Listy z Zambii

Z tą Afryką to jakaś ściema, bo ani tropiku, ani jednego malarycznego komara... Tzn. cieszy mnie to, nie narzekam.

Reklama

Pagorka – Magdalena Smoleń MWDB


Mansa 30 czerwca 2005


Rozpoczęła się nasza przygoda misyjna. Tak naprawdę zaczęła się ona już dawno teraz niejako kolejny raz się realizuje. Na lotnisku w Warszawie pożegnałyśmy nasze rodziny i znajomych. Teraz czeka nas 21 godzinny lot (oczywiście z przesiadkami). Pierwsza przesiadkę mamy we Frankfurcie. Dla mnie podróżowanie samolotem to nowe doświadczenie. Siedzimy już w samolocie. Odprawa minęła szybko- przynajmniej dla mnie. Wszystko było dla mnie nowe. Pasy mam już zapiete. Male okienka. Troche ciasno w tym samolocie. Zaraz będziemy startować. Marta wprowadza mnie w tajemnice latania. Dostajemy nagłego przyspieszenia, pędzimy, pędzimy, zamykam oczy i nagle wzbijamy się w chmury. Otwieram oczy przez małe okienka widać małe i duże chmury różnych kształtów. Czuje się jak na Antarktydzie. Dookoła chmury jak śnieg, po których można chodzić. Albo jak lody śmietankowe. Chmury ciągną się i ciągną. Przez okna widać geometryczne kształty pól, lasów, jeziora. Jaki ten świat jest piękny. Wzbijamy się wyżej i wyżej. Po godzinie zasypiam znużona. Nagle budzi mnie przenikliwy ból w uszach - jak gdyby ktoś wbijał mi igły. Jeśli tak będzie do Lusaki to chyba nie wytrzymam. Połykam ślinę, Marta coś do mnie mówi, lecz ledwo ja słyszę. Po chwili ból mija, czuje jeszcze szpilki w jednym uchu, ale przynajmniej mogę „normalnie” słyszeć. Zbliżamy się do Frankfurtu – przygotowujemy się do lądowania. Już wiem że tego nie polubię. Jest mi mdło. Ten pilot jest wyjątkowo nie delikatny- jak na mój pierwszy lot samolotem mógłby się bardziej postarać. Marta mówi, że tak nie jest zawsze. Wyładowałyśmy, jakoś wytrzymałam.

Chodzimy po lotnisku, ceny kosmiczne - perfumy 300 E. Do następnego lotu do Johanesburga mamy 2,5 godziny. Siadamy w McDonaldzie, aby cos zjeść. Jemy frytki i rozmawiamy. Dzielimy się wrażeniami i obawami - największe z nich dotyczą bagażu -czy aby na pewno doleci, czy nie wrócą nam nadbagażu ( w myślach mnożymy 30*215 zl- każdy kilogram nadbagażu kosztuje 215 zł.).

Zbliża się godzina ósma. Przechodzimy odprawę. Autobus wiezie nas po płycie lotniska do dużego samolotu. Wchodzimy po schodkach na pokład. Ten samolot jest większy, wyższy więcej w nim przestrzeni, choć w nogach ciasno. Zapinam pasy. Wstrzymuje oddech. Rozpędzamy się zamykam oczy i jesteśmy już w powietrzu. Super uczucie. Lubię start. Płyniemy. Lecimy. Czuje lekkie podrygi. Załoga uśmiecha się do nas przyjaźnie, żartuje, zagaduje pasażerów. Jemy ciepłą kolacje, pijemy sok, słuchamy muzyki. Każdy z nas ma mały telewizorek na poprzednim siedzeniu. My z Marta decydujemy ze obejrzymy wspólnie „Cry the Beloved Country” trochę nam to zajmuje czasu aż się zsynchronizujemy bo w międzyczasie zepsułam telewizorek, że trzeba było go dwa razy restartować. Zdejmuje buty, próbuje się ułożyć wygodnie. W połowie filmu usypiam . Siedzimy w środkowym rzędzie przez małe okienko nic nie widać, zresztą jest ciemno. Śpię 2 godziny. Od czasu do czasu na telewizorku kontroluje gdzie jesteśmy- przelecieliśmy M. Śródziemne, Czad, itd. Pokazuje się temp. powietrza, ciśnienie. Fajna jest cala ta elektronika. Można śledzić gdzie się człowiek znajduje. Piąta nad ranem. Na pokładzie widać ożywienie. Obsługa rozdaje śniadanie. Obowiązkowo wykonuje ćwiczenia nóg- prostowanie i zginanie, zginanie i prostowanie. Toaleta, śniadanie. Leci się bardzo przyjemnie. Uszy mi nie dokuczają. Zaraz będziemy lądować.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7