Chwała za progiem

O zmarłym mówimy „nieboszczyk” i myślimy o mroku mogiły. A gdzie w tym słowie jest grób? Tam jest niebo!

Reklama

Gdy stan 85-letniej siostry Immakulaty Adamskiej pogorszył się, karmelitanki z klasztoru w Bornem Sulinowie chciały ją przewieźć do szpitala na transfuzję krwi. Nie zdążyły. Zmarła 24 lipca 2007 roku. Nazajutrz znajomi wybitnej zakonnicy, w tym autor tekstu, otrzymali e-maila z jej skrzynki pocztowej. „Oblubieniec »wykradł« Ją, przygarniając na wieki do Swego serca” – pisały siostry. Dla adresatów było jasne: poszła do nieba. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze zawiadomienie o śmierci?

Porwany

Niebo – rzeczywistość tych, którzy definitywnie wybrali Boga. Maryja została tam wzięta z ciałem i duszą. To dogmat. Z tym katolicy na ogół nie mają problemu. Gorzej z wiarą w realność nieba, do którego i my jesteśmy wezwani. Sondaże pokazują, że choć prawie wszyscy Polacy deklarują wiarę w Boga, to we własne życie pozagrobowe wierzy już znacznie mniej osób.

„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” – pisze św. Paweł. Brzmi obiecująco, ale ludzka wyobraźnia chciałaby konkretu, czegoś, co dałoby się porównać do rzeczy nam znanych, bo trudno człowiekowi ogarnąć wyobraźnią stan, którego nigdy nie doświadczył. Paweł wiedział jednak, o czym mówi. „Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty – czy w ciele – nie wiem, czy poza ciałem – też nie wiem, Bóg to wie – został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek – czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, Bóg to wie – został porwany do raju i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać” – pisał apostoł o swoim własnym doświadczeniu. Niebo w mistycznym zachwyceniu zobaczył także św. Jan Apostoł. „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma” – relacjonował. Opisywał „Miasto Święte – Jeruzalem Nowe”, któremu „nie trzeba słońca ni księżyca, by mu świeciły, bo chwała Boga je oświetliła, a jego lampą – Baranek. I w jego świetle będą chodziły narody” – zapisał swą wizję, która weszła w skład Apokalipsy.

To blisko

Pewien biskup świętował 50-lecie swojego kapłaństwa. Na spotkaniu z młodzieżą młody ksiądz z gitarą zawołał: „A teraz zaśpiewamy księdzu biskupowi: »Niebo to najpiękniejsze z miejsc«!”. W tym momencie przeraził się, że nie jest to najlepszy tekst na taką okoliczność, ale było już za późno. Młodzież śpiewała radośnie i z zapałem, a biskup… uśmiechał się. Ale właściwie dlaczego miałby się nie uśmiechać? Nie ma lepszego powodu do świętowania.

„Nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie” – powiedział Jezus uczniom. W potocznym przekonaniu jednak niebo jest rzeczywistością tak odległą i oddzieloną od naszego świata, że nawet i myśleć o nim nie ma wielkiego sensu. W rzeczywistości niebo daje się niemal dotknąć i manifestuje swoje istnienie. Każdy szczerze wierzący człowiek doświadcza tego na swój sposób. Sygnały z nieba, które otrzymuje, mogą z zewnątrz wydawać się słabe, dla niego są jednak czytelne. Ale są też sytuacje, w których Kościół wręcz urzędowo domaga się wyraźnych nadprzyrodzonych sygnałów z nieba dla potwierdzenia swoich decyzji. Tym jest przecież wymaganie cudu w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych – i to dokonanego w sposób niepozostawiający wątpliwości co do jego nadprzyrodzonego charakteru. I niebo reaguje, uzdrawiając ludzi z nieuleczalnych chorób, wyciągając ich z beznadziejnych sytuacji, rozwiązując problemy nie do rozwiązania. Nieraz też zaskakuje nas cudami eucharystycznymi bądź objawieniami Maryi albo zjawiskami wskazującymi na ingerencję świętych. W tym zakresie szczególnie aktywna jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Jeszcze przed kanonizacją w 1927 roku cudów przypisywanych jej wstawiennictwu notowano ponad 4 tysiące. Zdaje się, że Teresa w ten sposób realizuje obietnicę, jaką złożyła przed śmiercią: „Niebem moim będzie czynić dobrze na ziemi”. I robi to na wielką skalę, nieraz pozostawiając w miejscu ingerencji swoje „wizytówki” w postaci róż lub ich zapachu.

O aktywności zbawionych w naszym doczesnym świecie mówi katechizm: „Święci w chwale nieba nadal wypełniają z radością wolę Bożą w odniesieniu do innych ludzi i do całego stworzenia. Już królują z Chrystusem; z Nim »będą królować na wieki wieków«”.

Usłyszę muzykę

Wbrew pozorom jest sporo świętych, którym Bóg pozwolił zajrzeć za zasłonę śmierci i w duchowy sposób oglądać niebo. Wielu też o niebie pisało. „Wspanialszą łaską obdarzeni są święci w niebie: bo znają nie tylko tych, których znali na ziemi, ale także tych, których przedtem nigdy nie widzieli, i rozmawiają z nimi tak poufale, jakby w dawnych czasach widzieli i znali się, i dlatego, kiedy ujrzą starożytnych ojców w tym miejscu wieczystego szczęścia, będą ich znać z widzenia jako tych, których zawsze znali i z którymi rozmawiali za życia. Bo widząc, że oni istotnie w tym miejscu o niewypowiedzianej jasności, wspólnej dla wszystkich, oglądają Boga, to czegóż nie wiedzą ci, którzy znają Tego, który wie wszystko?” – pisał święty papież Grzegorz Wielki. A św. Alfons Liguori, biskup i doktor Kościoła, zapewniał, że „w niebie wszystko jest, czego tylko zapragnąć można. Każda rzecz tam nowa, żadna przykrości nie sprawia, nowe ozdoby, nowe rozkosze, nowe radości; wszystko uwesela i zadowala jak najzupełniej. Nasycą się oczy oglądaniem miasta nieporównanego” – zapowiadał, dodając za św. Augustynem, że tylu tam jest królów, ilu obywateli. Nade wszystko zaś ucieszy nas spotkanie twarzą w twarz ze Zbawicielem. Wtedy, uszczęśliwieni, powiemy: „Dobrze nam tu być!”. „Nie tylko oczy, ale i powonienie niebieskimi wonnościami zasyci się w zupełności. Muzyka swymi tonami i harmonią niezrównaną pozwoli słuchowi napawać się do woli” – pisał św. Alfons. Przywołał przykład św. Franciszka z Asyżu, który „posłyszał raz grającego anioła i z radości prawie odszedł od zmysłów. O ileż bardziej rozradujemy się, gdy świętych i aniołów posłyszymy Bogu chwałę bezustannie wyśpiewujących”.

Podobne przekonanie musiał mieć geniusz muzyki organowej Jan Sebastian Bach. Swój ostatni utwór, chorał „Panie, oto stoję przed Twym tronem”, skomponował kilka dni przed śmiercią. Podyktował go zięciowi, leżąc w łóżku. Jego wyszeptane w agonii ostatnie słowa brzmiały: „Wreszcie usłyszę prawdziwą muzykę”.

Piękności niepojęte

Mistyczne doświadczenie nieba było dane św. Faustynie. „Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci” – pisała. „Widziałam, jak wszystkie stworzenia oddają cześć i chwałę nieustannie Bogu; widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je, i wraca do źródła wszelka chwała i cześć z uszczęśliwienia, i wchodzą w głębie Boże, kontemplują życie wewnętrzne Boga, Ojca, Syna i Ducha Świętego, którego nigdy ani pojmą, ani zgłębią. To źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia” – zanotowała w „Dzienniczku”.

W innym miejscu Faustyna napisała: „Chociaż wybrani w niebie widzą twarzą w twarz Boga i są zupełnie szczęśliwi, absolutnie – jednak ich poznanie Boga nie jest równe, dał mi to Bóg poznać. To głębsze poznanie zapoczątkowuje się tu, na ziemi, miarą łaski, ale i w dużej mierze zależy od naszej wierności tej łasce”.

Tam jest realniej

Śmiertelnikom, nieznającym nic prócz rzeczy ziemskich, wydaje się, że nasz materialny świat jest szczytem realności. Tu wszystko można zobaczyć i wszystkiego dotknąć. Z tej perspektywy wszystkie inne rzeczywistości jawią się jako mętne wytwory umysłu, niekonkretne i nieuchwytne widziadła. To się jednak całkowicie zmienia, gdy człowiek spotyka Chrystusa. Wówczas to właśnie nasza obecna rzeczywistość staje się mniej realna od tamtej. „To jest inny świat o takim blasku i realności, że nasz świat wydaje się przy nim podobny do rozwiewających się cieni sennych marzeń. Tę nową rzeczywistość i prawdę widzę z ciemnego brzegu, na którym stoję. To jest ład we wszechświecie, a na jego szczycie jest Oczywistość Boga, która jest Obecnością i Osobą” – pisał francuski pisarz André Frossard po tym, jak olśniła go światłość płynąca z Najświętszego Sakramentu. W jednej chwili się wtedy nawrócił, a resztę życia poświęcił głoszeniu realności królestwa nie z tego świata.

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi: „Żyć w niebie oznacza »być z Chrystusem«. Wybrani żyją »w Nim«, ale zachowują i – co więcej – odnajdują tam swoją prawdziwą tożsamość, swoje własne imię”. Oznacza to, że niebo zaczyna się już tutaj. „Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia” – modli się psalmista. Dla kogoś, kto dotknął nieba, ziemskie atrakcje tracą wartość i tylko bycie blisko Chrystusa przynosi im ukojenie. „O, jak brzydka ziemia, gdy się zna niebo” – pisze Faustyna. To z tej znajomości bierze się zdrowa tęsknota za niebem. Zdrowa, bo wynikająca nie z frustracji i znużenia życiem, lecz z zachwytu nad jeszcze lepszym życiem niż doczesne. To właśnie musiał przeżywać św. Paweł, gdy pisał: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne”.

Oto człowiek spełniony – bardzo go ciągnie do nieba, ale chce też pociągnąć tam innych. To jest naturalne środowisko człowieka. I całkiem bliskie. Jak to pisał Adam Mickiewicz: „Że do nieba daleko, niejeden narzeka. Ziemia dalej niżeli niebo od człowieka”.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama