Ich seminaria pękają w szwach, a wielodzietne rodziny ruszają w ciemno na misje do blokowisk byłej NRD.Opisujemy „neonów” poprzez kawały, które sami o sobie opowiadają.
Jestem poganinem
Stoją dwie prostytutki przy autostradzie: Jedna pyta się drugiej: A siostra ile lat na Drodze?
Można się święcie oburzyć, gdyby nie to, że dowcip ten słyszałem wielokrotnie z ust „neonów”. Bo nie jest on jedynie prymitywnym kawałem. Zawiera ziarno prawdy. Na Drodze do dziś opowiada się historię o inicjatorze ruchu Kiko Argüello, który odwiedził jedną ze wspólnot. Stanął wśród modlących się i rzucił: „Kto nie czuje się jak prostytutka, może wyjść”. Nikt nie opuścił sali. Dlaczego? Bo jednym z podstawowych charyzmatów ruchu jest uświadomienie człowiekowi, że nieustannie zdradza Boga. Często szokują nas wypowiedzi „neonów”, którzy mówią o sobie: „Z dnia na dzień czuję się coraz gorszy” (Tomasz Budzyński). – Budzę się rano i konstatuję, że nie jestem chrześcijaninem – wyjaśnia prof. Jan Grosfeld, neokatechumenalny katechista. – Dlaczego? Bo od rana jestem niezadowolony, narzekam: O Boże, znów czeka mnie to i tamto. Harówka, praca, użeranie się z dziećmi. To zresztą świetny probierz tego, co jest moim krzyżem, wystarczy zobaczyć, co sprawia, że jestem markotny, smutny, że nie chce mi się żyć. Chrześcijanin to człowiek, który wstaje rano i mówi: Panie Boże, jaki jest Twój pomysł na dzisiejszy dzień? A my ledwie przetrzemy oczy, narzekamy na życie. I tak na okrągło.
Kundle i gitara
Jak się wszystko zaczęło? Kiko Argüello, ceniony hiszpański artysta, laureat nagród państwowych, wychował się w cieplarnianych warunkach. Było miło, słodko, przyjemnie. Sielanka trwałaby pewnie dalej, gdyby nie pracująca w domu jego rodziców kucharka, która zaprowadziła młodego wrażliwego artystę do podmadryckich slumsów. Takiej nędzy i brudu Kiko nie widział jeszcze nigdy. Zderzenie z nędzą podziałało na niego jak zimny prysznic. W jego głowie zrodził się szalony pomysł: A może rzucić wszystko i zamieszkać z tymi biedakami? Przeniósł się z przytulnego domu do zbitego z desek baraku, który służył za schronienie psom. Miał tylko Biblię, gitarę i siennik. Zimą grzały go kundle. Pewnego dnia ktoś zapukał jednak i powiedział: Masz tu piecyk, bo marzniesz.
Pojawienie się malarza było dla mieszkańców slumsów zagadką. Cyganów przyciągała jego gitara (od tej pory nieodłączny atrybut wspólnot). – Dlaczego nie rozstaje się z Biblią? – drapali się po głowach nędzarze. Kiko, chcąc przywrócić ich Chrystusowi, zebrał pewnego dnia całe towarzystwo i przyprowadził na Mszę św. Jednak gdy „pobożni” parafianie zobaczyli padających na kolana Cyganów, prostytutki i złodziei, odsuwali się od nich jak najdalej. Kiko nie zniechęcił się. Wychodził do ludzi z „połamanymi” życiorysami i opowiadał im o ogromnej tęsknocie Boga. Od pewnego czasu pomagała mu Carmen Hernandez, prowadząca dotąd grupę wsparcia dla prostytutek. Pociągnięta przykładem Kiko zdecydowała się również zamieszkać w slumsach Palomeras Altas. Powstała pierwsza wspólnota. Zrodził się pomysł „trójnogu”, na którym oparła się cała formacja: słowo, liturgia i wspólnota. Podobne grupy powstały 40 lat temu w Rzymie, gdzie Kiko i Carmen przybyli z Madrytu. Zamieszkali w slumsach Borghetto Latino, wśród biedaków i kontestującej młodzieży. Nowe wspólnoty powstawały jak grzyby po deszczu. Dziś ponad 500 grup funkcjonuje w ponad 100 parafiach Wiecznego Miasta. To właśnie z Rzymu wyruszyły ekipy wędrownych katechistów. W 1975 roku dotarły nad Wisłę. Pierwsza wspólnota powstała w Lublinie. W 1987 roku ruszyło w Rzymie pierwsze misyjne seminarium międzynarodowe Redemptoris Mater. Dziś na całym świecie działa ich ponad 70 (w tym jedno w Warszawie). Ze wspólnot rzymskich wyruszyły jako pierwsze „rodziny w misji” i ekipy ewangelizacyjne „ad gentes”.