Miejsce w Bożym Królestwie

Każdy, kto z Kościołem się zetknął, ma swoje zdanie o nim. Zawsze uproszczone. I dlatego każdy, kto Kościoła szuka, albo do Kościoła należy, musi go wciąż na nowo odnajdywać.

Reklama

Mądrością chrześcijanina jest szukanie tej prostoty. Nie mówię „odnalezienie” – to jest darem łaski. Mądry ten, kto szuka. A warto – ze względu na samego siebie. I dopiero gdy znajdzie, choć zaczątkowo, może być pomocnym w odnajdywaniu Kościoła i Bożego Królestwa innym. Ważne to przypomnienie, byśmy w naszej dziennikarskiej i publicystyczno-religijnej pracy nie kręcili się w kółko i byśmy mieli czytelnikom coś do powiedzenia. Zawsze coś ważnego.

Jeśli pozostać wiernym geometryczno-przestrzennym porównaniom, to miejsce każdego człowieka w Bożym Królestwie wyznaczają trzy osie. Pierwsza to wiara. Druga – nadzieja. Trzecia – miłość. Wiara – to odpowiedź, jaką człowiek daje Bogu. A więc jest to oś wskazująca kierunek ku Stwórcy. Nadzieja – to przeświadczenie, że wobec Boga żaden okruch dobra nie będzie zmarnowany. Jest to oś wskazująca na mnie samego i na moje wysiłki. Miłość – to intensywność życia ofiarowanego Bogu wedle prawa Ewangelii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili”. Wskazuje zatem kierunek ku drugiemu człowiekowi. Wierni konwencji geometrycznej musimy zauważyć, że jeśli obniżamy parametry któregokolwiek wymiaru, to wypadkowa ocena całości naszego życia nieuchronnie zbliżać się będzie ku zeru. Innymi słowy: nie może być wiary bez nadziei. Ani miłości bez wiary. Nadziei bez miłości też nie.

Wydaje mi się, że największe zaniedbania mamy w stosunku do nadziei. Gonimy za sukcesem, za uznaniem. Czasem chcielibyśmy cały świat zmienić. Na lepsze, oczywiście. A tu nie wychodzi. Przeszkody obiektywne. Także wrogość ludzi (konkurentów w naprawianiu świata). Własna głupota lub lekkomyślność. Sploty różnych uwarunkowań. Szczypta szczęścia, której brakło. I zaczyna się coś w nas samych zapadać. To katastrofa nadziei. Zapadanie się naszej nadziei wciąga innych dokoła nas. Jest to niesamowity mechanizm astronomicznej czarnej dziury – wsysa w siebie wszystko, aby wszystko zdławić, zdusić, wręcz unicestwić. Chrześcijanin nie może być czarną dziurą. Chrześcijański publicysta – tym bardziej nie powinien.

Zacząłem od refleksji nad Kościołem. I tym chcę zakończyć. Otóż nie można w żadnym z trzech wymiarów określających nasze miejsce w przestrzeni Bożego życia utrzymać się na jako takim poziomie samemu, w pojedynkę. Potrzebni są inni, konieczna wspólnota. Właśnie Kościół. Ten, który otrzymaliśmy w darze. Nie jest doskonały, nie jest bez skaz i błędów. Znamy jego ludzką historię. Czarne karty znamy lepiej niż Messori, także te dzisiejsze. Potrzebny nam jednak Kościół – i z Billym, który nie chciał, bym o chrzest pytał, z biskupem, który podejrzewał, że go w martwym Kościele plasujemy, z pełną zapału młodzieżą, z zaskakującym nas papieżem, z babciami z domu opieki, z pierwszokomunijnymi dziećmi, ze świętymi i grzesznikami. Ze mną, z tobą. Potrzebny nam ten Kościół, któremu czasem daleko do Bożego Królestwa. Ale on jest naszą drogą do tegoż Królestwa.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama