Kościół zamknięty w sobie, nie posiadający misyjnej otwartości, jest Kościołem niedojrzałym albo chorym.
“Misja nigdy nie jest burzeniem, ale nawiązywaniem i nowym budowaniem.” Misjonarz nie ma niszczyć, ma natomiast – w duchu szacunku dla każdego człowieka – pokazywać, że Bóg, o którym mówi i świadczy jest wypełnieniem i rozwinięciem tego, co już oni sami przeczuwali, tej Prawdy, której odblask już poznali.3 Wzorem są tu być mowy św. Pawła w Listrze i Atenach (Dz 14, 15-17; 17, 22-31), o których tak wspomina Jan Paweł II:
Mieszkańcom Likaonii, którzy wyznawali religię kosmiczną, przypomina on doświadczenia religijne odnoszące się do kosmosu; z Grekami dyskutuje o filozofii i cytuje ich poetów (por. Dz 17, 18. 26-28). Bóg, którego pragnie objawić, jest już obecny w ich życiu: On to bowiem stworzył ich i w tajemniczy sposób kieruje ludami oraz historią; tym niemniej, by uznać prawdziwego Boga, winni porzucić bogów fałszywych, których sami sobie uczynili, i otworzyć się na tego, którego Bóg posłał, by wyprowadzić ich z niewiedzy i odpowiedzieć na oczekiwanie ich serce. Mowy te stanowią przykład inkulturacji Ewangelii.[6]
Misjonarz powinien żyć w świecie, do którego został posłany. Żyć w tym świecie – to znaczy mówić ich językiem, to znaczy poznać ich kulturę, poznać i odkryć jej wartości. Misja wymaga gotowości do takiego życia, gotowości do stania się „jednym z nich”. Wymaga otwarcia na inność drugiego człowieka i inność jego świata, jego kultury. Nikt oczywiście nie może i nie powinien wyrzekać się własnej tożsamości kulturowej, ale powinien zrozumieć, docenić, popierać i ewangelizować kulturę środowiska, w którym przyszło mu działać. Docenić i zrozumieć, to znaczy również umieć z niej czerpać, umieć nie tylko dawać, ale i otrzymywać. Nie oznacza to bynajmniej bezkrytycznego jej przyjmowania i akceptowania, ale właśnie uznania jej wartości, rozwijania i wspierania tego, co dla niej właściwe, o ile obiektywnie nie jest niezgodne z Ewangelią lub nie sprzeciwia się jedności Kościoła.
Tyle w największym skrócie. Powołanie misyjne, w najściślejszym rozumieniu tego słowa, powinno wynikać z pragnienia obdarowania innych Chrystusem, by też inni ludzie mogli doświadczyć Jego Łaski. Wynika z miłości. Ponieważ nie ma jednak miłości bez szacunku dla drugiego człowieka, misja zaczyna się od szukania tego, co Bóg już w drugim człowieku zdziałał, odkrywania tej części Prawdy, której jest już on świadomy. Można pewnie – używając porównania – powiedzieć, że misja zaczyna się od szukania pereł tam, gdzie Bóg je złożył i ich troskliwego oczyszczania...
Trudności i obawy
To wszystko wydaje się może nad siły człowieka. I istotnie – takie zapewne jest. Ale to przecież nie człowiek działa, nie ludzkie to dzieło, tak jak nie był dziełem Apostołów Kościół pierwotny. Warto może po raz kolejny wspomnieć Jana Pawła II i to, co pisał o trudnościach:
Trudności wewnętrzne i zewnętrzne nie powinny skłaniać nas do pesymizmu czy bezczynności. Liczy się – tak tutaj, jak w każdej innej dziedzinie życia chrześcijańskiego – ufność płynąca z wiary, to znaczy z pewności, że nie my jesteśmy głównymi podmiotami misji, ale Jezus Chrystus i Jego Duch. My jesteśmy tylko współpracownikami i kiedy uczyniliśmy wszystko, co było w naszej mocy, winniśmy mówić: “Słudzy nieużyteczni jesteśmy, wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10).[7]
Jan Paweł II był wielkim i świętym człowiekiem. Człowiekiem wielkiej wiary. Czego można wymagać od zwykłych ludzi? Więc może na koniec kilka słów zupełnie zwykłych ludzi (ze znajdujących się w tym dziale listów, wywiadów czy opowiadań – świadectw):
Pytam siebie, co ja mogę zrobić? Jeden z moich studentów, diakon Asumpto Pambo, powiedział mi na koniec semestru, że ważniejsze niż wykłady było dla nich to, że modliłam się z nimi na nieszporach. To nie było moim obowiązkiem. Mogłam się z nimi spotykać tylko na wykładach, ale stwierdziłam, że to jest bez sensu, więc chodziłam do ich kaplicy na nieszpory. Modlili się w języku suahili, nic nie rozumiałam, ale to nieistotne. Przychodziłam systematycznie. Nie wiedziałam, że to takie ważne. I to jest może odpowiedź na pytanie, jak dawać nadzieję. Jestem z nimi, modlę się, uczę tak, jak potrafię, staram się przekazać moje doświadczenie wiary. Oni uczą mnie, ja ich. Tak jak w Kościele – wzajemnie się ubogacamy.[8] - Monika.
Wyobrażamy sobie misjonarza jako człowieka silnego, odważnego i zakorzenionego w wierze. A ja nie jestem supermenką, boję się ciemności i ciągle kłócę z Bogiem.[9] - Hania.
Przypisy
[1] Jan Paweł II, „Redemptor hominis”
[2] Jan Paweł II, „Redemptoris missio”
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] „Redemptor hominis”
[6] „Redemptoris missio”
[7] Tamże.
[8] „Misjonarka” (artykuł w tym dziale).
[9] „Dziewczyny jadą na misje” (artykuł w tym dziale).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.