Nawrócenia niewierzących i uzdrowienia w Banneux przyciągają setki tysięcy ludzi">Widzę, że kilka osób nalewa wodę z kraników przy źródle i od razu wypija, po czym ponownie napełnia naczynie. – Nie umiałem siedzieć, bolało mnie coś w nodze – Jacques Clerdent chce przekonać mnie, że to nie jest żaden zabobon. – Piłem tę wodę, modliłem się. Teraz jest lepiej i lekarze to potwierdzają – twierdzi Jacques.
– Panowie chyba szukają kogoś, kto został tu uzdrowiony? – mniej więcej 35-letnia kobieta dekonspiruje nas po kilku minutach. – No to ja właśnie jestem taką osobą – mówi z przejęciem i radością zarazem. – Spójrzcie na moje ręce, dłonie – całe były pokryte jakimiś krostami, plamami, wyglądałam jak trędowata – mówi. – Przyjechałam tutaj, zanurzyłam dłonie w źródle i po kilku dniach wszystko znikło.
Jeszcze Belgia nie umarła Wiele miejsc kultu maryjnego zniechęca, gdy w samym centrum sanktuarium nachalni sprzedawcy z dewocjonaliami i kiczowatymi pamiątkami psują trochę wrażenie bezinteresowności całego przedsięwzięcia. Okazuje się, że można inaczej. W Banneux cała otoczka handlowo-gastronomiczna usunęła się dyskretnie w okolice parkingów, nie zakłócając klimatu modlitwy i wyciszenia. Nigdy nie widziałem zaprojektowanego z takim smakiem i wyczuciem sanktuarium. Na obszarze 16 hektarów, w pięknym parku, znajduje się kilka punktów, które tworzą coś w rodzaju stacji i szlaków modlitwy.
Jest Aleja Magnificat, Droga Krzyżowa, kaplica św. Michała Archanioła i drewniana dzwonnica Konrada Adenauera, jednego z ojców zjednoczonej Europy. Jest także prosty kościół Matki Bożej Ubogich, przypominający raczej halę widowiskową oraz miejsce przeznaczone na hospitalizację chorych. Jest wreszcie Kaplica Objawień, tuż przy zachowanym jeszcze domu rodziny Beco. Wszystko zrobione z dyskrecją, bez próby przyćmienia istoty miejsca wybujałą architekturą.
– Każde miejsce pielgrzymkowe niesie jakąś szczególną łaskę i nie można ich porównywać – mówi rektor sanktuarium, ksiądz Joseph Cassart. Nie zgadza się z powszechną opinią, że religia w Belgii umarła. – W niedzielę wszystkie parkingi są tu zajęte przez samochody i autokary. Mój biskup przyjeżdża tu 10 razy w roku, mamy teraz 300 chorych na hospitalizacji, są grupy, które się nimi opiekują. Dzisiaj przyjechała grupa z Francji ze swoim biskupem.
Przejechali 230 km, tylko na jeden dzień. Rocznie przyjeżdża tu pół miliona osób. Przychodzą różni ludzie, czasem jako turyści, ale potem wracają jako pielgrzymi… Tutaj Kościół żyje – mówi z przekonaniem. – Owszem, żyjemy problemami sekularyzacji, która zresztą was, Polaków, też czeka. Ale to nie znaczy, że tutaj nie ma wiary, że religia umarła. Ciągle jestem świadkiem nawróceń, w konfesjonale, w rozmowach z ludźmi – dodaje.
Nie trzeba wierzyć w objawienia. Kościół stwierdzając ewentualnie ich autentyczność, nie mówi, że są częścią naszego Credo. Nie musimy wyznawać: wierzę w objawienia w Banneux i Beauraing. Kościół przyznaje tylko, że ich treść nie jest sprzeczna z Objawieniem zawartym w Nowym Testamencie. Ale kto zajrzy tam choć na chwilę, zobaczy, że trudno się oprzeć ich prostocie i sile. I smakowi cudownych owoców.
czerwiec 2007