Dziś, może jak nigdy, potrzeba światu takich Vianneyów. Bo skoro jeden kapłan oddany Bogu może porwać tylu ludzi, to jest jeszcze dla nas nadzieja.
Z początku nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Jan Maria Vianney urodził się w Dardilly koło Lyonu, w rodzinie ubogich wieśniaków Mateusza i Marii Beluse. Dziś w jego domu rodzinnym mieści się muzeum. Na podstawie skromnego wystroju wnętrza można wyobrazić sobie warunki, w jakich żyła rodzina. Stół, łóżko, zegar i kominek – to całe wyposażenie izby, w której Jean-Marie spędził swoje dziecinne lata. Największym skarbem świętego była wówczas drewniana statuetka Najświętszej Panny, podarowana mu przez matkę. Kiedyś Maria Beluse odnalazła czterolatka modlącego się przed figurą w obórce. Modlitwa towarzyszyła również nieco starszemu Jankowi podczas wypasania zwierząt. „Jakże byłem szczęśliwy w domu mojego ojca, gdy pasłem owce i osły. Miałem czas na to, żeby się modlić, medytować, zajmować się moim osiołkiem. To był dla mnie bardzo szczęśliwy czas” – zanotuje po latach.
Tymczasem we Francji szalała rewolucja. Dzieci nie miały świadomości chaosu, w jakim pogrążał się kraj, ale one także zostały dotknięte jego skutkami. Komunię świętą musiały przyjąć potajemnie, w prowizorycznej kaplicy urządzonej w szopie. Nie mogły też chodzić do szkoły. Jean-Marie nauczył się czytać dopiero w wieku 17 lat. Nic dziwnego, że seminarium ukończył z najwyższym trudem. Z łaciny miał nawet ocenę „debilissimus”, a przełożeni namawiali go do rezygnacji. Tylko wyjątkowa pobożność świętego i opinia proboszcza z Ecully, księdza Balley, sprawiły, że dopuszczono go do święceń.
Schodzone buty
Przed kościołem w Ars dostrzegamy grupę młodych Francuzów. Modlą się pięknym, czystym śpiewem. Okazuje się, że odprawiają tu swoje rekolekcje. Niektórzy z nich są w seminarium. Czy pójdą w ślady księdza Vianneya? Chyba będzie im trudniej oderwać się od wygód tego świata. W domu proboszcza patrzymy na schodzone, przykurzone buty świętego, na łóżko, w którym lubił spać, „bo było najmniej wygodne”, i jakoś trudno nam w ten model wpisać dzisiejszych księży. Jan Maria Vianney siedemnaście godzin dziennie spędzał w konfesjonale. Kto by dziś tyle wytrzymał?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.