Nie wstydzę się koloratki

Księża, dowiadując się o budzących zgorszenie grzechach współbraci w kapłaństwie, odczuwają wstyd, gniew, rozczarowanie. Mają jednak też nadzieję, że w tym przełomowym momencie winy te mogą stać się „błogosławione” i pozwolą każdemu na wewnętrzną odnowę powołania.

Reklama

Wziąć to na klatę

Ks. Mirosław Tosza
założyciel i szef wspólnoty Betlejem w Jaworznie, rekolekcjonista.

Nie wstydzę się koloratki   HENRYK PRZONDZIONO /foto gość Kiedy słyszę o grzechach pedofilii i homoseksualizmie księży, to robi mi się przykro i po prostu wstydzę się. Ale nie mogę się odciąć i powiedzieć, że to dotyczy tylko jednego procenta moich współbraci w kapłaństwie, bo przecież Kościół to jedno ciało. Kiedy choruje jego część, cierpi całe. Nie mogę utożsamiać się z Kościołem tylko wtedy, gdy jest doceniany, chwalony, ale jestem w nim także wtedy, gdy przeżywa upokorzenie za swoje czyny.

Grzech pedofilii popełniają ludzie różnych stanów, ale dziś gdyby ktoś zapytał napotkanego przechodnia, jakie ma skojarzenie ze słowem „pedofilia”, odpowiedź brzmiałaby: „ksiądz”.

My, księża, wbrew pozorom, nie jesteśmy w grzeszeniu tacy oryginalni. Natomiast możemy być oryginalni w pokucie – nie tłumaczyć się, nie wybielać się, ale przyznać, że to mój grzech i mój wstyd. Zaimponował mi papież Franciszek, który w Irlandii wziął na siebie winy i wstyd za grzechy kapłanów. Poruszający był jego akt pokutny podczas Mszy św. zakończony prośbą: „Niech Pan utrzymuje i powiększa ten stan wstydu i skruchy, i da nam siły, abyśmy działali, starając się, żeby nigdy więcej nie miało to miejsca, a sprawiedliwości stało się zadość”. Najpierw nawet myślałem, że to błąd w tłumaczeniu, ale potem dotarł do mnie sens tego przesłania.

My, księża, nie jesteśmy świętymi krowami. Nie wyobrażam sobie, że ksiądz, który popełnił przestępstwo pedofilii, ze względu na to, że jest kapłanem, miałby być traktowany lżej. To grzech wołający o pomstę do nieba, który wymaga kary i zadośćuczynienia. Traktowanie kogoś ulgowo z tytułu funkcji i statusu jest czymś ohydnym i głęboko niemoralnym. Uważam, że zły czyn trzeba potępić, ukarać i zadośćuczynić ofiarom, uczciwie wynagradzając krzywdę. Sprawca jednak, jako człowiek, też przeżywa dramat. Przecież zniszczył nie tylko czyjeś życie, ale i własne. Skoro się dopuścił takich rzeczy, to musiał się zdemoralizować, zbrukać swoje człowieczeństwo, a to niesie lęk i cierpienie.

Trzeba się pilnować, żebyśmy nie odwracali się od tych, którzy zgrzeszyli. Nie można mówić: „Wyrzucimy ich ze stanu duchownego i po sprawie”. Jeśli nawet trzeba ich wyrzucić, należy pamiętać, że to nasi bracia i im też trzeba pomóc. Pamiętam, jak Guy Gilbert z Paryża, którzy zajmuje się narkomanami i przestępcami, nawet takimi, którzy popełniali gwałty i morderstwa, opowiadał, jak chodził z nimi na sale rozpraw i towarzyszył im, mimo odrazy do ich czynów. My jesteśmy obłudni, kiedy mówimy, że naszych współbraci grzeszników odetniemy i wrzucimy w ogień potępienia. To może zrobić tylko Pan Jezus, a my mamy obowiązek wszystkich wrzucać do ognia miłosierdzia.

Nikt mi dotąd nie wykrzyczał: „jesteś taki czy owaki”, ale mogę się spodziewać, że tak kiedyś się zdarzy. Nie wiem, jak się wtedy zachowam, dlatego modlę się, żeby nie odpyskować, tylko powiedzieć mu, że z tego powodu cierpię i wstydzę się.

Kiedy widzę skierowany przeciwko mnie gniew czy złość, z którą krzyczący sobie nie radzi, to tak po męsku powinienem to wziąć na klatę. Tyle mówimy o Panu Jezusie, który przyjął na siebie grzechy nas wszystkich, choć sam grzechu nie popełnił. Mówimy: „Chrystus obarczył się naszym cierpieniem/wziął na siebie nasze grzechy”. Kiedy wisiał na krzyżu i kpili z Niego, okazywali Mu agresję i złość, On się za nich modlił. Świetnie nam się to rozważa w czasie nabożeństw Drogi Krzyżowej, ale kiedy na nas samych przyjdzie takie doświadczenie, że mamy wziąć na siebie winy innych, nie umiemy tego przyjąć. Nie ma sensu, żeby ksiądz na agresywne zarzuty odpowiadał tym samym. Powinien te oskarżenia wziąć na siebie, bo jako księża jesteśmy też ofiarnikami. Nie tylko ofiarujemy chleb i wino, ale i cierpienie, które nas spotyka. Jedyne, co możemy w tej sytuacji zrobić, to tę naszą ludzką złość, rozczarowanie, gniew ofiarować Bogu i prosić, żeby to jakoś przeobraził.

To, że świeccy teraz patrzą na mnie przez lupę, może mi się przydać. I nie chodzi tylko o to, „żeby się pilnować”, ale aby bardziej się starać, bardziej żyć Ewangelią. Jeżeli grzechy kolegów księży staną się dla mnie przyczynkiem do nawrócenia i motywacją do tego, żeby być lepszym, to one zmienią się w błogosławioną winę. Dość mam zresztą roboty z własnymi grzechami, żeby aż tak bardzo zajmować się cudzymi. Mam nadzieję, że wszyscy wyjdziemy z tego mocniejsi, bardziej duchowi, pokorni.

Wysłuchała Barbara Gruszka-Zych

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama