Jan Paweł II mówi, że decyzja podarowania za darmo swoich narządów innym ludziom - to „prawdziwy akt miłości”. Chodzi jednak o to, żeby to był Twój świadomy dar. Właśnie takie gesty zmieniają świat. Jeśli zdecydujesz się taką ofiarę podjąć, „Gość” ma dla Ciebie propozycję. Możesz złożyć podpis pod deklaracją na kartoniku, który załączyliśmy poniżej. Taki kartonik najlepiej nosić później ze sobą w portfelu albo trzymać go między dokumentami. Może się zdarzyć, że ta deklaracja przedłuży życie innemu człowiekowi. Jak Kazimierzowi z Suchowoli, jednemu z bohaterów tekstu na stronie 7. Dzięki przeszczepowi serca żył on dziesięć lat dłużej i przeżył radość z przyjścia na świat wnuka. Obecnie w Polsce mieszka około 550 ludzi z przeszczepionymi sercami.
Jesteśmy składakamiMówią na nas: „składaki”! - śmieje się 20-letnia Ewelina spod Ostrowa Wielkopolskiego. W klatce piersiowej Eweliny bije serce człowieka z Opola, który zmarł przeszło pięć lat temu. Tak się jednak składa, że ci ludzie - „składaki” - są często tak sprawni, że wracają nawet do uprawiania sportu. - Znam Hiszpana z przeszczepionym sercem, który setkę przebiega w 11 sekund! Widziałem to na własne oczy - wspomina Tadeusz Bujak, prezes Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Bujak żyje dzięki sercu 33-letniego mężczyzny z Tychów - dostał je w prezencie przed siedmiu laty.
Tego sprintera z Hiszpanii Tadeusz Bujak spotyka na międzynarodowych zawodach osób po transplantacji serca. - Najciekawsze, że ten człowiek zaczął trenować sprint dopiero po przeszczepie! - mówi.
Trenowanie sprintu jest jednak dla osób po przeszczepie serca trochę ryzykowne. Bezpieczniejsze są dla nich sporty, które wymagają wysiłku bardziej rozłożonego w czasie. - Lepiej znosimy wyścig na dystansie 4 km niż na 50 metrów - mówi Bujak. - Kiedy pan szykuje się do jakiegoś dużego wysiłku, to pana mózg już z wyprzedzeniem wysyła impuls do serca, że powinno zwiększyć pracę. A nasze nowe serca mają zerwane nerwowe połączenia z mózgiem! Kiedyś podbiegłem do autobusu. Przejechałem jeden przystanek i dopiero wtedy poczułem, że chyba padnę. Okazało się, że moje serce zareagowało na wysiłek z opóźnieniem i zużyło resztki tlenu - wspomina.
Tadeusz Bujak przed przeszczepem był inżynierem górnikiem, potem prowadził własną firmę. Był wysportowany, chodził po górach. Jego serce odmówiło posłuszeństwa, bo za szybko wstał z łóżka po grypie. Teraz, po przeszczepie, jest m.in. rzecznikiem praw pacjenta, redaguje też gazetkę. - Nawet gdybym w tej chwili zmarł, to jednak siedem lat dostałem w prezencie - mówi.
Przeciwnicy: to kanibalizmDo pierwszego przeszczepu we Francji doszło w styczniu 1951 roku. Chirurdzy wycięli wtedy nerkę z ciała skazańca. Nikt nie zapytał oszalałego ze strachu, upośledzonego umysłowo Jeana Estingoya, czy się na to zgadza, nikt go nawet o tym zamiarze nie poinformował. Lekarze w białych kitlach stali obok gilotyny i przyglądali się egzekucji. A potem po prostu wycięli nerkę ze znieruchomiałego, bezgłowego ciała i odjechali.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że francuscy lekarze dla ratowania czyjegoś życia potraktowali ciało skazańca z pogardą. Być może właśnie takie przypadki sprawiały, że pojawiło się sporo przeciwników pomysłu przeszczepiania narządów od osób zmarłych. „To jest taki nowy kanibalizm” - mówiono. Ten i inne zarzuty padają zresztą do dzisiaj. Profesor Zbigniew Szawarski, filozof i bioetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, twierdzi m.in., że transplantologia to zbyt kosztowna metoda leczenia, żeby ją stosować na dużą skalę, bo mniej pieniędzy zostaje wtedy na leczenie innych chorych.
Więcej na następnej stronie