Repatriacja to nie wegetacja

W całej Polsce, także w archidiecezji wrocławskiej, trwa proces osiedlania powracających ze Wschodu. Dziś możemy powiedzieć: lepiej późno niż wcale. Kościół mocno wspiera powrót rodaków do ojczyzny.

Reklama

Kiedy zajrzeliśmy na północne krańce archidiecezji, do niewielkiej wioski Siciny, zetknęliśmy się z sytuacją, której można życzyć innym miejscowościom. Piękny, odnowiony dom, a w nim ludzie ze łzami wzruszenia w oczach. Że się udało, że w końcu mogą na stałe być w Polsce i tutaj żyć. Dochodzi do tego wielka akceptacja i wsparcie lokalnej społeczności, która cieszy się z przyjazdu rodaków. Jak mówią sicinanie, było dziełem przypadku, że to ich pociąg przyjechał 70 lat za późno. Równie dobrze historia mogła wyglądać odwrotnie.

Czekają na szansę

Dolny Śląsk wie, co to repatriacja. Żyje przecież jeszcze pokolenie, które pamięta długą podróż w bydlęcych wagonach z całym dobytkiem z Kresów Wschodnich na Ziemie Zachodnie. Była to przeprowadzka przymusowa, ale nie tragiczna. Tragiczne przenosiny przeżyła inna część Polaków, którą z powodu polityki represji i zasady zbiorowej odpowiedzialności stosowanej przez Związek Radziecki deportowano na odległe tereny zajęte przez ZSRR. W ubiegłym roku została przyjęta nowelizacja ustawy o repatriacji. Ma ona ułatwić powrót i osiedlenie się osób polskiego pochodzenia zesłanych lub deportowanych przez Związek Radziecki do Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji, Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu lub azjatyckiej części Federacji Rosyjskiej, a także ich potomków. Obecnie gminy mogą aplikować do budżetu państwa o pieniądze na remont, przygotowanie oraz wyposażenie mieszkań dla przyjezdnych rodzin. Zesłani rodacy opisują swoje historie, a miejscowi urzędnicy decydują, kogo przyjmą. Chętnych jest wielu, a możliwości, mimo że coraz więcej, wciąż za mało. Według statystyk, którymi dysponuje Rada Społeczna przy abp. Józefie Kupnym, za Uralem żyje około 20 tys. Polaków. Ponad 10 proc. z nich już wyraziło chęć przyjazdu na stałe do Polski. To duże wyzwanie, któremu powoli polski rząd, samorządowcy, ale także i Kościół chcą podołać. Bo zaproszenie i przyjazd rodaków z dalekiego Wschodu to nie wszystko.

Chociaż tyle i aż tyle

W niewielkich Sicinach (gmina Niechlów) przyjęto jak dotąd trzy rodziny repatriantów z Kazachstanu i Uzbekistanu, których przodkowie zostali przymusowo wysiedleni z Polski. Kolejne trzy mają zostać sprowadzone wkrótce, a oprócz tego do zagospodarowania jest jeszcze 9 mieszkań. Władze gminy starają się, by przed Bożym Narodzeniem wszystkie lokale były już zajęte. Na remonty budynków gmina otrzymała od wojewody dolnośląskiego kwotę ok. 2,4 mln złotych. Jeden z nich należał do Agencji Nieruchomości Rolnej i mieszkali w nim pracownicy PGR-u. Dom został gruntownie wyremontowany, ponieważ był w złym stanie. Pierwsze osoby przyjechały do Sicin w lipcu, później w sierpniu dołączyła kolejna grupka, a niedawno zamieszkała w polskiej wiosce Swietłana wraz ze swoim synkiem i starszym już ojcem Wacławem. – Czujemy się z nimi związani nie tylko dlatego, że jesteśmy wszyscy Polakami, ale również dlatego, że nasi przodkowie także zostali zmuszeni do przesiedlenia na Ziemie Zachodnie. Ich przodkowie natomiast zostali ukarani dalekim przesiedleniem na Wschód za to, że byli Polakami – mówi Beata Pona, wójt gminy Niechlów. Mieszkańcy Sicin bardzo życzliwie i serdecznie przyjęli repatriantów, tworząc rodzinną atmosferę w wiosce. Starają się zaglądać, opiekują się nowo przybyłymi. Już zawiązują się pierwsze przyjaźnie. Lokalna społeczność doskonale wie, że historia mogła potoczyć się inaczej i to oni mogli wracać z dalekiego zesłania. Władze gminy przyjęcie rodzin z Kazachstanu i Uzbekistanu traktują także symbolicznie jako gest w 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. – Chociaż tyle i aż tyle możemy zrobić – stwierdza wójt Niechlowa.

To także ich ojczyzna

Pan Wacław przyjechał z Taszkentu w Uzbekistanie. – Dobrze nam tutaj. Obchodzą się z nami z wielką życzliwością i czułością. Widzimy troskę na każdym kroku. Czujemy się jak w domu, Polskę traktujemy jak naszą ojczyznę – mówi łamanym polskim, mieszanym z rosyjskim. Mężczyzna docenia to, co otrzymał i cieszy się, że trudny proces repatriacji ma już za sobą. – Przyjechaliśmy z Kazachstanu przez obwód kaliningradzki i jesteśmy tu od miesiąca. Bardzo dziękuję rządowi oraz Kościołowi za pomoc i szansę, którą otrzymaliśmy. Moi rodzice byli Polakami, a nie mogli wrócić do ojczyzny. Ja chcę tutaj spędzić resztę życia, bo to mój kraj. Mama była z domu Zalewska, a ojciec Gągała – opowiada pan Adam, 65-latek. Repatrianci potrzebują trochę czasu na pełną aklimatyzację. Są tacy, którzy rozmawiają płynnie po polsku, ale i tacy, którzy znają zaledwie parę słów. Proces zakorzeniania się w lokalnej społeczności łatwiej przyjdzie z pewnością młodszym. Ale zaproszenie ich i osiedlenie to nie wszystko. Dla przykładu w uchwale Rady Miejskiej Wrocławia dotyczącej formy, wysokości i trybu przyznawania pomocy dla repatriantów zapraszanych przez Gminę i Miasto Wrocław przyjęto zapis o udzieleniu pomocy finansowej na bieżące utrzymanie przez okres 2 lat od momentu przyjazdu do Wrocławia. Nie są to kwoty symboliczne (jak to czasem bywa przy urzędowym wsparciu), ale kolejno 2 tys. złotych dla osoby samotnej, 3 tys. dla dwóch osób, 4 tys. dla trzech i 5 tys. dla czterech i więcej osób.

Żyć w pełni, a nie wegetować

Proces sprowadzenia repatriantów nie zamyka się w chwili ich przybycia do Polski i objęcia lokalu mieszkaniowego. Ważne jest, aby nie pozostawiać ich samym sobie. – Jako Kościół przygotowywaliśmy się do przyjęcia polskich rodzin ze Wschodu i dopominaliśmy się o to, by zintensyfikować wysiłki w tym celu – przypomina abp Józef Kupny. Metropolita wrocławski deklaruje wsparcie dla osób z polskim pochodzeniem i apeluje o myślenie kompleksowe, całościowe. – Nie chodzi tylko o zaproszenie i przyjazd. Pragniemy zapewniać edukację, naukę języka polskiego, zapoznanie się z naszą kulturą, znalezienie godnych miejsc pracy. Przecież ci ludzie muszą mieć za co żyć i po co żyć – podkreśla wrocławski hierarcha. Repatrianci nie przyjechali do nas, by wegetować i po prostu być. Wśród nich znajdują się ludzie w średnim wieku z zawodami rzemieślniczymi, którzy mogą tworzą wartość dodaną dla państwa polskiego. Szczególnie, że brakuje takich pracowników na rynku pracy. Trzeba zatem umiejętnie wdrożyć ich w system gospodarczy, a dzieci i młodzież w proces stałej edukacji. – Mamy już doświadczenia w tej kwestii, choćby z niedalekiej gminy Wińsko, gdzie pani wójt wytyczyła szlaki. Teraz pokazujemy, że potrafimy nie tylko przyjąć, ale i pomóc w aklimatyzacji. Chcemy, by repatrianci czuli się jak u siebie w domu – mówi abp J. Kupny. Pasterz Kościoła wrocławskiego na początku października odwiedził w Sicinach Polaków z Uzbekistanu i Kazachstanu, przywożąc dla nich dary. Tam dziękował im za świadectwo polskości, która przetrwała tysiące kilometrów od ojczyzny i przez dziesiątki lat. Nadarzyła się okazja do rozmowy, wsłuchania się w problemy i potrzeby repatriantów. – Jeden z panów pamięta słowa matki z dzieciństwa wypowiadane po polsku. To wspaniała postawa, którą się budujemy – stwierdza abp Kupny. Zaznacza, że Kościół chce pomagać i uczestniczyć w tym ważnym procesie społecznym.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama