Gdzie można mówić ludziom o Bogu? Najlepiej na plaży, przy wyjściu ze stacji metra albo na festiwalu rockowym.
Bez pieniędzy i na placach
Ewangelizatorów bez pieniędzy i zapewnionego noclegu wysyłają też wspólnoty neokatechumenalne. W zeszłym roku 800 ludzi pojechało po dwóch (lub dwie) do losowo wybranych miejscowości w Polsce i w sąsiednich krajach.
Z kolei w czerwcu w Warszawie odbyła się misja Talitha Kum. Wzięli w niej udział ludzie z kilku grup działających przy stołecznych parafiach. Tańczyli, śpiewali, przedstawiali scenki teatralne i zaczepiali przechodniów. – Raz dwie dziewczyny spotkały kobietę, która twierdziła, że spieszy się na tramwaj. Powiedziały, że pobiegną razem z nią. Tak się spieszyła, że pół godziny rozmawiały potem na przystanku. Otworzyła się, płakała – opowiada Leszek należący do grupy Przymierze Miłosierdzia. Jego wspólnota na co dzień prowadzi ewangelizację w poprawczakach i na placach, na których stoją prostytutki. Podczas misji Talitha Kum największe wydarzenia miały miejsce w centrum miasta – przy wyjściu z metra, na pl. Zamkowym, na bulwarach wiślanych. – Niektórzy mieli za cel powiedzieć kerygmat i odmówić modlitwę. Ja staram się wyczuć rozmówcę. Czasem da się porozmawiać bez użycia słów: „Bóg”, „Kościół” i „spowiedź” – uważa Leszek.
Podczas gdy na Woodstocku i nad Bałtykiem spotkanie z głoszącymi zwykle jest zaskakujące, w górach można samemu wybrać się na ewangelizację. Co niedzielę w południe franciszkanie z Rychwałdu odprawiają Mszę św. na jednej z beskidzkich gór. Przedsięwzięcie nazwane Ewangelizacje w Beskidach odbywa się już po raz 6. Poprzednim edycjom przyświecało hasło „Sursum corda” czy „Miłosierni jako On” (w Roku Miłosierdzia). Tym razem podczas spotkań na górach uczestnicy przyjrzą się biblijnym postaciom, m.in. Dawidowi, Matatiaszowi i samemu Jezusowi.
Pielgrzymi wchodzą na góry sami albo razem ze swoimi wspólnotami. W jednej z poprzednich edycji uczestniczył Jacek Świderski, który szedł pieszo na miejsca spotkania ze swojego domu z Istebnej. Czasem musiał wyruszyć o 5.00 rano, czasem wcześniej. – Z Hrobaczej Łąki wróciłem przed północą. Słyszałem już wilki z oddali, to przyśpieszyłem – opowiadał „Gościowi Bielsko-Żywieckiemu”.
Jeden sieje, drugi zbiera
W pierwszej Nadmorskiej Ewangelizacji wzięło udział 20 osób. W zeszłorocznej – 80. Organizatorzy mają nadzieję, że na inicjatywę otworzą się sąsiednie nadmorskie diecezje. Rozrósł się także Przystanek Jezus. Jak podają organizatorzy, ewangelizatorów jest dziś od 700 do 1,2 tys. rocznie, z czego trzy czwarte stanowią świeccy. Niektórzy przyjeżdżają specjalnie z Niemiec, Ukrainy czy Stanów Zjednoczonych, a rekordziści nawet z Konga i Malezji. Weterani Przystanku Jezus organizują podobne wydarzenia, takie jak Przystań z Jezusem, która odbywa się obok festiwalu muzyki elektronicznej Sunrise w Koszalinie. Misja Talitha Kum, którą w tym roku zorganizowano w trzech miastach (przed Warszawą były Poznań i Szczecin), w przyszłym roku ma być przeprowadzona w kolejnych miejscowościach. Jeszcze w czasie tych wakacji niektórzy uczestnicy jadą na podobne wydarzenie do Rio de Janeiro. Czasem ewangelizatorzy mogą zobaczyć owoce swojej pracy. Woodstockowicze zaczepieni przez ludzi z Przystanku Jezus przyjeżdżają niekiedy na rekolekcje organizowane przez Wspólnotę św. Tymoteusza. Niektórzy zostawali w domu wspólnoty dłużej i zmieniali swoje życie. Zdarzają się i tacy, którzy po rozmowie z ewangelizatorami sami dołączają do nich w kolejnych latach. To samo zrobiło dwóch subkulturowych zapaleńców, którzy parę lat temu podczas wakacji spotkali nad morzem tańczących w towarzystwie księdza ludzi. Pewna rodzina z Bielska-Białej ma też specjalnie ustawiać urlop w taki sposób, żeby spotkać ewangelizatorów na plaży. Zwykle jednak owoców nie widać. Ks. Mateusz Buczma nie wie na przykład, co dzieje się dziś z punkrockowcem Sławkiem.
– Bóg nas chroni w ten sposób przed szukaniem swojej chwały – tłumaczy ks. Buczma. – Jak mówił Benedykt XVI, trzeba siać, a owoce zostawić Bogu.
Marcin Betliński
Zarazić radością
Ks. Radosław Siwiński, inicjator Nadmorskiej Ewangelizacji, koordynator do spraw nowej ewangelizacji w diecezji koszalińsko‑kołobrzeskiej [wywiad dla Telewizji Kablowej Koszalin]
– To, czego w Polsce dzisiaj brakuje, to osobiste doświadczenie Boga. Ludzie Go znają jako historię, tradycję. Przejście w wiarę żywą jest wtedy, kiedy spotykam Boga osobiście w jakimś wydarzeniu swojego życia. Jest to może trochę wymuszone, w tym znaczeniu, że wymuszamy od Boga interwencję, bo nie mamy nic i tylko dla Niego żyjemy. Ale to przemienia życie. Znam wiele historii ludzi z całej Polski. Zmienia się ich życie i zarażają tą radością i Bogiem innych.
Henryk Przondziono /foto gość
Uniżyć się
abp Grzegorz Ryś do uczestników Przystanku Jezus
– U św. Łukasza sługa [zapraszający innych na ucztę] jest jeden i jest nazwany niewolnikiem. (...) Wysłańcem Boga jest Jezus Chrystus. Zastanawiałem się, dlaczego on wychodzi jako niewolnik. (...) Niewolnik jest najniżej. Z kimkolwiek rozmawia, zapraszając go na ucztę, traktuje go jako wyższego od siebie. Podpowiadałbym to wszystkim nam, którzy mamy wyjść na Woodstock. To jest właściwa postawa. Jak chcesz, to idź, ale w postawie kogoś, kto jest mniejszy, a nie kogoś, kto jest większy. Nie sadź się nad tych, których zapraszasz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).