Dwa żywioły ojca BadeniegoDominikańskie ośrodki stały się wzorami dla akademickich duszpasterstw. Już przed wojną studenci spotykali się u lwowskich i poznańskich kaznodziejów. W 1964 roku powstała „Beczka” – najsłynniejsze polskie duszpasterstwo akademickie. Pierwszym duszpasterzem został o. Tomasz Pawłowski, który kierował nim przez kolejnych 20 lat. „Rozbijał grupy wzajemnej adoracji. Mówił, że nie przyszliśmy, by szukać ciepełka w tym trudnym świecie, ale mamy wychodzić na zewnątrz. W każdym z nas widział apostoła. Dostaliśmy od niego podstawową naukę na całe życie: że można głosić to, w co się wierzy” – wspomina Liliana Batko-Sonik.
Najbliższym współpracownikiem i następcą o. Pawłowskiego był o. Jan Andrzej Kłoczowski. Prowadził popularne wykłady „ABC chrześcijaństwa” i „Klucz do Biblii”, który nazywano żartobliwie „Kłoczem do Biblii”. Później dołączył do nich rozchwytywany rekolekcjonista, arystokrata o. Joachim Badeni. Każdy z nich „grał swój jazz” i nadawał duszpasterstwu inny ton: o. Tomasz uczył odwagi i apostolstwa, o. Jan dawał solidną strawę intelektualną, a o. Joachim mimo podeszłego wieku zarażał młodych świeżością spojrzenia i nowym duchem.
– Skąd u Ojca tyle młodzieńczej radości? – dziwią się ludzie przychodzący do klasztoru na ulicę Stolarską. A o. Badeni z szelmowskim uśmiechem odpowiada: Sam się nad tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że to dwa żywioły: Duch Święty, którego obecności realnie doświadczyłem, i trzydzieści lat przebywania z młodzieżą. A oni często mi mówili: „To jest moja koleżanka. Jest już stara, bo ma dwadzieścia pięć lat”. Takie hasła odmładzają…
Pan Bóg mówi po ludzkuUczestnicy Mszy u dominikanów chwalą bardzo homilie głoszone przystępnym, komunikatywnym, nienadętym językiem. – Sam Pan Bóg jest w najwyższym stopniu komunikatywny! – wyjaśnia o. Badeni. – Pan Bóg mówi po ludzku! Z Faustyną rozmawiał po polsku. On jest bardzo przystępny.
Zapytany o charyzmat dominikański z błyskiem w oku odpowiada: Trzymamy się pewników – płaszcza Matki Bożej... My, dominikanie, mamy opowieść, że ktoś poszedł do nieba i nie znalazł tam ani jednego dominikanina. Okazało się, że wszyscy schowani są pod płaszczem Matki Bożej, nawet bardzo gruby św. Tomasz, do którego Matka Boża powiedziała: Tomaszu, mówiłam ci – nie jedz tyle spaghetti. Trzymać się płaszcza Matki – to najpewniejsza droga do nieba.
Za dużo lejków w KościeleGdy znajomi wybrali się przed rokiem na celebracje Triduum Paschalnego do krakowskich dominikanów, długo przed Mszą nie znaleźli miejsca w środku świątyni. Kiedy przed kilkunastu laty zaczęły pojawiać się w liturgii nowe formy śpiewu, wierni zajmowali zaledwie prezbiterium. Dziś z trudem mieszczą się w kościele. Akcja liturgiczna porywa ich tak bardzo, że nikt nie patrzy na zegarek. Warto jednak pamiętać, że bracia kaznodzieje zbierają owoce bardzo długiej pracy. Ich schola intensywnie ćwiczy już od wielu lat. Co ciekawe, ludzi przyciągają tradycyjne, odkurzone przez zakonników pieśni liturgiczne i śpiewany każdego dnia chorał gregoriański.
– Ciągle dyskutujemy o tym, co było ważne dla dominikanów w XIII wieku i tak samo jest ważne dzisiaj: jak realizować zasadę contemplata alis tradere? – opowiada o. Maciej Zięba. To podstawowy charyzmat zakonników: dzielić się owocami kontemplacji. Wyjaśniając go, o. Simon Tugwell przytacza słowa św. Bernarda: „Będziesz raczej czarą niż lejkiem. Lejek daje i otrzymuje prawie jednocześnie, a czara czeka, aż się napełni i wówczas nie doznając uszczerbku, oddaje swój nadmiar”. Dziś jest za dużo lejków w Kościele, za to bardzo mało czar.
– Dla ludzi z zewnątrz wygląda to czasami bardzo śmiesznie, ale mnie bardzo cieszy, gdy dwudziestoparoletni dominikanie, urodzeni w latach osiemdziesiątych XX wieku, mówią: „Bo my w XIII wieku mieliśmy spore problemy”, „Wtedy Rajmund z Kapui nas reformował”, „Święty Dominik nakazał nam…” – uśmiecha się o. Zięba. – Wciąż trwa u nas żywa dyskusja z tymi ośmiuset latami, które były przed nami.
Za: Gość Niedzielny 24/2007