Spójrz w oczy, dotknij dłoni

Nasz świat, nawet z powszechnym odmawianiem Koronki do Bożego Miłosierdzia, nie stanie się lepszy, jeśli nie będzie w nim realnie okazywanego miłosierdzia.

Reklama

W jednej z audycji radiowych Weronika Kostrzewa zadała mi pytanie, którego sens brzmiał tak: skoro właściwie wszyscy znamy orędzie o Bożym Miłosierdziu, odmawiamy koronkę, czcimy obraz Jezusa Miłosiernego, obchodzimy święto Bożego Miłosierdzia, to dlaczego w życiu codziennym miłosierdzia tak nam nie dostaje? No właśnie, dlaczego? Pytanie trafne, odpowiedź trudniejsza, ale warto się nad nią zastanowić. Zwłaszcza że mija właśnie 80 lat od śmierci świętej siostry Faustyny Kowalskiej, za pośrednictwem której Jezus przypomniał orędzie o Bożym Miłosierdziu.

Siostra Faustyna zmarła 5 października 1938 r., po kilkuletniej chorobie – gruźlicy płuc i kości, w 33. roku życia, w klasztorze w Łagiewnikach. Tutaj spoczęło jej ciało i tutaj też jest obecna zarówno w dzień, jak i w nocy. Jak zapewniła Włocha Luciana Boscheto, uzdrawiając go z częściowego paraliżu w szpitalu w Mediolanie w nocy z 20 na 21 kwietnia 2004 r., czeka na niego, ale i, jak można z nadzieją sądzić, na wszystkich, którzy tu przychodzą… Siostra Faustyna przed śmiercią wiedziała, że orędzie o Bożym Miłosierdziu, które zapisała w „Dzienniczku”, rozleje się na cały świat. A nastąpi to po okresie wielkich trudności – jak dziś wiemy – niemal 20-letnim (od 1959 do kwietnia 1978 r.), wydanym przez Stolicę Apostolską zakazie kultu Bożego Miłosierdzia w formach przekazanych przez s. Faustynę. Dzisiaj, 80 lat po jej śmierci, kult Bożego Miłosierdzia jest najdynamiczniej rozwijającym się kultem religijnym na świecie. Jest to dodatkowy dowód na prawdziwość orędzia, „Dzienniczka”, ale i na to, jak bardzo odpowiada on na potrzeby współczesnego człowieka.

Tajemnica ludzkiego serca

W tym miejscu trzeba wspomnieć Karola Wojtyłę – Jana Pawła II, który nigdy nie wątpił w prawdziwość objawień s. Faustyny. Obdarzony szczególnym rodzajem wrażliwości duchowej, dobrze odczytując znaki czasu, głosił, że orędzie o Bożym Miłosierdziu jest odpowiedzią na zło XX wieku, przybierające formę szczególnie okrutnych totalitaryzmów – nazizmu i komunizmu, ale jest też odpowiedzią na zło nowego, naszego wieku. Bo „tajemnica nieprawości”, zarówno w przeszłości, jak i dzisiaj, jest obecna w świecie. Jej korzenie zaś, czyli korzenie zła, tkwią w sercu człowieka, choć czasem trudno mu to „uchwycić i zrozumieć, tym bardziej że świat współczesny zatraca poczucie grzechu”. To wszystko zaś rodzi najrozmaitsze lęki przed przyszłością, przed licznymi zagrożeniami, które odczuwamy, przed cierpieniem, ale także prowadzi do podważenia sensu istnienia. Miłosierdzie Boga jest ucieczką przed owym złem, które zaczyna się w sercu naszym i drugiego człowieka, a którego konsekwencje mają wymiar indywidualny – stawką jest przecież zbawienie – a także społeczny, decydując o jakości życia wspólnoty.

Fenomenalny rozwój kultu Bożego Miłosierdzia w ostatnich kilkudziesięciu latach, a w zasadzie od 1993 roku, czyli od beatyfikacji s. Faustyny, powinien zmniejszyć owe lęki, niepokoje, wykorzenić z serc tajemnicę nieprawości, która zabija – nie tylko w sensie dosłownym, ale także niszcząc relacje, związki, wspólnoty. Jezus powiedział s. Faustynie: „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego”. Próbując odpowiedzieć na postawione we wstępie pytanie, trzeba zastanawiać się, czego nam nie dostaje w nabożeństwie do Bożego Miłosierdzia i w postawie chrześcijańskiej, która jest z tym nieodłącznie związana.

Ufność, ufność, ufność

Siostra Faustyna zapisała w „Dzienniczku” pięć nowych form kultu Bożego Miłosierdzia, które przekazał jej sam Jezus: święto Bożego Miłosierdzia, obraz z podpisem: „Jezu, ufam Tobie”, Koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia oraz szerzenie czci Bożego Miłosierdzia. Z każdą z tych form Zbawiciel związał określone obietnice, dotyczące życia przyszłego, ale też doczesnego. Najważniejsze dotyczą odpuszczenia naszych grzechów oraz łaski nawrócenia dla innych. Samo jednak odmawianie modlitw, uczestniczenie w nabożeństwach to zdecydowanie za mało. Ksiądz prof. Ignacy Różycki, znakomity teolog, który wiele lat życia poświęcił analizie „Dzienniczka”, dając podstawy teologiczne kultu Bożego Miłosierdzia, pisał, że podstawą nabożeństwa do Bożego Miłosierdzia jest ufność oraz czynienie dzieł miłosierdzia. To jest fundament, bez którego nie można mówić o kulcie Bożego Miłosierdzia. Warunek otrzymania łask płynących z tego nabożeństwa. „Ufność – pisał ks. Różycki – jest tak dalece zasadniczym i istotnym aktem nabożeństwa, że sama jedna bez innych konkretnych form nabożeństwa już gwarantuje osiągnięcie wszystkich ogólnych obietnic, jakie Pan Jezus do tego nabożeństwa przywiązał”. A zatem „bez ufności nie ma nabożeństwa do Bożego Miłosierdzia”, sama zaś ufność – nawet bez wykonywania konkretnych form kultu – „zapewnia osiągnięcie wszystkich zwyczajnych skutków nabożeństwa”. Może to być zaskakujące, ale potwierdzenie znajdziemy w „Dzienniczku”. Ufność zaś, taka jak siostry Faustyny, czyli – jak mówiła – „na przepadłe”, w każdych życiowych okolicznościach, jest ideałem.

Czyn, słowo, modlitwa

Drugim warunkiem dostąpienia Bożego miłosierdzia jest czynienie dzieł miłosierdzia, co nie jest niczym nowym. „Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób, nie dostąpi mojego [miłosierdzia] w dzień sądu” – mówił Jezus s. Faustynie. Miłosierdzie, tłumaczył mistyczce, można pełnić: czynem, słowem albo modlitwą. I wymagał, aby wykonywać przynajmniej jeden akt miłosierdzia dziennie. Domagał się tego także od s. Faustyny, która modliła się za innych, ofiarowywała za nich swoje cierpienia, więcej – swoje życie oddała za nawrócenie grzeszników. Mówiła też o miłosierdziu Boga, wspierała słowem i czynem, choćby wtedy, gdy przychodzącym do furty klasztornej biedakom dawała kubek gorącej zupy. I tu być może jeszcze o krok przybliżamy się do odpowiedzi na wstępne pytanie, które pociąga za sobą kolejne. Pragniemy, aby Bóg okazał nam miłosierdzie, wybaczył grzechy, przywrócił nadzieję, wysłuchał licznych próśb, ale czy sami jesteśmy miłosierni wobec innych? I co oznacza bycie miłosiernym?

Wszyscy bohaterowie moich reportaży, którzy doznali miłosierdzia Boga, wyciągającego ich z otchłani zła, grzechu, z cierpienia, czują się przynagleni do okazywania miłosierdzia innym – w sensie duchowym i materialnym. To jest wewnętrzny przymus, konieczność. Ale istotne też jest pytanie: jak miłosierdzie czynić, jak je okazywać. Bo, jak wyjaśniał Jan Paweł II w encyklice „Dives in misericordia”, miłosierdzie w swoim właściwym i pełnym kształcie to nie jest ani współczucie, ani litość. Jest to natomiast „dowartościowywanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”. Dla mnie, przyznaję, w pewien sposób odkrywcze były też słowa papieża Franciszka, mówiącego, że gdy dajesz jałmużnę, spójrz człowiekowi w oczy, dotknij ręki. To naprawdę zmienia perspektywę dającemu, a zapewne i biorącemu, któremu ten prosty gest nie odbiera godności, a może ją przywraca.

Przebaczenie czy walka

I jeszcze kwestia, która jest immanentną częścią miłosierdzia: przebaczenie. Z tym, jak się zdaje, ale także ze zrozumieniem relacji między miłosierdziem a sprawiedliwością mamy kłopot. Zarówno w życiu indywidualnym, jak i społecznym. Miłosierdzie nie przekreśla sprawiedliwości, ale ją przekracza – to znów słowa i myśli Jana Pawła II z encykliki „Dives in misericordia”, w której papież ukazywał sens teologiczny wielu wydarzeń znanych nam z życia. Symboliczna liczba 77, jako wymóg nieustannego przebaczania, nie oznacza, że sprawiedliwość nie jest ważna, a przebaczenie to w istocie przymknięcie oka na zło, zgorszenie, krzywdy, zniewagi. One wszystkie domagają się naprawienia. Bez przebaczenia jednak, w którym jest owa miłosierna miłość, okazywana nam przez Boga, a tylko z bezwzględną sprawiedliwością, świat staje się miejscem niekończącej się walki. To znowu myśli Jana Pawła II. Nie trzeba dowodzić, to wiemy, że i w tym wypadku papież miał rację.

Nasz świat zatem, nawet z powszechnym odmawianiem Koronki do Bożego Miłosierdzia, nie stanie się lepszy, czyli bardziej ludzki, jeśli nie będzie w nim realnie okazywanego miłosierdzia. I to zarówno w wymiarze duchowym, jak i materialnym, indywidulanym, rodzinnym, wspólnotowym, społecznym. Bo miłosierdzie to styl życia.

Piszę to publicznie, ale także dla siebie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama