Góra ludzi znalezionych

Franciszek Kucharczak; GN 31/2019

publikacja 04.09.2019 06:00

Gubisz się w hałasie? Wśród rozjarzonych reklam nie widzisz rozgwieżdżonego nieba? Potrzebujesz przemienienia.

Góra ludzi znalezionych roman koszowski /foto gość

Młodego mężczyznę dopadł ciężki strach. Ni stąd, ni zowąd, bez dostrzegalnego powodu zaczął się bać. Nie mógł odnaleźć źródła lęku, bo nic szczególnego się nie działo. Gdy przerażony rozglądał się za jakąś pomocą, zobaczył plakat z reklamą domu rekolekcyjnego w Katowicach-Panewnikach. Złapał za telefon. – Proszę księdza, ja muszę zaraz wziąć udział w rekolekcjach! – dyszał w słuchawkę. Ksiądz Tadeusz Czakański, diecezjalny rekolekcjonista, który odebrał telefon, był zaskoczony. – Ale proszę pana, my tu teraz mamy rekolekcje dla wdów, pań samotnych… – mitygował rozmówcę. – Nie szkodzi, nie szkodzi – gorączkował się tamten. Nie chciał słyszeć o późniejszym terminie. – Ja muszę natychmiast! – nalegał.

Cóż było robić, ksiądz przyjął nietypowego rekolektanta.

– No i ten młody człowiek, rodzynek wśród starszych pań, wdów, emerytek, odprawił swoje czterodniowe rekolekcje – śmieje się ksiądz Czakański. – I sam był zaskoczony, że wrócił spokój. A razem z wewnętrzną harmonią przyszło pragnienie poświęcenia się Bogu. Od tej pory ten człowiek bardzo angażuje się w życie Kościoła – zaznacza rekolekcjonista.

Wysoko i osobno

„Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich” – pisze ewangelista Mateusz. Prawdopodobnie chodzi o górę Tabor w Galilei. Dziś, jeśli poszukuje się tego miejsca w „geografii duchowej”, najtrafniej byłoby chyba wskazać rekolekcje. One mają różną formę, ale zawsze zawierają w sobie coś z Góry Przemienienia: człowiek idzie tam pociągnięty przez Jezusa (na przykład okolicznościami) i jak trzej apostołowie ma nieraz pod górkę, zwłaszcza na początku. Ale idzie i oddala się od codziennych spraw i w końcu widzi Jezusa przemienionego, jakiego nie znał. I sam wraca przemieniony.

– Bibliści akcentują, że Jezus zabrał Piotra, Jakuba i Jana „na górę wysoką, osobno”. Potrzebujemy odosobnienia, miejsca, gdzie nie ma tłumu. Potrzebujemy pustelni. Ja często nazywam takie rekolekcje sanatoriami duchowymi. Bo potrzebujesz czasu, żeby twoje oczy, uszy i serce odwykły od hałasu, od wulgaryzmów, od kłótni – podkreśla ks. Tadeusz Czakański.

Megazmiana

Trudno przecenić korzyści duchowe, jakie wielu Polaków odniosło już na starcie w dorosłe życie dzięki rekolekcjom oazowym. Należy do nich Daniel Pietryga. Dziś, niemal ćwierć wieku później, potwierdza, że tamte rekolekcje w Jaworniku zmieniły wszystko. Właściwie nie powinien zostać na nie przyjęty, bo nie był zapisany, a w dodatku przyjechał tam za dziewczyną, jego obecną żoną. To nie była dobra motywacja do przeżywania rekolekcji, ale innych niestety nie miał. Był jednak dziwnie przekonany, że się dostanie. I rzeczywiście, ksiądz go przyjął. I tam, na tych rekolekcjach, nastąpił punkt zwrotny. Stało się to na modlitwie, podczas której doznał poczucia, że jest w ręku Boga. – Po tych rekolekcjach cały czas jest we mnie poczucie kompletnego bezpieczeństwa i zaufania Panu Bogu. Jak w psalmie: „On się mną całkowicie zaopiekuje” – mówi Daniel. Zastrzega, że bynajmniej nie oznaczało to braku problemów. – Następne etapy nawracania się to kolejne lata i kolejne rekolekcje. Człowiek do dzisiaj się nawraca. Ale to było odbicie się od dna i zerwanie ze „starym człowiekiem”. Mega przemieniające doświadczenie – przekonuje.

Trudno sobie wyobrazić, jak potoczyłoby się życie Daniela i jego rodziny bez tego, co się wtedy wydarzyło, bo czekały ich niełatwe doświadczenia. Przez dziewięć lat po ślubie z Olą nie mieli dzieci. Ale cały czas w sercu była wiara granicząca z pewnością, że wszystko jest w ręku Boga. I rzeczywiście – dziś są rodzicami trojga dzieci. Gdy jednak miało się narodzić trzecie dziecko, wydarzyła się katastrofa finansowa. Daniel wpadł w koszmarne długi, nie do zapłacenia. – Nie wiem, jak to przetrwaliśmy. To jest chyba możliwe tylko z Duchem Świętym – twierdzi. Męczyli się tak cztery lata, dług mimo spłacania narastał, ale Danielowi cały czas towarzyszyło poczucie pokoju w sercu. I nagle to wszystko znikło – tak nagle, jak przyszło. W tym roku okazało się, że sprawę da się jakimś cudem załatwić, dług został wykupiony. – I przez cały ten czas na różne sposoby otrzymywałem komunikaty od Taty w niebie, że mam się nie bać. I wciąż miałem przekonanie, że to jest rzecz, którą Pan Bóg chce wykorzystać, że chce pokazać, jak jest potężny i że z każdego problemu jest w stanie ludzi wyprowadzić. Dla Niego jest kompletnie nieistotne, w jakim bagnie jesteś, to wszystko jest do przezwyciężenia, żeby się okazała Jego chwała – mówi Daniel. Zaznacza, że wszystko to w jakiś sposób jest owocem tamtych rekolekcji sprzed wielu lat: jedno wielkie „Jezu, ufam Tobie”. – Nieraz było tak, że mówiłem rano żonie: „Ola, mam ostatnie 8 złotych. Kupię chleb i masło – i to wszystko”. Po południu przyjeżdża znajomy: „Ja tu dostałem jakąś kasę, weźcie ją”. Albo nagle przychodzi jakiś przelew, nie wiadomo skąd i za co, albo pojawia się jakiś nadzwyczajny klient i dobre zlecenie – śmieje się. I dodaje: – Czuję się pobłogosławiony.

Kolejka do przemiany

Rekolekcje są dla wielu ludzi punktem zwrotnym. To tam dostrzegają rzeczy, których wcześniej nie widzieli, zwłaszcza w sobie. Pewnie dlatego wzrasta popularność rekolekcji w milczeniu. Najbardziej klasyczne opierają się na duchowości św. Ignacego Loyoli, założyciela jezuitów. – To milczenie, wykasowanie rozpraszających bodźców sprawia, że wszystkie komunikaty są w stanie lepiej dotrzeć do serca. Otwiera też na obecność Boga – mówi Ola, która właśnie wróciła z rekolekcji ignacjańskich. – Dla mnie ważne było odkrycie, jakim językiem mówi do mnie Bóg, bo nie do każdego mówi tak samo. Widzę teraz wszędzie pełno Jego znaków, On mówi najbardziej przez wydarzenia, „przypadki” – opowiada.

Ojciec Artur Wenner SJ, dyrektor jezuickiego domu rekolekcyjnego w Częstochowie, mówi, że popularność rekolekcji ignacjańskich w Polsce nie tylko nie maleje, ale wręcz wzrasta. Przez sam ośrodek w Częstochowie przewija się ponad półtora tysiąca rekolektantów rocznie. A podobnych ośrodków w kraju jezuici mają dziesięć. Żeby się tam dostać, ludzie nieraz czekają w kolejkach.

– Jednym z atutów tych rekolekcji jest milczenie. Ludzie czują się dziś przygnieceni tempem życia, odczuwają więc też coraz większe pragnienie poszukiwania równowagi wewnętrznej. Uczestnicy cenią sobie ciszę jako element rekolekcji, niezależnie od programu duchowego – mówi o. Artur. Przyczynę popularności takich rekolekcji upatruje też w podejściu indywidualnym. – Chodzi o możliwość przyjrzenia się z kierownikiem duchowym swoim pytaniom czy napięciom wewnętrznym, uporządkowania swojego wnętrza – zauważa, dodając, że sporo jest osób, które we wspólnotach otrzymują całkiem solidną formację biblijną czy teologiczną, ale czasami brakuje im odpowiedzi, jak to przekształcić we własne życie. Rekolekcje wychodzą naprzeciw takim potrzebom.

Ksiądz nie widzi?

„Ja takiego Kościoła nie znałem” – to częste zdanie wypowiadane przez uczestników różnego rodzaju rekolekcji. Szczególnie tych, których przywiodła tam jakaś sytuacja, z którą sobie nie radzili, i „przypadkiem” w rekolekcjach dostrzegli deskę ratunku. A tam, ponieważ zostali przygotowani oderwaniem od codzienności i „wspinaczką”, „Jezus przemienił się wobec nich”.

– Mamy tylu psychologów, psychiatrów, stosujemy leki na to, co nas niepokoi, tymczasem to, co nas trapi, to często niepokoje duchowe. Niejednokrotnie w czasie rekolekcji zdarza się, że ktoś spowiada się z grzechów niewyznanych, zatajonych. Grzech niewyznany strasznie dziś męczy wielu ludzi. A problem narasta, narasta, i z tego tylko diabeł się cieszy. Na rekolekcjach nieraz ludzie pytają, co to jest spowiedź generalna i jak ją odprawić. Myślę, że to jest miejsce szczególnej modlitwy o uzdrowienie. Sakrament pokuty jest przecież sakramentem uzdrowienia – zauważa ks. Tadeusz Czakański. Czasem uzdrowienie dotyka także ciała. Któregoś razu w czasie prowadzonych przez ks. Tadeusza rekolekcji do zakrystii przyszła uczestniczka. – Ksiądz nic nie widzi? – zapytała. – No… widzę panią – odpowiedział niepewnie. – Ale nie o to chodzi, ja przez całą Mszę stałam, a na Komunię uklękłam! Proszę księdza, ja nigdy nie umiałam uklęknąć, ja doznałam uzdrowienia kolana! – cieszyła się.

Luksus ciszy

Święty Łukasz we fragmencie Ewangelii czytanej w święto Przemienienia Pańskiego podaje, że „Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić”. Jego celem była modlitwa, kontakt z Ojcem w Duchu Świętym. Zanurzenie w Bogu pozwala dostrzec rzeczy zazwyczaj niedostrzegalne.

– To jest tak jak z ciemnością nocy. Wszystko mamy dziś oświetlone sztucznym światłem. Mnóstwo świecidełek i neonów nie pozwala dostrzec gwiazd. Są dziś strefy, w których specjalnie dba się o to, żeby światła elektrycznego było jak najmniej, np. w Sopotni Wielkiej – mówi ks. Tadeusz Czakański, porównując to do rekolekcyjnej ciszy, która pozwala dostrzec świat duchowy. – Nie przypadkiem powtarza się, że „Bóg mówi w ciszy”. Cisza to dziś jeden z największych luksusów i warto za nią zapłacić – śmieje się rekolekcjonista.