Księża, dowiadując się o budzących zgorszenie grzechach współbraci w kapłaństwie, odczuwają wstyd, gniew, rozczarowanie. Mają jednak też nadzieję, że w tym przełomowym momencie winy te mogą stać się „błogosławione” i pozwolą każdemu na wewnętrzną odnowę powołania.
W chwili gdy z różnych stron napływają informacje o dokonywanych przez księży grzechach pedofilii i nadużyciach homoseksualnych, zapytaliśmy czterech kapłanów, czy trudno im z tym żyć, jak sobie z tym radzą i jak rozumieją swoje kapłaństwo.
Ks. Damian Bednarski
postulator w procesie kanonizacyjnym ks. Jana Machy, wykładowca historii Kościoła na WTL Uniwersytetu Śląskiego.
archiwum ks. Damiana Bednarskiego Przy tej okazji uświadamiam sobie, że wierni mają prawo od nas – księży wymagać wyższych standardów zachowań niż od innych, bo głosimy wzniosłe nauki moralne. Z drugiej strony boli mnie, że mamy odpowiadać kolektywnie za grzechy niektórych z nas. Pociesza mnie jednak fakt, że jeśli ten temat jest wywoływany w takim natężeniu, to są istotne powody. Po pierwsze, księża są potrzebni i świeccy chcą mieć autorytety. Po drugie, kiedy się punktuje czyjeś grzechy, to znaczy, że jeszcze jest w nas świadomość grzechu. Po trzecie, chyba jeszcze widzi się w Kościele jakąś siłę, bo po co walczyć z czymś, co jest słabe?
Podczas prowadzenia zajęć na wydziale teologicznym z historii Kościoła, kiedy omawialiśmy teksty źródłowe, nieraz rozmawiałem ze studentami, także klerykami, o dawnych nadużyciach, grzechach Kościoła. Tak było w średniowieczu i tak jest dziś. Zawsze wtedy „aplikowaliśmy” sobie stare teksty, odnosząc zapisane w nich wydarzenia do współczesności. Już ojcowie Kościoła wspominali o „mężczyznach spółkujących ze sobą” czy o pedofilii, a my nawiązywaliśmy do tego, zwłaszcza wtedy, gdy te tematy wypływały w polskim Kościele. Zresztą studenci sami zaczynali rozmowę o tych problemach, bo to nie było im obojętne. Do kleryków mówiłem wprost: „Chłopie, to i tamto nie może mieć miejsca. Miej świadomość, kim chcesz zostać i jaka odpowiedzialność na tobie spoczywa”. Odwołując się do historii, zwracałem uwagę, jakie postawy księży szczególnie odpychają wiernych od Kościoła. Jakie ich zachowania są szczególnie odrażające. Widać było, że niektórzy z kleryków obawiali się tego, jak będą postrzegani jako wchodzący w szeregi duchownych.
My, księża, sami będąc grzesznikami, musimy pamiętać, by głosząc naukę Jezusa, każde Jego słowo kierować najpierw do siebie. Niedawno w liturgii godzin było kapitalne słowo św. Augustyna z kazania „O pasterzach”, odnoszące się do tego tematu: „Prawdziwi pasterze nie powinni paść siebie, ale owce”. Według mnie to jest pierwszy powód, dla którego dziś pasterze spotykają się z naganą, bo czasem pasą siebie, a nie owce.
Jednak zawsze na podsumowanie rozmów uświadamiałem moim studentom, że światła jest więcej niż ciemności, świętości niż grzechu, dobra niż zła. I że to od nas zależy przyszły obraz Kościoła. Nigdy nie wstydzę się nosić koloratki. Za każdym razem, gdy ją wkładam, przypominam sobie, kim jestem, co to ze sobą niesie, jakie zobowiązanie muszę spełnić, by rzeczywiście stawać się „duchownym” i „duszpasterzem”. Jestem przekonany, że jeśli będę się troszczył o swoje życie duchowe, nie dam się zdeprawować Złemu. Natomiast kiedy zacznę wikłać się w różne dwuznaczne sytuacje, gdy zapomnę o tym, że trzeba być wiernym (to zresztą dotyczy każdego stanu), natychmiast się pogubię.
Być duszpasterzem to mieć czas dla ludzi, być z nimi, nie jako kolega, kumpel, ale właśnie jako ksiądz, odpowiedzialny za sprawy duchowe, rozmawiać z nimi, towarzyszyć im, pielgrzymować z nimi, spowiadać. Mam wrażenie, że moglibyśmy jako księża jeszcze więcej od siebie dać w tej materii i wtedy, tak po prostu, głupoty by nas się nie trzymały.
Jeśli nie mam na sumieniu krzywdy wyrządzonej innym, to dlaczego mam spuszczać głowę? Czy mężowie mają zdejmować obrączkę dlatego, że ten i ów jest niewierny?
Z powodu grzechów innych księży odczuwam wstyd, zażenowanie, smutek. Nie jestem jednak kapłanem głoszącym świętość jakiegoś duchownego, tylko głoszę naukę Jezusa. Wstydzę się z ich powodu, tak jak matka, gdy widzi, że jej dziecko źle się prowadzi. Czuje ból, że zmarnowało swe życie. Ale to nie jest równoznaczne z odsunięciem się od tych osób, bo trzeba im pomóc, i ze zgodą na zło, bo przecież zawsze istnieje szansa nawrócenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).