Niewidomi wokół widzącego

„Dla niego Bóg jest TUTAJ”, „czuliśmy się jak niewidomi wokół widzącego” – mówią ci, którzy widzieli go przy ołtarzu. Ojciec Pio żył dla Mszy Świętej i żył Mszą Świętą. Czy Jego wiara w Eucharystię nie powinna być dla nas wyrzutem sumienia?

Reklama

Kto czyta relacje naocznych świadków Mszy św. sprawowanej przez o. Pio, dostaje gęsiej skórki. Może czuje także nutę zazdrości, myśląc: „szkoda, że ja nie widziałem go przy ołtarzu”. Czy jednak najważniejszym naszym odczuciem nie powinny być raczej wyrzuty sumienia? Mam na myśli zarówno nas, księży odprawiających Mszę św. tak często niedbale, w pośpiechu, bez skupienia, jak i świeckich, obecnych w kościele tylko ciałem, ale nieobecnych duchowo.

O co upomina się ojciec Pio?

Święci są nam dani po coś. Są apelem z nieba. Bóg nas przez nich upomina i wzywa do czegoś, o czym zapomnieliśmy albo czego nie chcemy pamiętać. Ojciec Pio, głębia jego przeżywania Eucharystii, prowokuje do pytań. Czy w posoborowym Kościele nie zagubiliśmy poczucia sacrum w liturgii? Czy nie przeakcentowaliśmy Mszy św. jako braterskiej uczy kosztem prawdy o Najświętszej Ofierze? Czy koncentrując się na uaktywnieniu ludu Bożego, nie zapomnieliśmy, że liturgia jest najpierw służbą Bogu, że ma nam otwierać oczy na Bożą obecność, że to Jemu mamy oddawać chwałę i wpatrywać się w Chrystusowy krzyż? Bywa, że nawet postawienie tego typu pytań prowokuje oskarżenia o lefebryzm i wstecznictwo. A przecież stawiał je odważnie Benedykt XVI, a dziś robi to kard. Sarah. Głęboka, mistyczna cześć, którą o. Pio żywił do Jezusa w Najświętszym Sakramencie, to coś więcej niż pytanie. To potężne wołanie o większą miłość do Eucharystii. To krzyk z miłości o miłość.

Jan Paweł II, odwiedzając San Giovanni Rotondo w 1987 r., mówił: „Któż nie wspomina zapału, z jakim o. Pio przeżywał we Mszy mękę Chrystusa? »We Mszy jest – mówił – cała Kalwaria«”. Tak, Eucharystia była dla o. Pio przede wszystkim uobecnieniem krzyża. Przy ołtarzu umierał razem z Jezusem. A gdzie jestem ja, gdy staję przy ołtarzu?

„Jezu, mój oddechu i moje życie, dziś, gdy z drżeniem Cię podnoszę w tajemnicy miłości, z Tobą niech będę dla świata drogą, prawdą, życiem i dla Ciebie świętym kapłanem, doskonałą ofiarą” – napisał na obrazku prymicyjnym. Pierwszą Mszę św. odprawił 14 sierpnia 1910 r. w Pietrelcinie, w kościele Matki Boskiej Anielskiej. Miał 23 lata.

Niebo przy ołtarzu

Ojciec Pio trafił do klasztoru San Giovanni Rotondo w 1916 r. i pozostał w nim aż do śmierci. Tam o poranku 20 września 1918 r., klęcząc na chórze w dziękczynieniu po Mszy św., otrzymał stygmaty. Dar niezwykły, ale dla niego oznaczający przede wszystkim cierpienie. Fizyczne i duchowe. Nosił widzialne znaki ukrzyżowanego Pana przez 50 lat, najdłużej ze znanych stygmatyków. Rany krwawiły, gdy odprawiał Eucharystię, powodując dotkliwy ból. Niewątpliwie to właśnie stygmaty przyciągały tłumy na Msze św., które sprawował. Kolejne dekrety Świętego Oficjum, nakładające na o. Pio różne ograniczenia, miały na celu zapobieżenie atmosferze sensacji. On przyjmował to w pokorze i ze zrozumieniem, bo sam nie szukał rozgłosu.

W masowym napływie ludzi pod ołtarz, przy którym święty kapucyn odprawiał Eucharystię, było coś więcej niż tylko pogoń za niezwykłością. Czyż nie wszyscy chcemy dotknąć Jezusa? Jak wątpiący Tomasz. Wielu z tych, którzy kierowali się początkowo samą ciekawością, odchodziło przemienionych wewnętrznie. Ojciec Pio nie był mistrzem słowa. Apostołował w konfesjonale i przy ołtarzu. Sam sposób celebrowania Mszy św. był głoszeniem Ewangelii. Ile nawróceń dokonało się właśnie podczas „jego” Mszy? Jeden Pan Bóg wie. Ale świadectw uzdrowień duszy, a także ciała, jest bez liku.

„Powoli zbliżył się do ołtarza i z twarzą pochyloną nad kielichem rozpoczął ofiarę Ciała i Krwi Chrystusa – opowiada włoski dziennikarz Ettore Bernabei. – Zdjął swoje do połowy obcięte czarne rękawice, które zakrywają rany dłoni, i rozkładając ramiona w żarliwej prośbie Orate fratres, ukazał czerwień świeżej krwi błyszczącej w migoczącym świetle świec. Od Konsekracji do Komunii po jego woskowej cerze spływały aż do kielicha duże łzy. Przy spożywaniu Komunii św. jego ciało wydawało się wzburzone nawałnicą szlochania. Gdy o. Pio ruszył w stronę zakrystii, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że upłynęły prawie dwie godziny. Wszyscy ci, którzy byli ze mną w małym kościele Matki Bożej Łaskawej, w modlitwie towarzyszyli mu we wchodzeniu na Kalwarię i pozostali u stóp Krzyża, na nowo utwierdzając się w wierze i w nadziei”.

Paulin o. Jerzy Tomziński uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Pio w 1962 r. Wspomina zwłaszcza moment konsekracji: „Ojciec Pio zachowywał się tak, jakby widział Chrystusa. Oparł się na ołtarzu, ręce położył tak, jakby obejmował krzyż, i patrzył na Hostię. On widział Pana Jezusa, że cierpi, że umiera. Widział Go w Hostii – to się ujawniło w jego twarzy. To było coś nieprawdopodobnego... Nie widziałem kapłana celebrującego, ale Mękę Pana Jezusa na Golgocie. Widziałem, że Pan Jezus cierpi i umiera, że krew się leje. Widziałem i przeżywałem, dzięki o. Pio, niebo przy ołtarzu”.

Mircea Eliade wspomina w dzienniku rozmowę z francuskim poetą Henri Michaux. „Rozmawiał ze mną o padre Pio. Wielokrotnie był obecny na jego mszy. Niezwykłe wrażenie: padre Pio rozmawia z Bogiem, dla niego Bóg jest tutaj. Po trzech dniach wyjechał, bojąc się nawrócenia”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama