38. Piesza Pielgrzymka Wrocławska na Jasną Górę. W niedzielę (5 sierpnia) podczas Mszy św. w Siemysłowie 8-letni Maciek przyjął po raz pierwszy do swego serca Pana Jezusa.
Duża rodzina to wyzwanie i radość. Choć brzmi banalnie, jest to motyw, który powtarza się podczas prawie każdej rozmowy z wielodzietnymi. Podobnie jest w rodzinie Nyklów. Ola i Marcin są małżeństwem od 15 lat. Mają piątkę dzieci. – Więcej osób to więcej trudności. Z drugiej strony nasze radości też są zwielokrotnione – zauważa Marcin. Jego żona dodaje, że wraz z upływem czasu starsze dzieci stają się coraz bardziej odpowiedzialne i chętne do pomocy. – Możemy na nich liczyć w wielu sytuacjach. Poza tym zdarza się, że pewne rzeczy są w stanie przekazać w bardziej zrozumiały sposób swojemu młodszemu rodzeństwu. To bardzo cieszy – wyjaśnia.
Życie żywą wiarą
O wielodzietnej rodzinie przed laty myślała tylko Ola. – Było to dla mnie oczywiste. Jestem najmłodsza z sześciorga rodzeństwa – mówi. Tymczasem Marcin tłumaczy, że nigdy wcześniej nie myślał o dużej rodzinie, lecz decyzja o kolejnych dzieciach była wspólna. – Moje pragnienie rodziło się wtedy, gdy poznałem Olę i zdecydowaliśmy się na małżeństwo. Tak to chyba jest, że mężczyzna dorasta do ojcostwa dopiero wówczas, gdy staje się ojcem. Kobiety mają większą wrażliwość i lepszą wyobraźnię tego wszystkiego, z czym wiąże się macierzyństwo – analizuje.
Proces wychowania to wzloty i upadki. Wielkim wyzwaniem jest dodatkowo zaszczepienie w dzieciach wiary. – Nasze życie religijne jest konsekwencją podjętych przez nas wyborów. Spotkaliśmy się z Marcinem w DA „Maciejówka” i tu rozwijało się nasze doświadczenie wiary – mówi Ola. Od kilkunastu lat są członkami wspólnoty Domowego Kościoła. – To droga, którą wybraliśmy świadomie. Ułatwia nam dbanie o życie religijne w naszej rodzinie. Czymś naturalnym jest wspólna modlitwa i dzieci rozumieją, że Jezus jest obecny w naszym życiu, a my jesteśmy w Jego Kościele – dodaje.
Podobnie jest z przeżywaniem roku liturgicznego czy czytaniem Pisma Świętego. A Msza Święta? Nie jest łatwo przekonać dzieci, że to najważniejszy moment życia chrześcijańskiego. Trudno też wymagać od nich skupienia przez kilkadziesiąt minut – po prostu nie są w stanie przeskoczyć swoich dziecięcych ograniczeń. – Mamy aż czterech chłopców, którzy potrzebują poczucia odpowiedzialności. Dużą pomocą jest służba przy ołtarzu. Zauważamy ogromną zmianę w przeżywaniu Eucharystii, gdy stają się za nią w pewien sposób odpowiedzialni – mówi Marcin. Przekonuje, że młodsi, którzy ministrantami z racji wieku jeszcze nie są, patrząc na starsze rodzeństwo, odkrywają w sobie to pragnienie. – Gdy jesteśmy w gronie naszej wspólnoty, nawet najmłodszy Marceli (4 lata) stoi przy ołtarzu i widać jego przejęcie oraz dodatkową mobilizację, by zachowywać się odpowiednio – tłumaczy.
Rozbudzanie gotowości serca
Podczas pielgrzymki, 5 sierpnia w Siemysłowie, syn Oli i Marcina przyjmie Komunię Świętą. Maciek przystąpi do niej wcześniej niż jego rówieśnicy. Skąd ta decyzja? – Zauważyliśmy, że nasz syn ma pragnienie, by przyjmować Chrystusa do swojego serca – tłumaczy Marcin. Podkreśla, że starszy brat Maćka, Mikołaj, również przyjmował Pierwszą Komunię Świętą szybciej niż jego koledzy i koleżanki. Zwraca też uwagę, że to pragnienie pojawiło się u niego jeszcze wcześniej niż u brata. – Oczywiście, zastanawialiśmy się w obu przypadkach, czy to jest odpowiedni moment na przyjęcie tego sakramentu, ale z drugiej strony jesteśmy świadomi ogromnej łaski, jaka się z nim wiąże – zarówno dla naszych dzieci, jak i dla całej rodziny – dodaje Ola.
Przyznaje, że wiele się wspólnie modlili o dobre rozeznanie, czy to już jest ten czas. Cel jest jasny. – Chcemy, by nasze dzieci nawiązały silną i bardzo bliską relację z Panem Jezusem. Jak rozpoznać w dziecku to pragnienie? – W przypadku Mikołaja było tak, że – obserwując starsze rodzeństwo – zadawał wielokrotnie pytanie: „dlaczego ja nie mogę przyjąć Komunii Świętej?”. Powtarzał też, że bardzo by tego chciał – wspomina Marcin. Rodzice zrobili bardzo prosty test. Zapytali, czym się różni zwykły chleb od Chleba Eucharystycznego. Odpowiedź była jednoznaczna – w Chlebie Eucharystycznym jest Pan Jezus. – Myślę, że to my, dorośli, często komplikujemy sobie tę rzeczywistość. Dla dzieci jest to bardzo proste, zwłaszcza jeśli od małego uczestniczą z rodzicami w życiu Kościoła – przekonuje.
Maciek już podczas Komunii św. brata chciał przyjąć Pana Jezusa, ale rodzice zdecydowali, że jest jeszcze za mały. – Trudno teraz powiedzieć, czy była to dobra decyzja. Jednak to pragnienie wracało, Maciuś nam o tym mówił. Rodziły się w naszych sercach wątpliwości, czy nasz syn jest gotowy, lecz czy my zawsze jesteśmy gotowi na przyjęcie Pana Jezusa?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.