Czterech franciszkanów zostało aresztowanych w jednej z instytucji aborcyjnych Planned Parenthood w New Jersey. Bracia rozdawali kobietom róże oferując im słowo wsparcia. Inicjatywa „Czerwona Róża Ratuje” została rozpoczęta przez środowiska pro-life jesienią 2017 r.
„Nowe życie, jakkolwiek maleńkie, przynosi obietnicę niepowtarzalnej radości” – można przeczytać na karteczce dołączonej do każdej róży, które zakonnicy ze Wspólnoty Franciszkańskich Braci Odnowy rozdawali kobietom. W czasie ich cichego protestu jedna z par, która wypełniała dokumenty na zaplanowaną aborcję, po rozmowie z braćmi, opuściła budynek.
„To było dla nas zwycięstwo. Nie wiemy, czy wrócą. Wszystko, co możemy powiedzieć, to, że bardzo nas to zachęciło. Gdyby nas tam nie było, to dziecko pewnie już by nie żyło” – powiedział aresztowany brat Fidelis Moscinski.
Po przyjeździe policji bracia oznajmili, że nie mogą odejść, gdyż „niewinne nienarodzone dzieci zaraz umrą, a my postanowiliśmy zostać razem z nimi”.
Warto wspomnieć, że nie jest to pierwszy raz, kiedy członkowie tego zgromadzenia opuszczają siedzibę aborcyjnego giganta w policyjnych kajdankach. Akcja „Czerwona Róża Ratuje” od początku miała wsparcie Wspólnoty Franciszkańskich Braci Odnowy. W oficjalnym oświadczeniu z października 2017 r. władze potwierdziły, aby: „przy odpowiednich zezwoleniach, bracia nie wahali się uczestniczyć w aktach sprzeciwu sumienia wobec działań, które wymierzone są w nienaruszalność ludzkiego życia i niszczą wspólną więź ludzkiej solidarności”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.