Wydawało się, że żyjemy pod dyktaturą relatywizmu. Nie ma już niczego, ani dobrego, ani złego.
Są jedynie rzeczy lepsze bądź gorsze, które zależą od okoliczności, sytuacji, kalkulacji zysków… Ludzie nieraz robią głupią minę, gdy słyszą, że zajmuję się dogmatami. Zalatuje wówczas stęchlizną średniowiecza, a człowieka obłazi dreszcz na myśl o inkwizycji.
Czy dzisiaj można być czegokolwiek pewnym? Zbyt silne przekonania uznawane są za postawę nienaukową i przejaw braku profesjonalizmu. Dobrze widziane jest twórcze wahanie, podtrzymywanie wątpliwości i otwartość na alternatywne rozwiązania. Tymczasem im mniej dogmatów, tym więcej dogmatyków. Ekologia, zdrowe żywienie, myślowy pluralizm, demokracja, obowiązkowa miłość do zwierząt, tolerancja – oto zestaw prawd wiary. Jeśli nie będziesz ich wyznawał, spotka cię wykluczenie z nowego świeckiego Kościoła.
Ludzie sięgają po sprawy same w sobie dobre i niepotrzebujące dodatkowej reklamy, po czym stawiają przy nich wykrzyknik i z powagą w głosie mówią: tylko to! Odżywiaj się racjonalnie, pilnuj parytetów, wspieraj mniejszości, walcz z zaściankiem, idź z duchem czasu… Twoje zbawienie zależy od ciebie. Nie umiesz się zalogować na Facebooku, nie mówisz po angielsku, nie masz poglądów liberalnych, nie wspierasz feminizmu, nie walczysz z efektem cieplarnianym? Przykro mi. Anathema sit! Wykluczyłeś się z mainstreamu, nie masz wstępu na salony, nie ma dla ciebie zbawienia.
Kościół doskonale zrozumiał i przyswoił sobie wiadomość: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus”. I z wdzięcznością śpiewa swemu Panu: „By wyzwolić niewolnika, poświęciłeś Syna”. Od dwóch tysiącleci bije się o te dwa szlachetne słowa: Chrystus i wolność.
U początków ewangelizacji byli tacy, którzy niepokoili chrześcijan swymi naukami o konieczności obrzezania, siejąc zamęt w duszach. W późniejszych wiekach co raz ktoś wznosił swój pryncypialny palec, wołając: tylko Biblia, tylko asceza, tylko intelekt, tylko dyscyplina, tylko charyzmaty, tylko otwartość na człowieka. Kościół walczył o Chrystusa i jakość kerygmatu, broniąc nadziei zbawienia zwarciem szeregów i jednomyślnością na modlitwie. W chwilach najsroższych zagrożeń dla chrześcijańskiej nadziei zwoływano sobory i synody, poddając się działaniu Ducha Świętego.
Przed 60 laty papież Jan, otwierając sobór, modlił się o nową Pięćdziesiątnicę. Inni uczestnicy tamtego wydarzenia mówili: Duch Święty poprosił o głos (Joseph Ratzinger), Duch Święty przejął inicjatywę (Yves Congar), usłyszeliśmy „mowę Ducha Świętego” (Karol Wojtyła). Od dwudziestu z górą stuleci w przekraczaniu wszelkiego pesymizmu i w wydobywaniu się z jakichkolwiek kryzysów pomaga nam świadomość potężna jak Himalaje: Kościół się nie zagubi. Duch Święty stoi na jego czele.
Synodalność to podstawowy wymiar Kościoła, dany do kultywowania i rozwijania stylu życia.
Rola Konferencji Episkopatu jest służebna wobec Ewangelii, wspólnoty Kościoła...