Listy z Zambii

Z tą Afryką to jakaś ściema, bo ani tropiku, ani jednego malarycznego komara... Tzn. cieszy mnie to, nie narzekam.

Reklama

Pierwsze moje dziecko... należało do młodej 23latki (bardzo sympatycznej, choć nie rozumiałam ani słowa, bo mówiła w bemba) to już jej 5 z kolei dziecko, i spodziewałyśmy się z Siostrą- raz dwa, pół godzinki i po krzyku- stałam więc w gotowości w rękawiczkach, a gdy Siostra się oddalała do innych pacjentów, modląc sie w duchu żeby jeszcze nie wyskoczyło i planując kolejność kroków na jakby co.... Ale oczekiwanie na dzieciaka było dłuższe, 2 godziny... Siostra już dawno skończyła zmianę, ale kobieta prosiła: „co będziesz szła, pójdziesz jak się urodzi....” więc zostałyśmy, zwłaszcza, że ja cała chętna do tego cudu natury.... Już poważnie rozważałyśmy odesłanie do szpitala, do lekarzy, ale kobitka zawzięła się, mówiła "jestem silna", no i zaczęło wyłazić... Sina głowa, zatem Siostra chwyciła w środku pod ramiona, przekręciła i... wylazł chłopak - 3500g :) grubasek (tyle co ja przy porodzie)

Łza mi się zakręciła- zawsze mi się roni, ale szybko się opanowałam, (bom twarda nie?), Siostra odcięła pępowinę i kazała mi się zająć dzieciakiem. Owinęłam go w materiały i koc żeby nie zmarzło, zważyłam, zbadałam i przywitałam na świecie... poopowiadałam mu trochę, ale skubaniec tylko cmokał ustami w poszukiwaniu pożywienia....ten konsumpcyjny styl życia już od małego, no....

Mama jak tylko urodziła łożysko, przyszła do drugiego pokoju gdzie czekałam z dzieckiem... a potem jak wychodziłyśmy z Siostrą, bo już było dawno po końcu zmiany, to skulona, ale twardo stała przed kliniką, żeby nam pomachać....
i tak to.... na skrzydłach wracałam do domku, zapomniawszy że dziś nawet nie jadłam obiadu, tak się śpieszyłam na poród.... i w ogóle z emocji nie myślałam o jedzeniu.... (wniosek- jadłabym mniej gdybym miała bardziej emocjonujące życie;)

Kolejne dzieci stawały się już chlebem powszednim, zaliczyłam kąpanie wcześniaka 1800g, taka kruszyna!, inna panna obsikała mnie zaraz po wyjściu z brzucha ( ale to dla mnie nie nowość, większość dzieci mnie tak traktuje)

Raz było naprawdę gorąco, musiałam naciskać na macicę, bo już matka była wykończona, a dziecko okręcone 2 razy pępowiną, potem spory krwotok, kroplówka, monitorowanie ciśnienia... Ale cudownie było patrzeć jak z godziny na godzinę poprawia się...

A wszystko w prymitywnych afrykańskich warunkach... To nie da się porównać z full service na neonatologii- cieplarki, opieka osobnego lekarza... Tutaj priorytetem jest wytrzeć dzieciaka i szybko opatulić, żeby nie tracił ciepła.

Kreatywność....

Jedna z najbardziej pożądanych cech na misjach... Nawet jeśli nie ma się jej w genach, to nabywa się ją w obliczu sytuacji, które do tego zmuszają....
Bo czy wyobrażacie sobie skonstruowanie inkubatora z kartonowego pudła?

Albo mnie naprawiającą z Pagórką maszyny do szycia (owszem, udało się)- biorę się nawet za to czego nie umiem, o czym nie mam pojęcia i wychodzi ; w sumie jeśli człowiek to wymyślił, człowiek tego używa, człowiek to naprawia a ja jestem człowiekiem to istnieje prawdopodobieństwo że się i mi uda.... Nie mówiąc o szarlotce z papai... Czy wymyślaniu kolejnych dań z dostępnych owoców, ryżu, jajek i mąki? A avocado z cytryną i cukrem jest moim ulubionym owocem, zaraz po truskawkach...

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7