Czemu chrzcimy małe dzieci

Są tacy, którzy każą dorosłym ludziom przyjmować powtórnie chrzest, mówiąc, że chrzest niemowląt jest nieważny. Nie potwierdza tego ani Biblia, ani Tradycja Kościoła.

Reklama

Po co czekać?

Proboszcz podczas niedzielnego kazania mówi o potrzebie uporu w dobrych sprawach. Nazywa to świętą bezczelnością. Po Mszy do zakrystii wchodzi szczupły mężczyzna, członek Opus Dei. – Urodziła mi się córka. Czy mógłby ją ksiądz ochrzcić nie później niż za tydzień? – pyta. Ksiądz na to, że za trzy tygodnie będą chrzty, ale mężczyzna nalega. Chce, żeby jego dziecko jak najszybciej doświadczyło łaski bycia dzieckiem Bożym i zostało członkiem Kościoła. Widząc, że kapłan się waha, sięga po argument z kazania: „Mówił ksiądz, że powinniśmy mieć świętą bezczelność. Jak ksiądz widzi, dobrze słuchałem”. Proboszcz ulega.

Ojciec dziewczynki, pragnąc jak najwcześniejszego jej chrztu, nawiązywał w gruncie rzeczy do głęboko zakorzenionej chrześcijańskiej tradycji, zgodnie z którą chrzest noworodków był powszechną praktyką. Święty Cyprian pisał z synodu biskupów afrykańskich w Kartaginie w 251 roku, że „żadnemu narodzonemu człowiekowi nie należy odmawiać miłosierdzia Bożego i łaski”. Sam synod uznał za właściwe „udzielanie chrztu w drugim lub trzecim dniu po narodzeniu”.

Ze zrozumiałych względów wśród pierwszych chrześcijan dominował chrzest dorosłych, lecz w kolejnych pokoleniach chrześcijan rozwinęła się powszechna praktyka chrztu małych dzieci. Na to są liczne i jednoznaczne dowody. Już w II wieku św. Ireneusz, biskup Lyonu, pisał w dziele „Adversus haereses”: „Chrystus przyszedł przez siebie samego wszystkich zbawić, wszyscy, powiadam, przez Niego odradzają się w Bogu: dzieci i niemowlęta, pacholęta, młodzieńcy i starsi”. Z kontekstu wynika, że za czasów Ireneusza chrzest małych dzieci był już rzeczą zwyczajną. „Tradycja apostolska”, dokument z początku III wieku, instruuje: „Chrzcijcie najpierw dzieci: wszystkie, które mogą mówić we własnym imieniu, niech same to czynią; jeśli natomiast chodzi o te, które nie mogą jeszcze mówić we własnym imieniu, niech mówią za nich rodzice albo ktoś z ich rodziny”.

Orygenes, najsłynniejszy teolog III wieku, pisał: „Kościół od apostołów przejął praktykę udzielania chrztu nawet dzieciom. Wiedzieli bowiem ci, którym powierzone były sekrety Bożych tajemnic, że we wszystkich są przyrodzone zmazy grzechowe, które powinny być zmyte przez wodę i Ducha Świętego”.

Cwaniactwo

Był maj 337 roku. W swoim pałacu w Ancyronie koło Nikomedii umierał Konstantyn Wielki. Cesarz, który zapewnił chrześcijaństwu wolność i angażował się w jego rozwój, dopiero teraz, kilka dni przed śmiercią, przyjmował chrzest. Nie on jeden w tamtych czasach odkładał obmycie wodą chrztu aż do śmierci. Był to efekt swoistego cwaniactwa duchowego, które pojawiło się na pewien czas wśród chrześcijan w IV wieku. Zakładano, że korzystniej będzie, gdy chrzest przyjmowany w ostatnim momencie wraz z grzechem pierworodnym zmyje także wszystkie grzechy popełnione w ciągu życia, i to bez konieczności odbycia za nie pokuty. Wielu katechumenów robiło wtedy podobnie. Z tych samych powodów również rodzice często wstrzymywali się z chrzczeniem swoich dzieci.

Wielu wielkich świętych, takich jak św. Hieronim czy św. Augustyn, mocno angażowało się w zmianę tego błędnego myślenia, nawołując do nieodkładania chrztu i podkreślając, że jest on konieczny do zbawienia i umożliwia życie w łasce Bożej na co dzień. Ich usiłowania przyniosły rezultat – zła tendencja chrzcielna w Kościele została powstrzymana.

Kosztowny sentyment

Rekolekcje oazowe, wiele lat temu, jeszcze za PRL. Jeden z uczestników, Czech, niedawno został ochrzczony. – Ile ja straciłem, że dopiero teraz spotkałem Pana Jezusa – ubolewa co chwila. Inni uczestnicy pocieszają go, że dzięki temu mógł świadomie wybrać Jezusa. Słusznie, to jest pewna wartość, ale dlaczego mniejszą wartością miałoby być życie od pierwszych dni w blasku łaski Bożej? Pozwolić dziecku całe dzieciństwo żyć ze zmazą grzechu pierworodnego tylko dlatego, że jego rodzice ubóstwili pojęcie „osobistego wyboru”? Jaka to logika?

– Jeżeli wiemy, czym jest chrzest, jakie ma konsekwencje, jeśli wiemy, że to jest szczęście, że to jest potrzebne w rzeczywistości duchowej dla nas, to chcemy tego szczęścia także dla najmniejszych – mówi ks. Tomasz Szałanda. Osoby upierające się przy twierdzeniu, że warto czekać z chrztem dzieci po to, aby one mogły go przyjąć w pełni świadomie, zdają się hołdować teologicznemu sentymentalizmowi, który koncentruje się bardziej na dyspozycji człowieka i jego doznaniach aniżeli na darmowości łaski Bożej. Tymczasem Bóg jest pierwszy i to On wychodzi z inicjatywą. Podkreśla to św. Paweł. „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” – przypomina Rzymianom (Rz 5,8).

Nie należy przeceniać elementu ludzkiej świadomości. Czy odmówimy chrztu osobie nieprzytomnej albo głęboko upośledzonej? Wiara jest przede wszystkim darem Bożym, a jego podłożem, na którym wyrasta, jest Kościół. Na czym ma wzrastać, jeśli człowieka trzyma się od Kościoła na dystans?

Bóg chce zbawienia wszystkich ludzi, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdują, a także niezależnie od ich wieku. Kościół zawsze to rozumiał, dlatego od początku chrzcił niemowlęta. Nie trzeba przecież być starym człowiekiem, aby zostać dzieckiem Bożym.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7