Skandale seksualne przyniosły Kościołowi w Irlandii coś w rodzaju oczyszczenia. - Byliśmy pełni pychy, przeświadczenia o własnej świętości i nieskazitelności. Teraz mamy większą świadomość tego, że jesteśmy także Kościołem grzeszników. Mniej w nas pychy, więcej pokory, współczucia i miłosierdzia - mówi mi jeden z dublińskich księży i zapewnia, że tak myśli większość jego konfratrów.
Kiedy wyjeżdżałem do Irlandii, po to by napisać kilka reportaży na temat tamtejszego Kościoła katolickiego - pomimo całej radości związanej z wyjazdem na Zieloną Wyspę - dręczyła mnie jedna myśl. Jak sobie poradzę z opisem spraw skandali seksualnych wśród duchowieństwa irlandzkiego? Czy moi rozmówcy zechcą w ogóle na ten wstydliwy temat rozmawiać? Wreszcie - a może przede wszystkim - czy w ogóle pisać o tym w Polsce?! Czy to nie będzie odebrane jako żerowanie na sensacjach, albo - co jeszcze gorsze - jako szkodliwe dla Kościoła w Polsce?
Po powrocie zostały mi tylko wątpliwości dotyczące odbioru tego tematu w Polsce. W Irlandii bowiem - również w Kościele - wciąż toczy się debata na temat skandali seksualnych wśród duchowieństwa. Nie jest ona już pewnie tak gorączkowa jak w okresie kiedy przypadki molestowania seksualnego zaczęły wychodzić na jaw, ale dzięki temu możliwa jest spokojniejsza refleksja nad samym zjawiskiem.
Skandale seksualne w Kościele są nie tylko tematem szalenie kontrowersyjnym i wzbudzającym zrozumiałe emocje. Jest to również temat naprawdę na tyle skomplikowany, że z czystym dziennikarskim sumieniem mogę użyć frazy: trudno to wszystko opisać w jednym artykule. Poruszając się po tak niepewnym gruncie chcę także podkreślić, że opieram się na trzech zasadniczych źródłach: rozmowie z rzecznikiem Episkopatu Irlandii ks. Martinem Clarke, informacjach dyrektora Biura Prasowego Archidiecezji Dublińskiej ks. Damiana McNiece oraz na numerze irlandzkiego kwartalnika "Studies" wydawanego przez jezuitów poświęconego właśnie skandalom w Kościele. Inne rozmowy z księżmi oraz świeckimi katolikami pozwoliły mi na wyrobienie sobie jako takiej opinii na temat stanu emocji wokół tej sprawy, która - głównie przez ostatnie dziesięć lat - wstrząsała Kościołem katolickim w Irlandii.
W latach 1980 - 1998 w Irlandii i Irlandii Północnej oskarżono łącznie 48 duchownych - księży, zakonników i zakonnice (w tej liczbie byłych księży, zakonników i zakonnice) o molestowanie seksualne. Jedną osobę uniewinniono, w stosunku do czterech postępowanie umorzono. Oskarżonych księży i byłych księży było 26. Były to różne rodzaje spraw - od oskarżeń o mniejszej wadze po bardzo poważne przestępstwa na tle seksualnym popełnione na nieletnich (spora część spraw dotyczyła zakonników pracujących w szkołach zawodowych i domach dziecka).
Tyle podstawowych liczb. One jednak nie mówią wszystkiego, bo atmosfera jaką wytworzyło ujawnienie tych faktów miała znaczenie bodaj jeszcze większe. Z jednej strony trzeba powiedzieć, że media nie zachowywały się sprawiedliwie w stosunku do Kościoła. Największy rozgłos prasa, radio i telewizja nadawały zawsze sprawom przestępstw seksualnych wśród duchownych. Media ukuły nawet frazę "ksiądz-pedofil" i stosowały ją zawsze niezależnie od wagi sprawy. Ani razu natomiast nie pojawiła się zbitka "nauczyciel-pedofil", "dziennikarz-pedofil", mimo że wiele spraw o molestowanie seksualne dzieci toczyło się również przeciw reprezentantom tych zawodów. Zdarzało się, że padały fałszywe liczby na temat spraw prowadzonych przeciw duchownym. Krótko mówiąc - media wytworzyły atmosferę, w której księża i zakonnicy byli potencjalnie podejrzani o pedofilię. Niektórzy księża obawiali się pokazywać na ulicy w koloratkach. Biskupi przyznawali, że odbierają telefony i otwierają listy z lękiem czy nie chodzi o jakąś nową "sprawę". W niektórych parafiach rodzice nie zgadzali się, żeby ich dzieci były ministrantami. Pod adresem księży zdarzały się niewybredne wyzwiska na ulicy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).