Pytam Nathalie, co czuje 20 lat po tym, jak po raz ostatni ukazała jej się Umubyeyi w’Imana, Boża Rodzicielka. – To wielka łaska i wielkie cierpienie – odpowiada w języku kinyarwanda.
Wspomina, jak ludzie szukali schronienia w kaplicy. – Przynosiłem im wodę i jedzenie. Groch, fasolę, ryż. A jak był drugi atak, we wtorek, to spalili w tej kaplicy wszystkich. Na naszych oczach. I nic nie zrobisz. Mieli broń, nic nie zrobisz. Zabrali klucze od samochodów, spuścili część benzyny, wlali ją do kaplicy i spalili. Uratował się jeden z robotników, ale już nie żyje.
W samej tylko gminie Kibeho zginęło w 1994 r. ok. 7000 Tutsi. W drugiej połowie tego roku na terenie parafii Kibeho powstał obóz uchodźców wewnętrznych. Większość stanowili Hutu. W styczniu 1995 r. rząd wydał nakaz opuszczenia Kibeho. Mimo to ok. 100 000 uchodźców zostało w obozie. 22 i 23 kwietnia 1995 r. obóz został zlikwidowany siłą. Według Gérarda Getreya, autora książki „Kibeho ou la face cachée de la tragédie rwandaise”, zginęło wtedy ok. 8000 osób. W relacji członków Australijskiego Korpusu Medycznego ponad 4000. Oficjalne dane rządowe podawały liczbę 338. – A jaka jest prawda? Nikt ciał na pewno dokładnie nie liczył. Cała okolica stała się „regionem cmentarzy” – mówi mój rozmówca.
W 1995 r. o. Jacques był świadkiem wydarzeń na drodze z Kibeho do Butare. – Część ludzi wywieziono do lasu, część wojsko poprowadziło z Kibeho do Butare. Starszych, co zostawali z tyłu, zabijali. Ci z ONZ to widzieli, ale nic nie robili. Jeszcze dali 11 ciężarówek, aby te trupy przewieźć... Te obrazy wracają do człowieka w snach. Trzeba się modlić za Rwandę...
Aby jednoczyć
Na wiele kolejnych miesięcy Kibeho stało się wydzieloną i zamkniętą dla ludności cywilnej strefą wojskową. Po otrzymaniu zgody władz regionalnych dokonano rytualnego oczyszczenia sanktuarium w Kibeho i wznowiono pielgrzymki, począwszy od wigilii Bożego Narodzenia 1995 r. Ponieważ kościół parafialny był zniszczony, sanktuarium maryjne (Notre Dame de Kibeho) stało się miejscem działalności duszpasterskiej w regionie. Wkrótce przywrócono także adorację w prowizorycznej kaplicy. Te inicjatywy duszpasterskie spowodowały powolny powrót ludzi do Kibeho i odnowiły ruch pielgrzymkowy.
Dziś, ćwierć wieku po dramacie ludobójstwa, do Kibeho co roku przybywają dziesiątki tysięcy osób. Misję przy sanktuarium prowadzą pallotyni. Mają kilka placówek w kraju. W stolicy Kigali stworzyli drukarnię i wydawnictwo Pallotti-Presse. – Wydajemy miesięcznik „Kinya- mateka”, to znaczy „Rwandyjskie historie”, oraz „Hobe” dla dzieci, co znaczy „Cześć”. Chodzi o to, aby jednoczyć Rwandę – oprowadza po drukarni jej dyrektor, Narcisse. Pisma zostały założone jeszcze w latach 50. XX wieku przez Ojców Białych, pierwszych misjonarzy na terenie Rwandy. W Kabuga i Ruhango pallotyni prowadzą sanktuaria Bożego Miłosierdzia, gdzie zjeżdżają tysiące wiernych. Oprócz pallotynów niedaleko Kibeho są też marianie oraz lokalne zgromadzenie tzw. zielonych braci (od koloru habitu). – Naszą misją jest pojednanie – mówi Jean-Marie, przełożony tutejszej wspólnoty. W całej Rwandzie jest ok. stu braci i sióstr Misjonarzy i Misjonarek Pokoju Chrystusa Króla – bo takie są nazwy zgromadzeń. W Kibeho działa też szkoła dla niewidomych i niedowidzących dzieci, prowadzona przez franciszkanki służebnice Krzyża. To jedyna taka placówka na cały kraj. – Mamy obecnie ponad 140 uczniów, a miejsca jest dla 170. Nasi uczniowie zdają egzaminy państwowe i na ich podstawie dostają się do szkół średnich – opowiada s. Bogusia, kierująca szkołą. Ma przygotowanie tyflopedagogiczne. Pracuje z pasją. Uczniowie osiągają dobre wyniki na egzaminach państwowych. – Dwie z naszych dziewcząt znalazły się wśród 24 najlepszych uczniów w kraju. I potem mówiły, że już wiedzą, że disability (inwalidztwo) to nie inability (niezdolność).
Opuszczam Kibeho. Wracając, zatrzymuję się na chwilę w Save, gdzie mieściła się pierwsza placówka misyjna w Rwandzie, założona 8 lutego 1900 roku przez Ojców Białych. – Tu Kościół istnieje zaledwie od ponad stu lat. To wciąż kraj misyjny, który ma jeszcze status ad gentes – tłumaczy napotkany misjonarz. – Zmiana ludzkiej mentalności to nie jeden wiek, ona wymaga czasu. U nas wiele załatwisz dyplomacją. A tu, jak coś się złego dzieje, to biorą za maczety i tak rozwiązują problemy. A nie mówię tego od siebie, tylko powtarzam, co tutejsi ludzie mówią o sobie nawzajem...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.