John Bradburne, opiekun trędowatych, został z zimną krwią zamordowany 40 lat temu. Teraz rozpocznie się jego proces beatyfikacyjny.
Męczennik
Bradburne wielokrotnie próbował zostać zakonnikiem. Najpierw w zakonie kartuzów, później trapistów w Jerozolimie, a następnie u benedyktynów w Anglii. Nigdzie jednak na zagrzał miejsca na długo. Powierzył swoje życie Bogu i w końcu rozpoczął życie „bożego wagabundy”. Przez jakiś czas był zakrystianem we Włoszech, dozorcą w domu kardynała, a nawet ulicznym śpiewakiem w Londynie. Ostatecznie wstąpił do III Zakonu św. Franciszka, wybierając życie na wzór Biedaczyny z Asyżu. Tu skrystalizowało się jego powołanie. 6 lat później w liście do swojego długoletniego przyjaciela o. Johna Dove’a, misjonarza w Zimbabwe (ówczesnej Rodezji), napisał, że chciałby znaleźć swoją „jaskinię”, w której mógłby zamieszkać i się modlić. Ojciec Dove zaprosił go do siebie, by John realizował swoje powołanie w charakterze świeckiego misjonarza. Afryka była ostatnim etapem jego duchowej i życiowej podróży. Tam wreszcie odnalazł swój dom. Został opiekunem kolonii trędowatych w Mutemwa.
W Rodezji trwała walka partyzanckiej Afrykańskiej Armii Narodowego Wyzwolenia przeciw rządom białej mniejszości. 2 września 1979 roku Bradburne’a porwali młodociani bojówkarze. Zawlekli porwanego do komendanta oddziału, który jednak kazał go zwolnić i odesłać do domu. Decyzja nie spodobała się partyzantom, którzy za wszelką cenę chcieli zabić białego.
W środę 5 września więzień wraz z dwoma pilnującymi go partyzantami wyruszył w stronę Mutemwa. W czasie drogi Bradburne dwukrotnie się zatrzymał, by się pomodlić. W pewnym momencie jeden z towarzyszących mu mężczyzn kazał Johnowi zejść nad płynący w pobliżu strumień. Bradburne ponownie odmówił modlitwę, a kiedy się podnosił, strażnik strzelił mu w plecy. Później w pobliżu ciała znaleziono 24 łuski z karabinka kałasznikowa. Ksiądz David Gibas, przyjaciel zabitego, odnalazł zwłoki i przewiózł je do pobliskiego miasta. Następnie wrócił do Mutemwa, gdzie w prowizorycznej kaplicy odprawił za niego Mszę św. W czasie pogrzebu, kiedy na trumnie zmarłego położono trzy lilie, uczestnicy stali się świadkami niezwykłego zjawiska. Z trumny zaczęły się sączyć kropelki krwi. Zauważyło to wiele osób, których relacje przekazał jezuita o. John Dove w książce „Boży włóczęga: Historia Johna Bradburne’a”. Ojciec Dove wskazuje, że od śmierci Bradburne’a zaszło wiele innych cudownych wydarzeń, które dowodzą jego świętości.
„Historia życia Johna dotknęła mojego serca i duszy i przybliżyła mnie do Boga. Objawił mi się Bóg pełen cudownych niespodzianek, lepszy niż moglibyśmy sobie wyobrazić. Niezwykły Bóg, którego nie można zamknąć w racjonalnych pojęciach ani w »zwykłym« życiu religijnym” – napisał po śmierci Bradburne’a Jean Vanier, założyciel wspólnot „L’Arche” i „Wiara i Światło”, który całe swoje życie poświęcił upośledzonym umysłowo.
Starania o kanonizację zabitego przez partyzantów opiekuna trędowatych rozpoczęły się wcześniej, ale dopiero ostatnio nabrały rozpędu. Z pewnością wpłynęła na to sytuacja polityczna w Zimbabwe po upadku reżimu prezydenta Mugabe. W czasie wojny domowej w latach 70. zeszłego stulecia był on liderem Afrykańskiej Armii Narodowego Wyzwolenia, w której jako żołnierz działał morderca Bradburne’a.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.