Nikt do końca nie jest pewny, ile Ivan ma lat. Może 15, może 16. Od 5. roku życia był dzieckiem ulicy w Ugandzie, gdzie zarabiał na życie akrobacjami. Pieniędzy na żywność nie wystarczało. Pił benzynę, żeby nie czuć zimna. Zanim przygarnęli go salezjanie, był tragarzem bananów i ziemniaków.
Od kwietnia do czerwca przebywała w Polsce grupa chłopców z Ugandy. Chłopcy zatańczyli i zagrali między innymi w salezjańskim kościele NMP Wspomożycielki Wiernych w Rumi dla uczniów, a także wystąpili dla mieszkańców. Natomiast w czasie zwiedzania Gdyni zatańczyli - tym razem zupełnie spontanicznie - na plaży. Wszędzie towarzyszyły im owacje i podziw. Ale ich pobyt można uznać za błogosławiony przede wszystkim dla wielu ich polskich rówieśników. Ivan też przyjechał. Przywiózł ze sobą zeszyty do biologii. W przyszłości chce zostać lekarzem.
Uganda
Ks. Sławomir Czalej: Od kiedy pracuje Ksiądz w Ugandzie?
Ks. Ryszard Józwiak, misjonarz salezjanin: – Od 22 lat. Do Afryki przybyliśmy w 1988 r. Zaczęliśmy od parafii, później szkoła zawodowa, liceum. Drugą misję założyliśmy w połowie lat 90. Powstała wtedy szkoła zawodowa, założyliśmy orkiestrę. W 2005 r. założyliśmy misję, na której przebywają chłopcy wyrwani ulicy.
To Ksiądz ich wyrwa ulicy?
– I my, i oni sami. Jest grupa chłopców, którzy nie mają rodziców lub też pochodzą z rodzin rozbitych czy poligamicznych, gdzie jest kilka żon. Bywa tak, że druga żona nie akceptuje dzieci z pierwszego małżeństwa.
Czyli są wyganiane z domu?
– Tak. Albo też są głodzone i męczone pracą, bite. Mamy u nas chłopca, którego naturalny ojciec umarł, a rodzina z jego strony wyrzuciła dzieci i matkę z domu. Dzieci było sześcioro. Wszyscy poszli na ulicę. Chodzili z matką żebrać, szukali jedzenia po śmietnikach. W Ugandzie istnieją tzw. łapanki. Przenosi się takie dzieci do ośrodków państwowych, gdzie wytrzymują, niestety, co najwyżej miesiąc. W ośrodkach tych otrzymują wyżywienie tylko raz dziennie. Wspomniany chłopiec też pochodzi z takiej łapanki. Gdzie jest jego matka i rodzeństwo? Tego nie wiemy. Szukaliśmy i w ośrodkach rządowych, i na policji. Prawdopodobnie osiedlili się w innym mieście.
W jakim mieście Ksiądz pracuje?
– Generalnie działamy w stolicy Kampali. Ale dzieciaki mamy z całego kraju, ponadto czwórkę z Ruandy i dwoje z południowego Sudanu.
Jak wygląda okres adaptacji? Uczycie te dzieci, macie ośrodek zdrowia?
– Chcemy, żeby dziecko, które do nas przychodzi, czuło się jak w rodzinie. Jedynym warunkiem, żeby chłopiec mógł u nas zostać, jest konieczność nauki. Nic innego. Nieważna jest dla nas jego religia.
A jakich wyznań są chłopcy?
– Większość mieszkańców Ugandy to katolicy. Są oczywiście i protestanci, i muzułmanie oraz wyznawcy religii animistycznych. Dużo jest zielonoświątkowców. Dajemy chłopcu dwa tygodnie na zapoznanie się z warunkami życia. Wiadomo, że ulica oznacza „wolność”. Harmonogram zajęć wygląda następująco. Chłopcy wstają o 5.00 i mają godzinę na naukę. O 6.00 jest śniadanie i przygotowanie do wyjścia do szkoły, która znajduje się w odległości trzech kilometrów. Jest to szkoła państwowa. Uczniowie pierwszej i drugiej klasy wracają z lekcji o 13.30, reszta o 16.30. Po obiedzie są zajęcia sportowe. W zależności od zainteresowań chłopcy pracują też w różnych grupach. O 18.30 kąpiel, później modlitwa, a po kolacji o 21.00 idą spać.
Czy zdarza się, że dzieci muzułmańskie później konwertują?
– Oczywiście, mamy takie przypadki. Udzielamy chrztu, Komunii św. i bierzmowania raz w roku. W niedzielę mamy półtoragodzinną katechezę. Chłopcy, którzy sami tego pragną, przyjmują sakramenty zwykle w wieku 17 lat. Wielu z nich jest już ochrzczonych z domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.