Jeśli nie chcemy w polskim Kościele „drugiej Irlandii”, nie straszmy wspólnotami odnowy wiary i nie podcinajmy skrzydeł najbardziej aktywnej części polskiego katolicyzmu.
W sytuacji gdy ujawniane będą kolejne nadużycia z udziałem duchownych (a będą), ruchy i wspólnoty charyzmatyczne i ewangelizacyjne to jedne z tych środowisk, które mogą zatrzymać ludzi w Kościele. Mamy odwagę i prawo zgasić ten płomień?
Irlandia miała trudniej
Dzisiaj to głównie te środowiska tworzą przestrzeń, w której ludzie doświadczają (nierzadko po raz pierwszy w życiu) osobistej, ale przeżywanej we wspólnocie Kościoła i w jedności z nim, wiary w Chrystusa. Brak takich wspólnot właśnie w Irlandii przyspieszył proces laicyzacji. „Katolicyzm kulturowy” nie był w stanie zatrzymać zbiorowej apostazji wywołanej całą serią ujawnianych nadużyć i przestępstw, jakie przez dekady były w tamtejszym Kościele zamiatane pod dywan. Tąpnięcie nie byłoby tak bolesne, gdyby irlandzka mapa katolicyzmu miała choć połowę z tych źródeł życia, jakie w Polsce tworzą liczne ruchy i rosnące niemal jak grzyby po deszczu nowe wspólnoty wiary. Czyli grupy osób, które po obejrzeniu filmu „Kler” czy przeczytaniu o kolejnych skandalach z udziałem duchownych nie odwrócą się na pięcie i nie wyjdą z kościoła, trzaskając drzwiami, tylko tym mocniej ścisną w rękach różańce, tym częściej przyjmą Komunię św., tym więcej będą modlić się za Kościół i tym mocniej będą głosić Ewangelię w „katolickich kulturowo”, choć nierzadko martwych duchowo środowiskach.
Podcinanie im skrzydeł i straszenie „pentekostalizacją”, jakie od pewnego czasu stało się niejako modne, jest wyrazem nie tylko błędnej, sprzecznej z nauczaniem Kościoła teologii. To również jeden z objawów „herezji klerykalizmu” (o której mówi wprost papież Franciszek, ale którą trafnie diagnozował już Benedykt XVI) oraz przedziwnego poczucia, że „nam Irlandia nie grozi”. Przebudzenie może być naprawdę bolesne.
Bomba pod dywanem
Zmiany, jakie w ostatnich dekadach dokonały się w irlandzkim społeczeństwie, przekształciły Irlandię z „ostatniego bastionu katolicyzmu” w lidera światopoglądowej rewolucji. Przekłada się to nie tylko na masowe poparcie dla aborcji czy „małżeństw” homoseksualnych – to tylko wierzchołek góry lodowej, pod którym jest cała masa problemów, z których centralnym jest autentyczny zanik wiary. Proces niezauważalnie postępował już od paru dekad, ale bomba wybuchła dopiero na początku lat 90. XX wieku, gdy wyszło na jaw, że dwóch bardzo znanych i szanowanych duchownych przez lata prowadziło podwójne życie. Najbardziej jednak dobiła Irlandczyków fala oskarżeń duchownych o wykorzystywanie seksualne nieletnich. Prawdziwym szokiem był fakt, że duchowi przewodnicy mogą dopuścić się takich czynów i pójść do więzienia. Jednak najgorsze okazało się właśnie zamiatanie spraw pod dywan. Wierni zaczęli tracić zaufanie do duchownych, bo nie widzieli właściwej reakcji na skandale. – Starano się bronić instytucji, a nie prawdy. Później Kościół hierarchiczny przyznał się, ale stracił już wiarygodność – mówił mi przed laty o. David Sullivan, Irlandczyk ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki Ojców Białych.
Nam to nie grozi?
Powiedzmy sobie jasno: Kościół irlandzki nie posypałby się tak mocno, gdyby nie opierał się niemal wyłącznie na społecznej pozycji i katolicyzmie kulturowym, ale również na ruchach odnowy oraz wspólnotach charyzmatycznych i ewangelizacyjnych. W Polsce mamy to szczęście i łaskę, że niemal w każdym dużym ośrodku miejskim i w licznych małych miejscowościach istnieją zarówno ruchy formacyjne oraz apostolskie, jak i nowe wspólnoty wiary. Zwrócił na to uwagę w niedawnym wywiadzie dla Radia Watykańskiego o. Bartłomiej Parys SVD, od 7 lat posługujący w Irlandii: „Przestroga dla nas jest taka, że na dłuższą metę, gdyby Kościół w Polsce czekał jakiś kryzys, to ten katolicyzm kulturowy nie jest w stanie utrzymać ludzi przy Kościele”.
A skąd wiemy, że kryzys stoi u drzwi? Ojciec Adam Żak SJ, koordynator Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, w wywiadzie dla TP, pytany o skalę nadużyć seksualnych wśród duchownych w Polsce, mówi: „Nie mam żadnych przesłanek, by uznać, że w polskim Kościele postępowano inaczej niż w amerykańskim albo irlandzkim”. A to oznacza, że Kościół w Polsce dopiero czeka zmierzenie się z tym problemem i bolesny proces oczyszczenia. Jaką strategię przyjąć? Plan minimum wymaga, by Ducha nie gasić w środowiskach wiary, które być może jako jedyne będą w stanie zatrzymać ludzi w Kościele, gdy uderzenie będzie naprawdę mocne.
Pente... co?
Temat „pentekostalizacji” zrobił w ostatnich dwóch latach zawrotną karierę w Polsce. W największym skrócie pod pojęciem tym – w negatywnym ujęciu – rozumie się „uzielonoświątkowienie” chrześcijaństwa, w tym powstawanie różnych wspólnot i „proces deformacji tożsamości wiary” pod wpływem doświadczeń rzekomo obcych katolicyzmowi. Określenia dość pojemne, pod którymi mogą się kryć, owszem, realne nadużycia czy przeakcentowania, jak i zupełnie naturalne dla chrześcijaństwa doświadczenia wiary, w tym charyzmaty, które obecne były również u początków życia Kościoła i o których pisał nawet racjonalny św. Tomasz z Akwinu. Krótko mówiąc, słuszne zastrzeżenia krytyków mieszają się u nich z ewidentnymi błędami teologicznymi (jak np. zaprzeczanie możliwości bezpośredniej komunikacji z Bogiem dostępnej dla każdego ochrzczonego, a nie tylko dla mistyków – wiarę Kościoła w taką możliwość potwierdzają dokumenty Magisterium).
Negatywne ujęcie pentekostalizacji stoi też w sprzeczności z tym, co mówił o tym zjawisku kard. Joseph Ratzinger. Przyszły papież bynajmniej nie idealizował tych wspólnot – przeciwnie. „Oczywiście wszystkie one noszą ze sobą jakieś problemy, mniejsze lub większe niebezpieczeństwo. Ale tak bywa w każdej żywej rzeczywistości” – czytamy jego słowa w „Raporcie o stanie wiary” z 1984 roku. Dalej jednak podkreśla: „W sercu świata wyjałowionego przez racjonalistyczny sceptycyzm narodziło się nowe doświadczenie, przeżycie Ducha Świętego, które pobudziło do odnowy prawie cały świat. Kiedy Nowy Testament mówi o charyzmatach, które są oznaką nadejścia Ducha Świętego, to nie jest to jedynie prastara historia, na zawsze już zakończona, ale prawda odzyskująca dziś aktualność”.
Gamaliel mówi, jak jest
Jak we wszystkim potrzebne jest rozeznanie – i wielu wspólnotom zapewne przydałby się swoisty „audyt”, polegający jednak nie na podejrzliwym przepytywaniu i udowadnianiu „kto tu rządzi”, tylko na autentycznym towarzyszeniu konkretnym grupom, które najczęściej własnymi środkami (również materialnymi) prowadzą działania formacyjne i ewangelizacyjne. Faryzeusz Gamaliel mógłby nas wiele w Kościele nauczyć ze swoją roztropnością w rozeznawaniu. Czyli w niewylewaniu dziecka z kąpielą. „Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich! Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem”. Pamiętamy tę scenę z Dziejów Apostolskich, gdy Gamaliel, nauczyciel Prawa, jeden z najbardziej szanowanych Żydów, broni oskarżonych uczniów Jezusa. Człowiek, który nie miał doświadczenia chrztu, zesłania Ducha Świętego, zdaje się rozumieć więcej z natury Bożego działania niż niejeden z nas, ochrzczonych, bierzmowanych, a zarazem mistrzów podejrzeń i odrzucania z góry tego, co „nie pasuje” do naszej wrażliwości. Trudno nie przywołać Gamaliela, gdy zawrotna kariera pentekostalizacji w praktyce sprowadza się nierzadko właśnie do wylewania dziecka z kąpielą, zastępując tym samym mądre rozeznawanie. „Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie” – poucza Tesaloniczan św. Paweł. W Biblii Warszawskiej brzmi to jeszcze mocniej: „Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie”. To doświadczenie jest tutaj kluczowe – często zarzuty o pentekostalizację (rozumianą negatywnie) padają ze strony osób, które nie doświadczyły, nie zajrzały nawet do wspólnoty, która z jakiegoś powodu znalazła się w orbicie podejrzeń (trochę na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej: gdzieś były nadużycia, więc i tam mogą być).
Ojciec dr Wit Chlondowski OFM w znakomitym tekście „Pentekostalizacja Kościoła w ujęciu kard. J. Ratzingera oraz dokumentów episkopatów – dar czy zagrożenie?” napisał m.in.: „Jednostronna wizja pentekostalizacji, która wyolbrzymia kwestię zagrożeń z nią związanych, jest zbudowana na błędnej, protestanckiej wizji Kościoła katolickiego oraz na uwypukleniu pewnych skrajnych ruchów protestanckich. Skutkuje to postawą, przed którą przestrzegał przeszło 30 lat temu kard. Ratzinger – zbytnie skupienie się na zagrożeniach i niedostrzeganie daru Ducha Świętego”. Dodajmy do tego słowa papieża Franciszka z adhortacji „Gaudete et exsultate”: „Przyjrzymy się dwóm formom doktrynalnej lub dyscyplinarnej pewności siebie, które powodują narcystyczny i autorytarny elitaryzm, gdzie zamiast ewangelizowania pojawia się analiza i krytyka innych, a zamiast ułatwiania dostępu do łaski – traci się energię na kontrole. W żadnym z tych przypadków nie ma prawdziwego zainteresowania ani Jezusem Chrystusem, ani też innymi ludźmi” (GE 35).
Jeśli jest możliwa jakaś strategia na pełzający kryzys i czekające nas tąpnięcie, to na pewno należy do niej wspieranie (a przynajmniej niepodcinanie im skrzydeł) ruchów i wspólnot odnowy wiary. Możliwe, że dzięki nim unikniemy „drugiej Irlandii”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).