religijni są jedynie Estończycy i Niemcy z byłej NRD?

Ks. Jan Svoboda: Nie, nie podcinają. Trzeba pamiętać, że zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Czechach, a inaczej na Morawach, które są bardzo pobożnym regionem…

Byłem zdumiony, że na niedzielnej Mszy św. w Brnie nie mogłem znaleźć w ławkach wolnego miejsca.

Taka jest specyfika Moraw. Inaczej wygląda to też na Śląsku Cieszyńskim. Tu mamy w kościele sporo ludzi.

„Może wielu Czechów, którzy nie wyssali wiary z mlekiem matki, jest bliżej Boga niż wielu Polaków, którzy zaglądają w niedzielę do kościoła” – powiedział mi przed laty ks. Adam Rucki, który zresztą pracuje w tamtej parafii.

To prawda. Po co dzielić i oceniać ludzi? Mają te same problemy, lęki, tęsknoty. Naprawdę nigdy w swej posłudze nie spotkałem się z agresją.

W Polsce coraz popularniejsza jest narracja, którą znajduję w reportażach Mariusza Szczygła: Czesi nie potrzebują Boga. Zobaczcie, da się bez Niego żyć, umierać…

Chodzę regularnie, każdego tygodnia, do szpitala w Czeskim Cieszynie i naprawdę nie spotykam ludzi, którzy mówią, że da się żyć bez Boga. Nie pamiętam sytuacji, by ktoś zareagował na moją obecność agresywnie. Ludzie szukają, pytają, chcą, bym się za nich pomodlił. Nie wszyscy przyjmują sakramenty, wielu ma kanoniczne przeszkody. Doskonale zdaję sobie jednak sprawę, że sakramenty są szczytem, a ja muszę na tych szpitalnych korytarzach zejść do poziomu tych ludzi. Wiem, że sporo w życiu przeszli, wiem, że są przygnieceni wieloma problemami i nie mogę ich torpedować. Te osoby często boją się sakramentów, bo nie wiedzą, czym one są. Nie znają ich i dlatego nie mogą za nimi tęsknić. Staram się tych ludzi cierpliwie wysłuchać.

Jeden ze znajomych kapelanów szpitalnych usłyszał przy łóżku w szpitalu rodzinną wymianę zdań: „Tato, przecież przez cały czas mówiłeś, że bez Boga da się żyć”. „Żyć się da, ale umierać już nie”…

To prawda. My kapłani chodzimy do szpitali w czterech, zawsze pytamy ludzi, czy możemy się pomodlić.

Chcą?

Tak. Często jest tak, że zaczynam się modlić i wtedy z sąsiedniego łóżka słyszę: „A, o taką modlitwę to ja też poproszę”. (śmiech) Wczoraj również słyszałem takie hasło.

A jak się Ksiądz modli?

Najczęściej własnymi słowami. Proszę o to, by pacjent mógł przyjąć miłość Bożą, by Jezus obmywał go swą drogocenną krwią i napełniał swym Duchem. Proponuję ludziom modlitwę i najczęściej spotykam się z życzliwością. I ze strony katolików, i ewangelików, których jest w naszym regionie sporo.

Niedawno jeden mężczyzna pracujący w teatrze po wielu, wielu latach przyjął Najświętszy Sakrament. Początkowo nie chciał, ale zgodził się na to, bym się za niego pomodlił. Wciąż jednak nie chciał przyjąć sakramentów. Po tygodniu przyszedłem do szpitala. Wołają mnie do jakiegoś pokoju, bo ktoś chce się wyspowiadać. Nie skojarzyłem, że to właśnie ten pokój. Wszedłem, a tu znajomy filmowiec, filozof. „Przez tydzień przemyślałem swoje życie. Chcę po wielu latach wyznać grzechy”.

Przyjechałem do Czech, bo z wielu źródeł słyszałem, że udało się Księdzu ożywić parafię.

Zanim trafiłem do Cieszyna, pracowałem jako proboszcz w miejscowości Hať. Gdy przyszedłem do parafii, podczas niedzielnej Mszy św. zaprosiłem ludzi do remontu kościoła. Zdumiałem się, bo następnego dnia przyszło aż kilkadziesiąt osób. Ludzie mieli naprawdę otwarte serca, ale niechętnie angażowali się w duszpasterstwo. Modliłem się gorąco i pytałem Ducha Świętego, jak ożywić tę parafię. Powstała wspólnota małżonków. Pomagała mi bardzo w kursach dla narzeczonych. Cały czas się modliłem. Pewnego dnia poprosiłem nawet o to, by Pan Bóg dał mi taką łaskę, której nikt inny nie chce przyjąć… Nie wiedziałem, czym to grozi. (śmiech)

Prośba desperata…

Troszkę tak. (śmiech) Pomodliłem się i zapomniałem o tym. Przed świętami Bożego Narodzenia zadzwoniła do mnie znajoma. Zadała mi dziwne pytanie, czy nie chciałbym przyjąć na rok trzech świeckich ewangelizatorów, misjonarzy ze szkoły chrześcijańskiego życia i ewangelizacji. Byli wcześniej na Ukrainie na miesięcznej formacji i szukają parafii w Czechach. Ekipa polsko-czesko-ukraińska. Dwie kobiety i mężczyzna. Nigdzie nie chciano ich przyjąć na rok. Nietypowa propozycja. (śmiech) Przypomniałem sobie moją modlitwę o łaskę, której nikt nie chce przyjąć, i zaryzykowałem. Powiedziałem: OK, niech przyjeżdżają. Zapewniłem im mieszkanie i wyżywienie. Przyjechali na Wigilię. Zajęli się ewangelizacją i duszpasterstwem. Zrobili pierwszy kurs Alpha. Sami mówili świadectwa i głosili konferencje. Ludziom się spodobało…

Czesi przyszli na kurs Alpha bez piwa?

Przyszli. (śmiech) Parafianom się spodobało. Początkowo bałem się, jak zareagują na troje nowych, obcych im ewangelizatorów, ale świetnie się dogadywali. Zaczęły działać wspólnoty, grupy parafialne, kursy Alpha dla młodzieży przed bierzmowaniem. Zacząłem współpracować ze Szkołą Nowej Ewangelizacji w polskim Cieszynie. Ruszyły ewangelizacyjne kursy Nowe Życie, Emaus. Zaprzyjaźniliśmy się z tymi ewangelizatorami, trudno nam było się rozstać. Zaprosiłem kolejną trójkę. Co ciekawe, z każdej tej ekipy powstawały w parafii małżeństwa. Ewangelizatorki zakochiwały się, ze wzajemnością, w chłopakach z parafii. (śmiech) Pan Bóg układał swoje puzzle…

Proboszcz, który oddaje w ciemno część duszpasterstwa świeckim? Lekcja pokory…

Zaufałem Bogu. I tym ludziom. Ale przecież modliłem się o to, bym dostał to, co inni odrzucają.

Podobnie było z parafią w Czeskim Cieszynie, którą opuścili jezuici… Muzyk Adam Bubik opowiadał mi, ile się u was dzieje…

Tak. To podobna historia. I znów Pan Bóg zbudował coś pięknego. Wiem, że przed wieloma dziełami nowej ewangelizacji, na przykład przed kursami Alpha, jest w ludziach opór. Nie boję się tej rzeczywistości z prostego powodu: od lat widzę, co „to robi” z ludźmi. Obserwuję, co się z nimi dzieje. Wracają do Kościoła, do sakramentów, Bóg scala ich małżeństwa, wyprowadza z nałogów, uzależnień. Byłem na wielu kursach Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Andrzeja. One naprawdę dają solidnego duszpasterskiego kopa. Szczególnie kurs Paweł, który, nie waham się powiedzieć, zmienił moje myślenie. Bardzo mi pomógł w posłudze w szpitalu. Zrozumiałem, że mam prowadzić ludzi na szczyt, ale by to zrobić, muszę zejść do ich poziomu.

Parafianie nie boją się tych duszpasterskich nowinek?

Początkowo pewnie patrzyli na nie z nieufnością. To normalne. Pamiętam Mszę św., na której udzielałem chrztu trzem bezdomnym. Wpuścić takich ludzi do kościoła? Początkowo parafianie bali się tego. Sam zastanawiałem się, jak pogodzić to z zamówioną wcześniej intencją. Czy ktoś się nie obrazi? Potem ludzie opowiadali, że dawno nie uczestniczyli w tak pięknej Eucharystii. Duch Święty poruszał serca.

Jak znaleźliście tych bezdomnych?

Ku naszemu zaskoczeniu przyszli… na kurs Alpha. Pewnie przyciągnęła ich darmowa kolacja. Początkowo organizatorzy byli spłoszeni. Przyszedł ktoś, kogo nie zapraszali. Co teraz? Zaprosiliśmy ich do środka. Siedzieli w osobnej sali, bo dla wielu gości była to sytuacja nie do przeskoczenia. Skończył się kurs, a oni… przychodzili dalej. Mimo że nie było już żadnych kolacji. Chcieli słuchać o miłości Boga. Wspólnota przygotowała ich do chrztu. Była to bardzo wzruszająca uroczystość! Kilka razy w roku odprawiam dla nich Mszę św. Niektórzy przychodzą co niedzielę, niektórzy nawet nie wiedzą, że jest akurat niedziela.

Wraz z Zacheuszem zza Olzy budujecie mosty. Robicie wiele akcji razem, przełamujecie wzajemną niechęć tak charakterystyczną dla wszystkich miejsc pogranicza...

Urodziłem się we Frýdku-Místku i nie spotkałem się tam z niechęcią do Polaków, ale – wiadomo – po obu stronach granicy bywa różnie. Historia zrobiła swoje. Pan Bóg burzy stereotypy, uczy nas zaufania, przebaczenia. Robimy wiele kursów z Polakami i nigdy nie spotkałem się z niechęcią parafian. Widzą obopólną korzyść.

Słyszałem głos jednego z kapłanów: „Nie lubię tych wszystkich wspólnot. Oni zawsze coś ode mnie chcą. Jakichś kluczy od salek…”. Symptomatyczne.

To prawda. Ale tak jest jedynie na początku. Wówczas człowiek musi być bardzo dyspozycyjny i zapomnieć o świętym spokoju. Ale gdy tylko powstają kolejne wspólnoty formowane przez poprzednie, wszystko zaczyna samo działać, samo się kręcić. Tak jest z kręgami małżeńskimi w naszej parafii. Powstają wciąż nowe, ale prowadzone są przez ludzi z poprzednich grup. To szkoła odpowiedzialności, czynienia uczniów. Ludzie uformowani wszystko załatwią, a ksiądz robi jedynie to, co należy do jego kapłańskich obowiązków. Dzięki Bogu.

Ks. Jan Svoboda - proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Czeskim Cieszynie, od lat zaangażowany w nową ewangelizację.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11