Gubisz się w hałasie? Wśród rozjarzonych reklam nie widzisz rozgwieżdżonego nieba? Potrzebujesz przemienienia.
Młodego mężczyznę dopadł ciężki strach. Ni stąd, ni zowąd, bez dostrzegalnego powodu zaczął się bać. Nie mógł odnaleźć źródła lęku, bo nic szczególnego się nie działo. Gdy przerażony rozglądał się za jakąś pomocą, zobaczył plakat z reklamą domu rekolekcyjnego w Katowicach-Panewnikach. Złapał za telefon. – Proszę księdza, ja muszę zaraz wziąć udział w rekolekcjach! – dyszał w słuchawkę. Ksiądz Tadeusz Czakański, diecezjalny rekolekcjonista, który odebrał telefon, był zaskoczony. – Ale proszę pana, my tu teraz mamy rekolekcje dla wdów, pań samotnych… – mitygował rozmówcę. – Nie szkodzi, nie szkodzi – gorączkował się tamten. Nie chciał słyszeć o późniejszym terminie. – Ja muszę natychmiast! – nalegał.
Cóż było robić, ksiądz przyjął nietypowego rekolektanta.
– No i ten młody człowiek, rodzynek wśród starszych pań, wdów, emerytek, odprawił swoje czterodniowe rekolekcje – śmieje się ksiądz Czakański. – I sam był zaskoczony, że wrócił spokój. A razem z wewnętrzną harmonią przyszło pragnienie poświęcenia się Bogu. Od tej pory ten człowiek bardzo angażuje się w życie Kościoła – zaznacza rekolekcjonista.
Wysoko i osobno
„Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich” – pisze ewangelista Mateusz. Prawdopodobnie chodzi o górę Tabor w Galilei. Dziś, jeśli poszukuje się tego miejsca w „geografii duchowej”, najtrafniej byłoby chyba wskazać rekolekcje. One mają różną formę, ale zawsze zawierają w sobie coś z Góry Przemienienia: człowiek idzie tam pociągnięty przez Jezusa (na przykład okolicznościami) i jak trzej apostołowie ma nieraz pod górkę, zwłaszcza na początku. Ale idzie i oddala się od codziennych spraw i w końcu widzi Jezusa przemienionego, jakiego nie znał. I sam wraca przemieniony.
– Bibliści akcentują, że Jezus zabrał Piotra, Jakuba i Jana „na górę wysoką, osobno”. Potrzebujemy odosobnienia, miejsca, gdzie nie ma tłumu. Potrzebujemy pustelni. Ja często nazywam takie rekolekcje sanatoriami duchowymi. Bo potrzebujesz czasu, żeby twoje oczy, uszy i serce odwykły od hałasu, od wulgaryzmów, od kłótni – podkreśla ks. Tadeusz Czakański.
Megazmiana
Trudno przecenić korzyści duchowe, jakie wielu Polaków odniosło już na starcie w dorosłe życie dzięki rekolekcjom oazowym. Należy do nich Daniel Pietryga. Dziś, niemal ćwierć wieku później, potwierdza, że tamte rekolekcje w Jaworniku zmieniły wszystko. Właściwie nie powinien zostać na nie przyjęty, bo nie był zapisany, a w dodatku przyjechał tam za dziewczyną, jego obecną żoną. To nie była dobra motywacja do przeżywania rekolekcji, ale innych niestety nie miał. Był jednak dziwnie przekonany, że się dostanie. I rzeczywiście, ksiądz go przyjął. I tam, na tych rekolekcjach, nastąpił punkt zwrotny. Stało się to na modlitwie, podczas której doznał poczucia, że jest w ręku Boga. – Po tych rekolekcjach cały czas jest we mnie poczucie kompletnego bezpieczeństwa i zaufania Panu Bogu. Jak w psalmie: „On się mną całkowicie zaopiekuje” – mówi Daniel. Zastrzega, że bynajmniej nie oznaczało to braku problemów. – Następne etapy nawracania się to kolejne lata i kolejne rekolekcje. Człowiek do dzisiaj się nawraca. Ale to było odbicie się od dna i zerwanie ze „starym człowiekiem”. Mega przemieniające doświadczenie – przekonuje.
Trudno sobie wyobrazić, jak potoczyłoby się życie Daniela i jego rodziny bez tego, co się wtedy wydarzyło, bo czekały ich niełatwe doświadczenia. Przez dziewięć lat po ślubie z Olą nie mieli dzieci. Ale cały czas w sercu była wiara granicząca z pewnością, że wszystko jest w ręku Boga. I rzeczywiście – dziś są rodzicami trojga dzieci. Gdy jednak miało się narodzić trzecie dziecko, wydarzyła się katastrofa finansowa. Daniel wpadł w koszmarne długi, nie do zapłacenia. – Nie wiem, jak to przetrwaliśmy. To jest chyba możliwe tylko z Duchem Świętym – twierdzi. Męczyli się tak cztery lata, dług mimo spłacania narastał, ale Danielowi cały czas towarzyszyło poczucie pokoju w sercu. I nagle to wszystko znikło – tak nagle, jak przyszło. W tym roku okazało się, że sprawę da się jakimś cudem załatwić, dług został wykupiony. – I przez cały ten czas na różne sposoby otrzymywałem komunikaty od Taty w niebie, że mam się nie bać. I wciąż miałem przekonanie, że to jest rzecz, którą Pan Bóg chce wykorzystać, że chce pokazać, jak jest potężny i że z każdego problemu jest w stanie ludzi wyprowadzić. Dla Niego jest kompletnie nieistotne, w jakim bagnie jesteś, to wszystko jest do przezwyciężenia, żeby się okazała Jego chwała – mówi Daniel. Zaznacza, że wszystko to w jakiś sposób jest owocem tamtych rekolekcji sprzed wielu lat: jedno wielkie „Jezu, ufam Tobie”. – Nieraz było tak, że mówiłem rano żonie: „Ola, mam ostatnie 8 złotych. Kupię chleb i masło – i to wszystko”. Po południu przyjeżdża znajomy: „Ja tu dostałem jakąś kasę, weźcie ją”. Albo nagle przychodzi jakiś przelew, nie wiadomo skąd i za co, albo pojawia się jakiś nadzwyczajny klient i dobre zlecenie – śmieje się. I dodaje: – Czuję się pobłogosławiony.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.