Pielgrzymuje od 25 lat, w nogach ma około 30 tys. kilometrów. Ale nie dlatego pokochał ją cały świat. 95-letnia Emma Morosini z Włoch dotarła na Jasną Górę.
Dziennie na nogach pokonywała ok. 20 km. Za sobą ciągnęła 20-kilogramowy wózek z najpotrzebniejszymi w drodze rzeczami. – Co miałam w środku? Nic szczególnego: ubranie na zmianę, śpiwór, pelerynę przeciwdeszczową, wodę, chleb, owoc, jeśli akurat ktoś mi go ofiarował – mówi. – Nigdy nie zerwałam żadnego owocu z drzewa, przysięgam – przyznała innym razem. – Przecież to jest kradzież, tak zostałam wychowana. Cudze rzeczy są święte. Nawet jeśli rosną na wyciągnięcie dłoni i nawet jeśli nikt cię nie widzi.
W drodze na Jasną Górę otrzymała pomoc m.in. od policjantów, którzy podwieźli ją, gdy zgubiła się na szlaku. – Innym razem nie byłam w stanie przejść na drugą stronę ulicy, był bardzo duży ruch. Wtedy także pojawiła się policja i zapytała, co się stało. Zatrzymali dla mnie ruch i mogłam przejść – wspomina. – Ten policjant zapytał się mnie też: „Dokąd idziesz?”. – „Pozdrowić Matkę Bożą z Częstochowy”. – „Pomódl się tam za nas!”. Zostawił mi swój numer telefonu i poprosił, żebym dała mu znać po dotarciu na miejsce.
Modlę się za młodych
W drodze do Częstochowy Emma przede wszystkim modliła się za młodych. – Młodzież dziś już nie wierzy. I to jest nasza wina. To dorośli nie nauczyli młodych modlitwy. Dobrobyt sprawił, że Boga schowaliśmy w piwnicy – mówi rozżalonym głosem.
Włoszka modliła się także za księży. Zwłaszcza za tych, którzy w jej ocenie są zbyt nowocześni. – Jestem z innej epoki, nie oceniam, po prostu wielu rzeczy nie umiem zrozumieć – wyjaśnia.
Na Jasną Górę dotarła wieczorem 21 sierpnia, w przeddzień święta Maryi Królowej. Nie przyszła tu na własnych nogach. Dobrzy ludzie, u których spędziła noc, z uwagi na brzydką pogodę postanowili ją podwieźć. – Przyjechałam tu białym mercedesem, zawieźli mnie pod sam obraz! Pątniczka w mercedesie, to nie tak miało być! – śmieje się. – Ale tak sobie myślę, że tego mercedesa wysłała mi sama Maryja. Ja o niego nie prosiłam.
Nie chce zdradzić, co usłyszała od Maryi, klęcząc przed jej cudownym obrazem. – To musi pozostać w moim sercu, mogę jedynie powiedzieć, że czułam się, jakbym była w ramionach mojej mamy. Nie mam już nikogo z rodziny, Ona jest moją jedyną mamą. Powierzyłam Jej wszystkie osoby, które poprosiły mnie o modlitwę. Niosłam intencje chorych, rodziców, którzy prosili o modlitwę za swoje dzieci, ludzi, którzy nie mają pracy. We Włoszech obecnie jest bardzo trudna sytuacja na rynku pracy, wielu musi emigrować – mówi.
Na koniec naszej rozmowy 95-letnia Włoszka jeszcze raz podkreśla, jak ważni są dla niej młodzi. – Modlę się za nich, żeby nie utracili wiary. Jeśli tak się stanie, dokąd będzie zmierzał ten świat? Musisz mieć w swoim życiu płomień wiary, on ci pomoże we wszystkich twoich trudnościach! Ufaj, nawet jeśli twoje sprawy nie układają się tak, jak powinny. Bóg zawsze jest z tobą – mówi z pełnym przekonaniem. – Pamiętajcie też, że Maryja jest naszą mamą. Ona troszczy się o wszystkich: o dobrych i złych, wszyscy jesteśmy Jej dziećmi. Mama nie opuszcza chorego dziecka, wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej troszczy się o nie! Maryja każdego z nas chce przyprowadzić do Jezusa.
W bazylice jasnogórskiej, gdzie mówimy sobie „do widzenia!”, podchodzi do nas bardzo poruszona młoda dziewczyna. Prosi o zdjęcie z babcią Emmą. Chwilę później klęka i ze łzami w oczach modli się do Boga. Czyżby wiedziała, że właśnie tu Emma Morosini młodym oddała swoje serce?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W rozważaniu przed modlitwą Anioł Pański, Papież Franciszek mówił o męczennikach, oddających życie.
"Chciałem, aby drugie Drzwi Święte były tutaj, w więzieniu."
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.