Irlandia: Skandale w Kościele

Andrzej Kerner

publikacja 05.12.2002 13:07

Skandale seksualne przyniosły Kościołowi w Irlandii coś w rodzaju oczyszczenia. - Byliśmy pełni pychy, przeświadczenia o własnej świętości i nieskazitelności. Teraz mamy większą świadomość tego, że jesteśmy także Kościołem grzeszników. Mniej w nas pychy, więcej pokory, współczucia i miłosierdzia - mówi mi jeden z dublińskich księży i zapewnia, że tak myśli większość jego konfratrów.

Kiedy wyjeżdżałem do Irlandii, po to by napisać kilka reportaży na temat tamtejszego Kościoła katolickiego - pomimo całej radości związanej z wyjazdem na Zieloną Wyspę - dręczyła mnie jedna myśl. Jak sobie poradzę z opisem spraw skandali seksualnych wśród duchowieństwa irlandzkiego? Czy moi rozmówcy zechcą w ogóle na ten wstydliwy temat rozmawiać? Wreszcie - a może przede wszystkim - czy w ogóle pisać o tym w Polsce?! Czy to nie będzie odebrane jako żerowanie na sensacjach, albo - co jeszcze gorsze - jako szkodliwe dla Kościoła w Polsce?

Po powrocie zostały mi tylko wątpliwości dotyczące odbioru tego tematu w Polsce. W Irlandii bowiem - również w Kościele - wciąż toczy się debata na temat skandali seksualnych wśród duchowieństwa. Nie jest ona już pewnie tak gorączkowa jak w okresie kiedy przypadki molestowania seksualnego zaczęły wychodzić na jaw, ale dzięki temu możliwa jest spokojniejsza refleksja nad samym zjawiskiem.

Skandale seksualne w Kościele są nie tylko tematem szalenie kontrowersyjnym i wzbudzającym zrozumiałe emocje. Jest to również temat naprawdę na tyle skomplikowany, że z czystym dziennikarskim sumieniem mogę użyć frazy: trudno to wszystko opisać w jednym artykule. Poruszając się po tak niepewnym gruncie chcę także podkreślić, że opieram się na trzech zasadniczych źródłach: rozmowie z rzecznikiem Episkopatu Irlandii ks. Martinem Clarke, informacjach dyrektora Biura Prasowego Archidiecezji Dublińskiej ks. Damiana McNiece oraz na numerze irlandzkiego kwartalnika "Studies" wydawanego przez jezuitów poświęconego właśnie skandalom w Kościele. Inne rozmowy z księżmi oraz świeckimi katolikami pozwoliły mi na wyrobienie sobie jako takiej opinii na temat stanu emocji wokół tej sprawy, która - głównie przez ostatnie dziesięć lat - wstrząsała Kościołem katolickim w Irlandii.

W latach 1980 - 1998 w Irlandii i Irlandii Północnej oskarżono łącznie 48 duchownych - księży, zakonników i zakonnice (w tej liczbie byłych księży, zakonników i zakonnice) o molestowanie seksualne. Jedną osobę uniewinniono, w stosunku do czterech postępowanie umorzono. Oskarżonych księży i byłych księży było 26. Były to różne rodzaje spraw - od oskarżeń o mniejszej wadze po bardzo poważne przestępstwa na tle seksualnym popełnione na nieletnich (spora część spraw dotyczyła zakonników pracujących w szkołach zawodowych i domach dziecka).

Tyle podstawowych liczb. One jednak nie mówią wszystkiego, bo atmosfera jaką wytworzyło ujawnienie tych faktów miała znaczenie bodaj jeszcze większe. Z jednej strony trzeba powiedzieć, że media nie zachowywały się sprawiedliwie w stosunku do Kościoła. Największy rozgłos prasa, radio i telewizja nadawały zawsze sprawom przestępstw seksualnych wśród duchownych. Media ukuły nawet frazę "ksiądz-pedofil" i stosowały ją zawsze niezależnie od wagi sprawy. Ani razu natomiast nie pojawiła się zbitka "nauczyciel-pedofil", "dziennikarz-pedofil", mimo że wiele spraw o molestowanie seksualne dzieci toczyło się również przeciw reprezentantom tych zawodów. Zdarzało się, że padały fałszywe liczby na temat spraw prowadzonych przeciw duchownym. Krótko mówiąc - media wytworzyły atmosferę, w której księża i zakonnicy byli potencjalnie podejrzani o pedofilię. Niektórzy księża obawiali się pokazywać na ulicy w koloratkach. Biskupi przyznawali, że odbierają telefony i otwierają listy z lękiem czy nie chodzi o jakąś nową "sprawę". W niektórych parafiach rodzice nie zgadzali się, żeby ich dzieci były ministrantami. Pod adresem księży zdarzały się niewybredne wyzwiska na ulicy.

Tymczasem statystyki nie potwierdzały tego ogólnego przeświadczenia o "perwersyjnych księżach" (jeszcze jedno typowe wyzwisko). Wiąże się z tym zresztą jeszcze jeden przesąd, mianowicie ten, że celibat sprzyja molestowaniu seksualnemu dzieci. Ostatnie badania wskazują, że grupą, w której występuje ono najczęściej są żonaci mężczyźni.

Ostry oskarżycielski ton mediów wobec Kościoła i duchownych pozwalają lepiej zrozumieć pierwszą, niejako odruchową reakcję hierarchii na nieznane do tej pory zjawisko. Bardziej koncentrowała się ona na grzechu winowajcy i szkodzie jaką wyrządził on Kościołowi i sobie samemu przez popełnienie przestępstwa niż na zrozumieniu sytuacji ofiar. Taka postawa wzmogła niechęć opinii publicznej do instytucji Kościoła, która bardziej wydawała się troszczyć o swoje dobre imię niż o dobro poszkodowanych. Więc choć taką reakcję można zrozumieć, to jednak z perspektywy lat trudniej ją usprawiedliwić. Trzeba jednak powiedzieć, że postawa hierarchii ewoluowała. W 1996 Episkopat irlandzki wydał dokument "Molestowanie seksualne dzieci: zarys odpowiedzi Kościoła". A w Środę Popielcową Roku Jubileuszowego abp Dublina Desmond Connell prosił o przebaczenie ofiary tych przestępstw i ich rodziny. Nie tylko niejako w zastępstwie sprawców, ale także w tej mierze w jakiej sam popełnił błędy w tej bolesnej sprawie. Wolno sądzić, że chodzi właśnie o ten pierwszy okres reakcji na skandale dotyczące księży.

Trzeba także powiedzieć, że choć media irlandzkie z pewnością wytworzyły fałszywy obraz Kościoła katolickiego i duchowieństwa, to jednak nic nie usprawiedliwia tych, którzy tak drastycznie zaprzeczyli swojemu powołaniu. Od duchownych po prostu wymaga się więcej. Statystyka powinna przywrócić miarę spraw, ale rany w świadomości katolickiego społeczeństwa były - i chyba nadal są - głębokie.

Wydaje się jednak, że te rany nie dotknęły wiary Irlandczyków. Przez ostatnie dziesięć lat nieznacznie zmieniły się socjologiczne wskaźniki wiary w Boga, życie wieczne, cuda oraz w dogmaty Kościoła katolickiego: obecność Chrystusa w Eucharystii, doświadczanie Boga w sakramentach, w Matkę Bożą. Irlandczycy nadal są najpobożniejszym narodem Europy - 63 procent z nich uczestniczy co niedzielę we Mszy św. Wyraźne zmiany dotyczą jednak zaufania do instytucji Kościoła (spadek z 46 do 27 procent), przekonania o jego zbyt wielkiej władzy (wzrost z 38 procent do 46) oraz poglądów na etykę seksualną.

Czy można stąd wyciągnąć taki wniosek, że Kościół jako instytucja płaci cenę za skandale spowodowane przez Jego przedstawicieli? Jeśli tak, to nie cały Kościół instytucjonalny. Wymowna jest bowiem różnica między zaufaniem jakim obdarzają irlandzcy katolicy Kościół jako taki i swoich proboszczów. Jest to duża różnica, dochodząca w różnych grupach wiekowych do kilkudziesiąciu procent na korzyść proboszczów. Czy można więc powiedzieć, że tylko biskupi płacą "cenę" za skandale? A może nie za skandale tylko za reakcję na nie?

W jednym panuje dość powszechna zgoda. Skandale seksualne przyniosły Kościołowi w Irlandii coś w rodzaju oczyszczenia. - Byliśmy pełni pychy, przeświadczenia o własnej świętości i nieskazitelności. Teraz mamy większą świadomość tego, że jesteśmy także Kościołem grzeszników. Mniej w nas pychy, więcej pokory, współczucia i miłosierdzia - mówi mi jeden z dublińskich księży i zapewnia, że tak myśli większość jego konfratrów. Arcybiskup Dublina kard. Desmond Connell ujmował to ostrożniej kiedy mówił: "w tych ciężkich czasach, doświadczamy, jak nigdy przedtem, że bardzo siebie nawzajem potrzebujemy". Ale w sumie chodzi chyba o to samo.

Przyznaję - Irlandczyków lubię bardzo. Kościół w Irlandii - tak samo. Nie potrafię z zimną krwią ich oceniać i osądzać. Wiem, że powoli mają za sobą ciężkie czasy. Wydaje mi się, że ze względu na rolę Kościoła katolickiego w historii narodu i współczesną strukturę społeczną - możemy się od nich czegoś nauczyć. Czy również w sprawie szeroko rozumianych skandali w Kościele?

Proszę, nie wymagajcie ode mnie, żebym był odważny jak Irlandczyk.