Matka była bardzo wesoła, ojciec „miał gadane”. W miłości wychowali ośmioro dzieci. A dziś są kandy-datami na ołtarze. Z prof. Rafaelem Alvira, synem Tomasza i Franciszki Alvira, rozmawia Agata Puścikowska.
Krzyczeli czasem na was?
– Nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, w której ojciec czy matka podnieśliby na nas głos. Bardzo rzadko też prawili nam „kazania”, a jeśli już, to rozsądnie, konkretnie i stanowczo. Prowadzili wobec nas pedagogikę niebezpośrednią, sokratejską. Uczyli nas, żeby nie robić nic ze względu na nagrodę czy ze strachu przed karą. Starali się, żebyśmy odkryli piękno w tym, czego się uczymy, umieli zauważyć wartość tego, co robimy. I żeby poznanie tej wartości było największą nagrodą. Wychodzili z założenia, że wychowuje przykład otoczenia, a nie zakazy czy nakazy. W wychowaniu dzieci, budowaniu rodziny, najważniejsze, według ojca, było środowisko, rozumiane jako to, co nas fizycznie otacza – ziemia, powietrze, zespół czynników niematerialnych, które kształtują charakter człowieka. Rodzice w swoim życiu kierowali się duchowym kierownictwem Josemarii Escrivy.
Ojciec Pana dobrze znał świętego...
– Ojciec był jednym z pierwszych członków Dzieła (Opus Dei – przyp. red. ). Ze św. Josemarią i grupą innych osób przeszedł Pireneje (uciekając przed prześladowaniami). Wiele nocy, po osiem, dziesięć godzin marszu. Mieli przewodnika – znającego góry, twardego człowieka. Ze względu na bezpieczeństwo całej grupy wprowadził on zasadę, że osoby niezdolne do dalszego marszu będą pozostawiane w drodze. W pewnym momencie mój ojciec zasłabł. Przewodnik chciał iść dalej, ale Josemaria zaprotestował. Potem dodał otuchy ojcu: „Nie przejmuj się. Będziesz szedł z nami jak inni, aż do końca”. Uratował mu życie. Po latach odwiedziliśmy świętego całą rodziną w Rzymie. Na widok dzieci zawołał: „Niech żyje wolność!”. Zawsze podkreślał, że powołanie do Opus Dei jest sprawą osobistego wyboru. Nasi rodzice to umiłowanie wolności przejęli właśnie od niego – oboje byli w Dziele, ale nam zostawiali w tej sprawie wolną rękę. Rodzice mieli wobec nas ogromny szacunek. Rzadko nam czegoś zabraniali – działo się to tylko wtedy, gdy chcieliśmy podjąć ewidentnie dla nas złą decyzję.
W czym jeszcze przejawiało się kierownictwo duchowe świętego?
– Święty mówił małżonkom: „Ty jesteś jej drogą do nieba, a ona twoją”. Josemaria mówił też, że najważniejsza w kształtowaniu młodego człowieka jest rodzina. Prawidłowym dopełnieniem wychowania dzieci powinny być szkoły harmonijnie współpracujące z rodzicami. Ponieważ trudno było o takie szkoły w ówczesnej Hiszpanii, rodzice byli jednymi z twórców placówek, które dopełniały ich wychowania. Harmonia w domu, harmonia w szkole. Ale przede wszystkim duch harmonii był w relacjach małżeńskich rodziców. Ważna dla nich była też naturalność – dom zawsze przepełniały radość i prostota. Myślę teraz, że to musiało wymagać wielkiego, ciągłego zaangażowania i pracy, taki heroizm małych rzeczy, naturalna doskonałość osiągnięta z poziomu Boga. A jak mówił święty, żeby być nadprzyrodzonym, trzeba być ludzkim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).