"Kościół p.w. św. Marii Magdaleny, najstarszy w Tychach, zbudowany został na wzgórzu. To lokalizacja pełna symboliki: najwyższe miejsce w osadzie poświęcono Bogu. Wzgórze dodaje wyniosłości murom kościoła i jego wieży. Do świątyni prowadzą wysokie schody - jak schody do nieba...".
Powyższy cytat pochodzi z książki Marii Lipok-Bierwiaczonek „Tychy oczywiste i nieoczywiste. Książęce ślady, dotknięcie sacrum i nowe miasto”. Autorka, wieloletnia dyrektor tyskiego muzeum, scharakteryzowała w ten sposób świątynię, która ma dla mnie szczególne znaczenie. To mój pierwszy parafialny kościół. Miejsce w którym zostałem ochrzczony i z którym wiąże się sporo pięknych i wzruszających wspomnień z dzieciństwa (pierwsze roraty, pierwsze lekcje religii, odbywające się jeszcze w przykościelnych salkach). Ba! Nawet, gdy ktoś opowiada jakieś śląskie wice o farorzach i kapelónkach mam wrażenie, że rozgrywają się one właśnie we wnętrzach tego tyskiego kościoła.
Co jednak ciekawe, sama św. Maria Magdalena nigdy nie była mi jakoś szczególne bliska. Św. Barbara, św. Jadwiga, nawet św. Joanna D’Arc – to co innego. Ale Maria z Magdali? Wstyd się przyznać, ale dotąd najbardziej kojarzyłem ją… „po aktorkach” (czasem jest mi dane pisać na Wiara.pl o kinie biblijnym, a w ostatnich latach wcielały się w nią przecież takie gwiazdy, jak Monica Bellucci, Juliette Binoche, Debra Messing, Paz Vega, czy niedawno - w filmie "Maria Magdalena" - Rooney Mara).
W każdym razie, postanowiłem nadrobić te duchowe zaległości i sięgnąłem po wydaną niedawno przez PROMIC publikację „ Św. Maria Magdalena. Zwiastunka miłości eucharystycznej”. Jej autor, ks. Sean Davidson, zdecydował się na bardzo ciekawy miszmasz gatunkowy. Poniekąd jest to bowiem biografia Apostołki Apostołów, ale uzupełniona refleksjami, biblijnymi medytacjami i komentarzami angielskiego kapłana, należącego do zgromadzenia Misjonarzy Najświętszej Eucharystii. Talent literacki ks. Davidsona sprawia jednak, że momentami czyta się tę pozycję niemal jak poetycki apokryf, lub powieść biblijną. A są tu przecież także liczne odwołania do współczesnej psychologii.
Nie inaczej jest z główną bohaterką jego książki. Raz autor widzi w świętej prorokinię, innym razem niemalże anielicę. Dowodzi także, że o Bożym Miłosierdziu św. Maria Magdalena wiedziała nie mniej niż św. Faustyna Kowalska, oraz że współcześni mogą uczyć się od niej zarówno sztuki kontemplacji, jak i nowej ewangelizacji. Bardzo ciekawe - niemalże franciszkańskie - są tutaj także wszystkie te fragmenty, które dotyczą umiłowania przyrody przez patronkę (patrz opowieści z okolic miasteczka Saint-Maximin-la-Sainte-Baume, gdzie, zgodnie z francuskimi legendami, Maria Magdalena miała przybyć po opuszczeniu Ziemi Świętej).
Świetnie się to wszystko czyta, ale mnie najbardziej poruszyły przytoczone przez autora słowa Jezusa z 11 rozdziału Ewangelii św. Jana. „Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą” powiedział Chrystus, słysząc o chorobie Łazarza – brata św. Marii Magdaleny.
Tak się niestety składa, że zmagamy się obecnie w rodzinie z pewną chorobą, która bardzo często daje nam wszystkim nieźle w kość. Nie będę wchodził w szczegóły – napiszę tylko tyle, że powyższy, biblijny cytat, pozwolił mi spojrzeć na ten problem nieco inaczej, a być może także (kto wie) podsunął rozwiązanie, otwierając oczy i uszy na „świętą ciszę kontemplacji”, której od wieków uczy nas właśnie św. Maria Magdalena.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.