Przewodniczący KEP podkreśla, że Franciszek liczy, iż synod będzie czasem słuchania, a nie dawania z góry ustalonych recept.
„W homilii podczas Mszy otwierającej synod Papież chciał nam pokazać pewną drogę, którą mamy do przejścia wraz z nim podczas tego spotkania” – podkreśla abp Stanisław Gądecki, który stoi na czele polskiej delegacji na to wydarzenie. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski podkreśla zarazem, że Franciszek liczy, iż synod będzie czasem słuchania, a nie dawania z góry ustalonych recept.
RV: Co do Księdza Arcybiskupa najbardziej przemówiło z papieskiej homilii?
Abp Gądecki: Przemówienie na początku otwarcia synodu jest zawsze ważne, dlatego, że Ojciec Święty stara się pokazać pewną drogę generalną, taką, jaką sam marzy, ażeby została zrealizowana na synodzie. I w tym sensie są ciekawe jego słowa, zarówno te, które mówią o Duchu prorokowania, którym miałaby emanować młodzież. Praktycznie więc o tym Duchu, którego się zazwyczaj nie spodziewamy po młodzieży, bo zazwyczaj mówimy, że to życie konsekrowane, albo powołanie duchowne jest miejscem uprzywilejowanym dla prorokowania. Natomiast Ojciec Święty odwrotnie, w młodzieży upatruje również możliwość prorokowania, czyli widzenia dalej, aniżeli tylko dzisiejsza rzeczywistość.
Szczególnie uderzyły mnie też te dwa punkty, gdy Ojciec Święty zarysował zewnętrzne i wewnętrzne niebezpieczeństwa. Tych zewnętrznych dopatruje się przede wszystkim w tzw. handlarzach śmiercią, czyli praktycznie w tej cywilizacji, w tych ludziach i w tych kulturach, które odbierają młodym nadzieję. Praktycznie redukują ich tylko do zatomizowanych indywiduów, które nie mają oparcia w nikim i które nie powinny w nikim też oczekiwać autorytetu. Chodzi o to, żeby można było ich wykorzystać dla konsumpcjonizmu, dla sprzedaży, dla swoich własnych celów. Aby przełamać ten rodzaj niebezpieczeństwa zewnętrznego, trzeba być właśnie tam, gdzie wchodzi kultura śmierci, czyli tam, gdzie morze okłada się lodem. Trzba więc, żeby przyszedł ktoś w rodzaju lodołamacza, który utoruje drogę dla tych, którzy chcą się poruszać i mimo śmierci dookoła jednak poprowadzić ku życiu.
Natomiast ze strony wewnętrznej, jakby kościelnej, Ojciec Święty mówi o niebezpieczeństwie odnoszenia wszystkiego tylko i wyłącznie do siebie, do swojej własnej instytucji i do niedostrzegania żadnych interesów w świecie zewnętrznym. A praktycznie świat młodzieży dzisiaj w dużej mierze jest na zewnątrz Kościoła i nawet jeśli przyznaje się ona do wiary, to chodzi często o wiarę osobistą, a nie wiarę kościelną. O wiarę według mojego wyobrażenia, według tylko mojego, własnego widzi mi się. Potrzeba na pewno, żeby ojcowie synodalni, jak mówił Ojciec Święty, mogli rzeczywiście śnić o czymś więcej i otwierać drogę szerszą, aniżeli tylko to, co odnosi się do nas samych, co nosimy w naszym sercu. Co nie oznacza, żebyśmy byli w jakikolwiek sposób uwolnieni od Tradycji, to znaczy, żebyśmy nie musieli się odnosić do Ewangelii, do Ojców Kościoła, do świętych i zbawienia oczekiwali tylko od socjologii. W socjologii nie ma żadnego zbawienia, ona jest tylko jakimś oglądem i to tylko zewnętrznym. Nawet dobrze nie diagnozuje samej religii, bo nie jest w stanie wydobyć tego, co wewnętrzne w człowieku. Myślę, że ta krótka programowa homilia zachęcała nas do otwartości i do pracy, która byłaby zgodna z Duchem Świętym, a nie przeciwko Niemu.
Papież zachęcał ojców synodalnych do słuchania, do tego, żeby nie przychodzili z gotowymi receptami, do tego, by synod był punktem wyjścia, a nie dojścia, jeśli chodzi o młodzież…
Problem leży w słuchaniu i polega na tym, kogo się słucha, bo my możemy słuchać głosów tego świata i wtedy nic mądrego nie wymyślimy, bo tylko przyklepiemy rzeczywistość taką, jaka jest. Słuchać to znaczy słuchać Ewangelii. Przede wszystkim słuchać Ducha Świętego. Słuchać Ducha Chrystusowego. Jeżeli ktoś się wsłuchuje w tego ducha, to nie może pobłądzić. Dlatego jedną rzeczą jest nosić coś w sobie, jakieś wewnętrze przekonanie, wewnętrzne schematy, a drugą rzeczą jest reflektować ciągle nad tym, co jest możliwe, w kierunku lepszego wsłuchiwania się w Ducha Świętego.
Co Ksiądz Arcybiskup chciałby, żeby ten synod przyniósł dla Kościoła w Polsce i dla polskiej młodzieży?
Pragnąłbym, aby przyniósł jakiś pożytek. Aby z tego wszystkiego wyrosły lepsze duszpasterstwa młodzieżowe, żeby przede wszystkim sama młodzież znalazła w sobie większe siły do ukochania Chrystusa, poza którym szczęścia nie ma, przynajmniej szczęścia trwałego. I to jest coś, czego oczekujemy po synodzie. Aby otwierał te drogi do większego zanurzenia się w łasce, w nauczaniu Ewangelii, w poddaniu się Duchowi Świętemu i w pójściu tą drogą.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.