Pogadaj o tym na FORUMDoświadczyła również, jak bardzo trudno wyrwać się z tej niewoli.
Kiedy załamał się mój świat wartości, gdzie indziej szukałam sensu życia. Najpierw dla zabawy zaczęłam wróżyć z kart, nocami wywoływać duchy zmarłych, żeby one coś powiedziały o przyszłości. Próbowałam odczytywać ludzkie losy z dłoni, a później stawiać prognozy astrologiczne. Z ciekawości uczestniczyłam w seansach hipnotycznych. I tak powoli zrodziła się wiara w zabobony, czary, wróżby, astrologię, a potem przyszło uzależnienie od nich.
Każdy, kto z tego korzysta, prędzej czy później uzależnia się. Najpierw tylko sporadycznie czyta horoskop, później zaczyna wierzyć i sięga częściej. Karty, wróżby i astrologia nieustająco „prorokowały” mi o nieszczęściach. Byłam tym przerażona. Zaczęłam szukać sposobu, żeby zapobiec temu wszystkiemu, co niby miało mi się stać. Szukałam pomocy w „mocniejszej” magii, ponieważ chciałam zabezpieczyć swój los i mieszkanie od zła. I tak jedno zło przechodziło w drugie.
Prowadziło to do utraty przyzwoitości w zachowaniu, do dogadzania sobie we wszystkim, do usprawiedliwienia niemoralnego zachowania, do zaślepienia. Uważałam, że nie ma nad człowiekiem żadnego Sędziego i że tylko ja mam rację i coś do powiedzenia, a reszta ludzi ma się ze mną zgadzać, bo inaczej będzie gorzej. Doszłam do momentu, kiedy nie potrafiłam obiektywnie ocenić siebie ani zbadać swego sumienia. Jednak sumienie nie dawało spokoju. Paradoksalnie, powoli w moim życiu wszystko straciło sens - moje oddanie idolom partyjnym, moja gorliwość społeczna, moje pragnienie rodziny - wszystko.
Z czasem zaczęły mnie nękać choroby. Czułam tak okropne zmęczenie, że traciłam siły i lekarze zaczęli się o mnie naprawdę niepokoić. Spędziłam ponad miesiąc w klinice, gdzie badano mnie i leczono, ale choroba była tajemnicza. Lekarze współczuli mi, nie mogąc pomóc. Wpadłam w rozpacz, ogromny niepokój i głęboką depresję. Po wyjściu ze szpitala udałam się po pomoc do znachorów i bioenergoterapeutów. Ich czary i różne zaklinania na jakiś czas przyniosły mi ulgę. Po jakimś czasie jednak, jak narkoman, potrzebowałam ich znowu.
* * *W takim stanie spotkałam się z Kościołem. Jednak zupełnie nie rozumiałam, że jest tu żywy Jezus. Nie miałam przecież żadnej formacji religijnej. Do tej pory mówiono mi, że religia to „opium dla narodów”. Traktowałam modlitwy i Kościół jak „czary religijne”. Religia była dla mnie jak tajemniczy zabobon. Będąc już w Kościele, aby polepszyć stan swojego zdrowia, kupiłam dwie metalowe tabletki elektroniczne, które miały w ciągu miesiąca uleczyć wszystkie chore miejsca w organizmie. Nie muszę wyjaśniać, że nie uzdrowiła mnie ani tabletka, ani znachorzy, ani bioenergoterapeuci, ani żadni inni uzdrowiciele. Dziś wiem, że to szatan mnie gnębił.
Wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa. Nikomu jednak nie powiedziałam o szczegółach mojego dotychczasowego życia, ponieważ diabeł podpowiadał mi, aby to ukryć. Postulat odbyłam na Ukrainie. Siostra Małgorzata, moja mistrzyni, nie mogła dotrzeć do mojego serca. Jednak jej cierpliwość powoli zaczęła przynosić owoce. Zaczęłam się otwierać przed nią i opowiadać o tym, co się ze mną dzieje, co przeżywam. Poradzono mi wówczas, abym wszystkie swoje cierpienia ofiarowała za dusze bliskich zmarłych. Ksiądz mówił mi, żebym powtarzała nieustannie słowa: „Jezu, kocham Cię”. Wszystko we mnie jednak buntowało się przeciw temu.
Więcej na następnej stroniePogadaj o tym na FORUM