Nikt do końca nie jest pewny, ile Ivan ma lat. Może 15, może 16. Od 5. roku życia był dzieckiem ulicy w Ugandzie, gdzie zarabiał na życie akrobacjami. Pieniędzy na żywność nie wystarczało. Pił benzynę, żeby nie czuć zimna. Zanim przygarnęli go salezjanie, był tragarzem bananów i ziemniaków.
Czy po ukończeniu podstawówki dzieci muszą odejść z ośrodka?
– Nie mieszkają już w ośrodku ale przenosimy ich do dwóch innych naszych placówek salezjańskich, gdzie uczą się – w zależności od wyników w nauce – albo w szkołach zawodowych, albo w liceach. Po skończeniu szkoły zawodowej dajemy im narzędzia pracy. Zwykle jest to skrzynia z narzędziami. Chłopcom, którzy nie mają korzeni i nie wiedzą, skąd pochodzą, pomagamy w wynajęciu warsztatu pracy, jakiegoś pomieszczenia. Dajemy im też – przez pół roku – jakieś zlecenia, żeby byli rozpoznawalni przez miejscową ludność. Później muszą już stanąć na własnych nogach.
Ile dzieci macie pod opieką?
– 183 osoby. 135 mieszka z nami na stałe i są to dzieci w wieku szkoły podstawowej. 48 przyjeżdża tylko do nas na wakacje. Z jednym chłopcem nas okłamano, mówiąc, że ma 7 lat i może już iść do szkoły. Nie miał, ale go przyjęliśmy. Powtórzył sobie dwa razy pierwszą klasę i teraz normalnie się rozwija. Najstarsi, ze szkół zawodowych, mają po 20, 21 lat.
Z czego się utrzymujecie?
– 80 proc. środków czerpiemy z Polski przez tzw. adopcję na odległość, gdzie „rodzice” deklarują w ciągu roku do wpłaty kwoty około 500 zł. Adopcja chłopca trwa rok, dwa i więcej. Kupujemy za to żywność, ubranie i przybory szkolne. Pieniądze można wpłacać do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie. Są przekazywane do nas dwa razy w roku.
Polska
Ks. Sławomir Czalej: Skąd pomysł na przyjazd chłopców do Polski?
Ks. Stanisław Rafałko, dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego: – W zeszłym roku zaprosiliśmy grupę sześciorga dzieci z Zambii, objętych programem adopcji na odległość, wraz z siostrami salezjankami, z racji 25-lecia ich pobytu w Zambii. Zobaczyliśmy, że warto coś takiego organizować zarówno dla dzieci z Afryki, jak i z Polski. Powiem szczerze, że media nas troszeczkę zmobilizowały. Jeden z dziennikarzy zapytał: a co w przyszłym roku? Ponieważ w tym roku kończę moją działalność jako dyrektor, pomyślałem, że nie będę brał sobie już na głowę organizacji. Zgłosiło się do nas jednak dwóch wolontariuszy z Białegostoku, Radek i Marcin, którzy powiedzieli, że są breakdanceowcami i że chcą wyjechać na misję, żeby uczyć tam tego tańca… Pomyślałem: Boże, a co to jest?! Jak ci chłopcy nas znaleźli – nie mam pojęcia. Pewnie w Internecie. Powiedziałem im o pomyśle sprowadzenia chłopców z Ugandy i o moim zniechęceniu. Wolontariusze nie tylko dodali mi odwagi, ale jeszcze napisali projekt, który dostał od władz miasta dofinansowanie.
Czy uczyli ich w końcu tego tańca?
– Tak! Przez dwa tygodnie po przyjeździe mieli specjalne warsztaty w naszym ośrodku dla trudnej młodzieży w Różanymstoku. Spotkanie zaowocowało nie tylko wspólnie wystawionym na rynku miejskim w Białymstoku spektaklem, ale przede wszystkim niesamowitą integracją. Chłopcy mają bowiem podobne doświadczenia. Przyjęcie było wspaniałe, tak zresztą jak na całej ich trasie. Dla chłopaków z Ugandy jest to przede wszystkim ważne doświadczenie, ponieważ mieli do tej pory poczucie, że się nie liczą. Byli wyrzucani z domów, poniewierani, pogardzani przez wszystkich. Tu są bohaterami. Młodzież, dzieci i dorośli oszaleli na ich punkcie.
Ile dzieci przyjechało?
– Piętnastu chłopców i wychowawca, Josef Wandera, który jest nauczycielem sportu i muzyki, a także wykonywanych przez wychowanków niezwykłych akrobacji. Chłopcy mieli spotkania w szkołach warszawskich i parafiach. Wystąpią też w Toruniu, m.in. w TW Trwam i w Radio Maryja, następnie w Bydgoszczy i Łodzi, gdzie rozegrają mecz Polska–Uganda. Później Częstochowa. Tam bez występów, ponieważ chłopcy chcą spędzić dzień na modlitwie. Oni naprawdę są pobożni i często mówią o Czarnej Madonnie. Później Kraków, Wieliczka i Wadowice oraz dwudniowy pobyt w Tatrach.
***
Chłopcy w czasie pobytu zostali wyżywieni i ubrani przez wielu dobroczyńców. Istnieje także możliwość wysłania im rzeczy do Afryki. W tym celu należy się zgłosić do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, ul. Korowodu 20, 02-829 Warszawa, tel. 022 644 86 78; więcej na www.misje.salezjanie.pl. Tam też w zakładce: „Adopcja na odległość” można znaleźć wszystkie informacje dla tych, którzy chcieliby dziecko adoptować. Ponadto z okazji przyjazdu chłopców do Polski powstała specjalna, polsko-angielska strona internetowa: www.calmuganda.com, która będzie istniała także po wyjeździe chłopców. Stronę stworzono z myślą, aby ich afrykańscy koledzy, którzy pozostali w kraju, mogli na bieżąco śledzić ich trasę i występy.