Mówi dawca
Iwona Świerczek-Bażańska
- Jak to się stało, że Pani została dawcą?
- Fundacja kilka lat temu prowadziła aktywną kampanię informacyjną na temat dawstwa szpiku. W gazetach na terenie całego kraju ukazały się deklaracje i informacje. Któregoś dnia usiadłam i wycięłam deklarację, a po kilku tygodniach noszenia w torebce, wysłałam. Po pół roku otrzymałam informację, że jest biorca, chłopiec chory na białaczkę, który potrzebuje mojego szpiku. Gdybym się wycofała, oznaczałoby to jego śmierć.
- Co trzeba zrobić, żeby zostać dawcą?
- Należy poddać się badaniom genetycznym. To zwykłe pobranie krwi, jak do morfologii. Krew jest badana pod względem antygenów zgodności tkankowej. Następnie te dane umieszczane są w rejestrze, w banku dawców pod specjalnym kodem. Jeżeli ośrodki transplantacyjne poszukują dawcy, wtedy przeszukiwane są rejestry na całym świecie. Gdy znajdzie się dawca i biorca, wtedy ujawnia się dawcę, szuka jego danych i informuje go.
- Czy sam zabieg oddawania szpiku jest dużym stresem?
- Są dwie metody pobierania szpiku. Zabieg na sali operacyjnej w znieczuleniu ogólnym, kiedy szpik pobiera się metodą nakłuć kości biodrowej zwykłą strzykawką. Bolesne jest odsysanie i dla komfortu dawcy stosuje się znieczulenie ogólne. Drugi sposób to tzw. separacja komórek krwiotwórczych z krwi obwodowej. To zabieg nieinwazyjny, podobny do pobrania płytek krwi w stacji krwiodawstwa, choć jest bardziej skomplikowany, bo trzeba pobierać komórki szpikowe. Dwa wenflony wkłuwane są do żył w dołach łokciowych obu rąk. Z jednej ręki specjalna maszyna pobiera krew, z której są separowane komórki krwiotwórcze do transplantacji, a pozostała krew wraca do dawcy drugą żyłą w drugiej ręce. Trzeba tylko kilka godzin leżeć w łóżku. Ja przeszłam najpierw zabieg pobrania szpiku w znieczuleniu ogólnym. Kiedy okazało się, że będę dawcą drugi raz, zdecydowałam się na ten drugi sposób. Obie metody są bezpieczne. Po znieczuleniu ogólnym już następnego dnia gotowałam obiad i odprowadzałam córkę do przedszkola.
- Ma Pani córeczkę, dziesięcioletnią Indię. Jak zareagowała na to, że jej mama zdecydowała się zostać dawcą?
- Była wtedy o kilka lat młodsza. Pytała: „Dlaczego to ty, mamusiu, musisz temu 19-letniemu chłopcu oddawać krew?”. Tłumaczyłam, że jestem jedyną osobą na świecie, która może mu pomóc. Podeszła do tego ze zrozumieniem. Dziś już dobrze wie, co to jest przeszczep, dawca, biorca. Mówi, że będzie dawcą. Odwiedziła mnie w szpitalu z torbą jogurtów. Interesowała się biorcą. Chodziła ze mną często do kliniki hematologii dziecięcej, widziała chorych rówieśników. Mam nadzieję, że nabrała trochę szacunku do życia. Większości ludzi nie obchodzi, co się dzieje za murami szpitalnymi. Sama nie miałam o tym pojęcia, dopóki tego nie zobaczyłam. Po oddaniu szpiku nabrałam szacunku do życia i do tego, co posiadam - zdrowia, pracy, normalności.
Więcej na następnej stronie