Chrystus i nic więcej

O pewnej nauczycielce z Zagrzebia i o koncepcji, która nigdy nie zawodzi.

Reklama

Królewski reżim z Belgradu, nastawiony nieprzyjaźnie do Kościoła katolickiego, zakazał w 1929 r. działania Orłów. Rok później Stanković zaangażowała się w nowe zrzeszenie – tzw. krzyżowców, w którym pracowała do 1946 r., kiedy to komuniści zlikwidowali wszystkie katolickie organizacje w kraju.

Przygotowała setki spotkań, angażując się w duszpasterstwo młodzieży, walcząc z coraz większymi przeszkodami, z którymi zmagał się Kościół katolicki w Chorwacji. „Pan przewidział mnie na ten czas i skoro dał mi łaskę, abym przeszła przez niego, głosząc prawdę, jest to moja misja. Nie ma takich czasów, w których moglibyśmy się ukryć i czekać, aż miną. Bo każdy czas jest na tyle chrześcijański, na ile my go chrześcijańskim uczynimy” – pisała Stanković w 1945 r.

Jej praca została zauważona przez Watykan. W 1942 r. Pius XII odznaczył ją medalem Pro Ecclesia et Pontifice. Marica była pierwszą kobietą w Chorwacji, która otrzymała to wyróżnienie.

Pięć lat bez sakramentów

Komunistyczny reżim Jugosławii likwidował katolickie szkoły, wydawnictwa i drukarnie. Coraz częstsze były aresztowania intelektualistów, zdarzały się też morderstwa. W styczniu 1948 r. Stanković została skazana na 5 lat więzienia i ciężkich robót. Podczas procesu nazwano ją „nieprzyjacielem narodu”. Odrzuciła jednak wszystkie zarzuty. – Niech żyje Chrystus, niech żyje Ojciec Święty, niech żyje Kościół katolicki i cała chrześcijańska Europa – zakończyła swoją obronę. Razem z nią skazano sześć jej współpracownic i kapłana.

Trafiła do obozu w Pożedze. To było 5 lat bez sakramentów, ale w głębokiej modlitwie. Tam powstał jej więzienny dziennik, w którym nazwała wiarę największym błogosławieństwem w tym okrutnym czasie.

„Jeśli będę kiedyś opisywać to, co się działo w tym obozie, napiszę o cudach Bożych, które tu widziałam. Opiszę, jak przez cierpienie i trudności objawiał się tu Bóg. Jak przez ból i łzy budował nasze dusze. Jak się w nich rozlewał, nie pozwalając, aby się zagubiły. Nigdy spod mojego pióra nie popłyną słowa nienawiści czy groźby albo zemsty. Dlaczego? Bo prawo miłości jest bardzo głęboko zapisane w mojej duszy”. Tak rozpoczyna się dziennik Stanković, a nienaganny styl tych zapisków pokazuje piękno uformowanej chrześcijańskiej duszy, która potrafi odnaleźć pocieszenie nawet w najgorszych okolicznościach. Jednocześnie Chorwatka nie boi się stawiać trudnych pytań o sens tego, co przeżywa ze współwięźniarkami.

Stanković opisuje historie kobiet, a wśród nich więźniarek politycznych przechodzących przez tortury fizyczne, wycieńczonych przez ciężką pracę. Pisze, jak osadzone próbowały zrekompensować sobie brak życia duchowego, śpiewając po cichu kolędy w zimową noc wigilijną, kiedy w baraku gasły światła. „Najczęściej modliłyśmy się na różańcu. Niektóre z nas miały modlitewniki, ale było ich niewiele. I w tej sytuacji musiałyśmy sobie poradzić, więc robiłyśmy różańce z tego, co było pod ręką: sznurka, nasion i chleba” – pisze.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama