Czego tak naprawdę człowiek poszukuje w swoim życiu? Jaki jest sens naszej egzystencji? Czy jest jakaś nadzieja na lepsze jutro? Medytacja – szansa czy zagrożenie? Ciężko streścić tak głęboki, a wręcz nieskończony temat, jakim jest medytacja chrześcijańska. Narosło wokół niej wiele kontrowersji i nieścisłości. Rozmowa z Brunonem Koniecko OSB, autorem książki „Medytować to…” i prowadzącym sesje medytacyjne „Oddychać Imieniem. Modlitwa Jezusowa”.
W następnej kolejności każdy wybiera przedmiot, na którym będzie siedział podczas praktyki. Będzie to więc mata i poduszka, albo niski stołek lub krzesło.
Jako prowadzący zajmujesz miejsce naprzeciw krzyża.
Tak. Przed rozpoczęciem samej praktyki następuje krótkie wyjaśnienie programu rekolekcji i samej techniki medytacji. Każdą praktykę modlitwy rozpoczynamy i kończymy dźwiękiem.
Masz do tego specjalny przyrząd?
Misa dźwiękowa służy do sygnalizowania rozpoczęcia medytacji i zakończenia modlitwy. Po sesji każdy z uczestników wykonuje lekki ukłon w kierunku sąsiada. Jest to forma podziękowania za wspólną medytację. To elementy zaczerpnięte z ośrodka lubińskiego.
Znajomi z WCCM pytali mnie kiedyś, po przeczytaniu opisu Twoich rekolekcji, dlaczego nie zaczynacie sesji medytacyjnej od znaku krzyża. Oni tak robią na każdym spotkaniu i byli trochę zaskoczeni, dlaczego w Tyńcu nie jest tak samo.
Po pierwsze w samym centrum sali medytacyjnej jest krzyż. Po drugie dotyczy samej praktyki, staramy się modlić nieustannie i pozostawać w ciągłej obecności Bożej. Czynienie znaku krzyża zazwyczaj kojarzy się z rozpoczęciem modlitwy, a medytacja chrześcijańska ma nas doprowadzić do trwania w modlitwie nieustannej, dlatego u nas nie wykonujemy znaku krzyża, aby bardziej uwrażliwić na nieustanne trwanie w obecności Bożej.
Każda szkoła medytacji ma swoją formę modlitwy. Przypadek wyżej opisany pokazuje trochę bolesną prawdę, że chcielibyśmy aby to, co my praktykujemy podejmowali wszyscy inni, dokładnie tak jak my to robimy. Znowu brak szacunku i zrozumienia. Jest to pewna forma narzucania innym swoich słusznych racji, bez względu na wszystko. Mam tutaj na myśli również osoby, które krytykują medytację chrześcijańską.
To trochę tak, jakbyśmy chcieli ograniczać Ducha Świętego w Jego działaniu. Już sama struktura Kościoła pokazuje, jak wiele mamy form, nawet samej liturgii, nie mówiąc już o innych aspektach. Zobaczmy, że nie mamy w Kościele katolickim jednego ustalonego sposobu sprawowania obrzędów. Są różne obrządki i o żadnym z nich nie możemy powiedzieć, że jest najlepszy. Tym bardziej mogą być rozmaite formy praktyki modlitwy, dotyczy to również medytacji chrześcijańskiej.
Jak z takimi osobami dyskutować?
Pokazać bogactwo Kościoła, w różnych wymiarach.
Usłyszymy, że mamy wypracowaną medytację chrześcijańską, która opiera się na lekturze Pisma Świętego, a więc po co sięgać po inne formy?
Modlitwa Jezusowa nie stoi w opozycji do medytacji chrześcijańskiej. Istotą jest ciągłe powtarzanie formuły modlitewnej, w tym przypadku zdania, które zaczerpnięte jest z Pisma Świętego.
Jednak modlitwa Jezusowa nie może zakończyć się tylko i wyłącznie na mechanicznym powtarzaniu formuły. Ona ma prowadzić modlącą się osobę w głąb, do spotkania z Bogiem. To trwanie w Obecności, w ciszy, gdzie słowa już zanikają, nazywamy modlitwą serca.
Praktyka
W swojej książce Medytować to… napisałeś, że powtarzanie jednej formuły może uśpić. W szkołach zen mistrz, kiedy uczniowie medytują i zdarzy się komuś przysnąć, chodzi wokół nich i specjalnym kijem trąca medytującego, żeby wrócił do pierwotnej czujności.
Nazywa się to kyosaku. Trudno jednak wskazać złoty środek na przysypianie podczas medytacji. Różne przyczyny mogą mieć wpływ na taką sytuację. Najbardziej powszechną to zmęczenie i stres. Dlatego trudno się dziwić, że nasza wytrzymałość jest taka słaba.
Albo bujamy w obłokach…
Może i tak być (śmiech). Często zdarza się, że cała nasza medytacja będzie nieustannym zmaganiem się ze snem, z naszymi myślami. Nie powinno to nas zniechęcać, dzięki takiemu doświadczeniu widzimy nas samych, nasze słabości.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).