Z tą Afryką to jakaś ściema, bo ani tropiku, ani jednego malarycznego komara... Tzn. cieszy mnie to, nie narzekam.
Wzruszenie....
Tam gdzie nowe Życie bierze swój początek...
W lepiance z rodziną opłakującą matkę 3 dzieci, która zmarła w szpitalu po porodzie...
Obserwując 3letnią dziewczynkę całującą po rękach swojego malutkiego chorego brata.
Przyglądając się jak starsze rodzeństwo bierze w opiekę niewiele młodsze,
5 letnia dziewczynka nosząca bobasa na plecach,
7 miesięczny bobas garnący się do mnie na przytulanki...
Doprawdy nie jestem w stanie oddać tych poruszeń serca...
Cudowne łaskotki w sercu...
Kiedy ide short- cutem do kliniki, pośród afrykańskich lepianek, pozdrawiając każdą rodzinę po kolei, dzieciaki wrzeszczą :”basister” - naprawdę cieszą się na mój widok, prześcigują się by wskoczyć mi na ręce (nagrodą jest podrzucanie) albo chociaż uścisnąć dłoń...
Sąsiedzi przez pierwszy tydzień, wiedząc gdzie i po co chodzę, życzliwie wysyłali za mną dzieci, aby mnie nawracały na dobrą drogę, bo wszystkie ścieżki wyglądały tak samo i ciągle się gubiłam.
Czas...
Tu się naprawdę nie liczy...
Ma to swoje i dobre i złe strony... Czasami czekam 45 minut aż studenci zbiorą się na lekcje. A kiedy idę po zakupy (spacer 45 min drogi w jedną stronę), z każdym się witam, wymieniam kilka zdań, są ciekawi skąd przyjechałam, na ile, co tu robię i czy jestem siostrą czy mogę mieć męża.... Załatwianie rzeczy w biurach, urzędach, punktach usługowych trwa... i trwa.... ale nie jest to nudne oczekiwanie, upływa generalnie na pogadankach...
Nie noszę zegarka... Rytm dnia wyznacza mi słońce...
Braliśmy udział w 8 godzinnej Mszy Św. z okazji 100 lecia misji w Lubwe, przybył vice prezydent, były skecze przedstawienia, układy choreograficzne, bębny , tańce śpiewy, procesja z darami z żywymi kozłami (trwała 45 minut). A wszystko w przepięknej scenerii, nad błękitnym jeziorem z palmami na brzegu...
A w ogóle...
Z tą Afryką to jakaś ściema bo ani tropiku, ani jednego malarycznego komara... (tzn. cieszy mnie to, nie narzekam) Tylko wcinam bezsensownie tą chemię na malarie- bo nigdy nie wiadomo kiedy nadleci i ukąsi pierwszy... w nocy wisi nade mną moskitiera, dla zasady... nie jadam żadnych robali, myszy czy czegoś tam- tosty i dżem...
Zimno - chodzę rano w kurtce... Zęby myję w wodzie z kranu.. zupełna olewka reżimów tropikalnych... Mamy z Pagórką oddzielny domek, kwiatki, podwórkowego kundla,
4 płaskie pająki na ścianie i jedną zaprzyjaźnioną jaszczurkę..za łóżkiem.....
I nie wiem co jeszcze napisać żeby oddać jak tu jest cudownie, czasem trudno, ale i tak cudownie...
Tymczasem zmykam spać, bo już nie mogę się doczekać tego co przyniesie kolejny dzień
Nosząc Was w sercu i wspominając o Was Dobremu Ojcu w Niebie.
Trzymajcie się mocno citengi Pana
Martka Charytoniuk MWDB
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.