W rodzinie Kościoła pojawiają się czasem dzieci nieplanowane. Ruchy, wspólnoty. Czy to znaczy, że należy je odrzucić i mniej kochać? W Warszawie dyskutowano o tym, w jaki sposób przyjąć nowe powiewy Ducha i jak je rozeznawać.
W Duchu nie ma lęku
Niezwykle ciekawy był panel dyskusyjny, podczas którego ks. prof. Leszek Misiarczyk, patrolog z UKSW, powiedział, że „największą wartością ruchów nowej Pięćdziesiątnicy jest wprowadzenie ludzi w doświadczenie Boga. Bo można Go doświadczyć i w sposób apostolski, i sakramentalny, ale i bezpośredni, indywidualny. Nie można jednak absolutyzować doświadczenia osobistego, przedkładając je nad doświadczenie Kościoła. Potrzebne jest i jedno, i drugie”.
– Charyzmaty nie są niebezpieczne, niebezpieczni bywają czasami ludzie. Nie są one też emocjonalne, to ludzie są emocjonalni – przypomniał dr Aleksander Bańka, filozof. – W Duchu Świętym nie ma lęku. Tomasz z Akwinu pisał, że gdy przychodzi Duch Święty, zawsze coś musi się dziać. Znaki i cuda były zawsze konsekwencją Jego działania. Jeśli dzieje się coś niepokojącego, to nie dlatego, że działa Duch Boży, ale dlatego że ludzie są różni.
– Potrzebna jest duszpasterska zmiana optyki: zrozumienie, że wspólnoty nie są zagrożeniem, ale darem. Papież prosił nas jedynie o „zejście z kanapy”, a nie o „wysadzanie z siodła” – ironicznie spuentował ks. dr Tomasz Szałanda.
Doskonałym podsumowaniem tego, co działo w się auli im. Jana Pawła II, są słowa kard. Ratzingera, wypowiedziane w 1998 roku na Światowym Kongresie Ruchów Kościelnych w Rzymie: „Trzeba powiedzieć jasno Kościołom lokalnym oraz biskupom, że nie wolno im rościć sobie prawa do jakiegoś absolutnego uniformizmu w organizacji i programowaniu duszpasterskim. Ich plany duszpasterskie nie mogą urastać do rangi dzieł, których tylko Duch Święty może dokonywać: czysto ludzkie programy mogą bowiem spowodować, że Kościoły staną się nieprzenikalne dla Ducha Bożego, którego mocą żyją. Nie wolno utrzymywać, że wszystko winno być włączone w jakąś ujednoliconą organizację: lepiej uszczuplać organizację, a zostawiać więcej miejsca Duchowi Świętemu. Nade wszystko nie wolno głosić takiego pojęcia komunii, w której najwyższą wartością duszpasterską miałoby być unikanie konfliktów. Wiara jest zawsze również mieczem i może wymagać konfliktu z racji ukochania prawdy i miłości (por. Mt 10,34). Taka wizja jedności kościelnej, w której konflikty zostałyby a priori zlikwidowane jako polaryzacja, a wewnętrzny pokój byłby osiągany za cenę rezygnacji z integralności świadectwa, bardzo szybko okazałaby się iluzoryczna”.
Niezwykle cennym głosem debaty było wystąpienie bp. prof. Andrzeja Czai, który przypomniał, że to na Kościele i jego pasterzach ciąży niełatwe zadanie „badania duchów – czy są z Boga”. – Od pasterzy oczekujemy odważnego podjęcia problemu bez stwarzania jedynie pozorów działania. Potrzeba dziś cierpliwego dialogu i diagnozowania – podkreślił biskup opolski. – Przypomniał słowa św. Jana: „Nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga” (1 J 4,1) i podał trzy kryteria rozpoznawania charyzmatów: chrystologiczne (wiara w Jezusa i apostolski depozyt wiary), eklezjalne (dobro Kościoła) i etyczne („nie można działać bez miłości. To ona jest najlepszym testem prawdziwości tego, co Boże w Kościele”). Sprawdzianem Bożego dzieła jest zawsze posłuszeństwo Kościołowi. Jego brak demaskują brak Bożego widzenia spraw i nasz egoizm. Posłuszeństwo zawsze dobrze owocuje – podsumował bp Czaja, przytaczając przykład kard. Yvesa Congara, który – choć oczyszczany boleśnie przez Kościół – nigdy nie przestał być mu posłuszny i w efekcie został jednym z ojców soboru.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).