O niedzieli wolnej od handlu i wyzwaniach, które się z nią wiążą, mówi ks. Bogusław Wolański.
Szymon Babuchowski: Właśnie weszła w życie ustawa ograniczająca handel w niedziele. Zakaz handlu wprowadzany jest etapami. Czy traktuje to Ksiądz jako sukces?
Ks. Bogusław Wolański: Myślę, że każdy powrót do normalności jest sukcesem. Jestem zwolennikiem małych kroków – zarówno w prowadzeniu parafii, jak i w sprawach państwa. Spójrzmy na kwestię ochrony życia ludzkiego: środowiska pro life chciały od razu zmienić wszystko i okazało się to niemożliwe, bo zawsze jest też ta druga strona, która myśli inaczej. Człowieka nie wychowa się od razu. Pewne prawdy trzeba powolutku sączyć w społeczeństwo. Nawet jeżeli ustawa nakazywałaby wprowadzić natychmiast wszystkie wolne niedziele, od tego nie zmieni się ludzka mentalność. Przecież ludzie latali do marketów w niedziele od 1989 roku!
Dlaczego zaangażował się Ksiądz w Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli?
Dla mnie zawsze kwestia świętowania niedzieli była ogromnie ważna – tak zostałem wychowany przez moich rodziców. Dlatego bolało mnie to, że niedziela zatraca świąteczny charakter. Siłą napędową walki o wolną niedzielę była oczywiście Solidarność i działalność pana Alfreda Bujary, ale zainspirowały mnie też słowa abp. Stanisława Gądeckiego, który zachęcał dyrektorów wydziałów duszpasterskich kurii: zróbmy tak, żeby ta niedziela była święta. Gdy wróciłem z któregoś zjazdu dyrektorów, zacząłem robić rozeznanie w środowisku legnickim, czy moglibyśmy zacząć działać w tej sprawie. A że członkiem rady duszpasterskiej w diecezji był szef Solidarności Zagłębia Miedziowego, postanowiłem zainteresować go tematem. Przyłączył się i zaczęliśmy rozmowy z Akcją Katolicką, Stowarzyszeniem Rodzin Katolickich, chodziliśmy do mediów. Zrodziły się inicjatywy wychodzące poza granice naszej diecezji, byliśmy w parlamencie. Dużym impulsem było też dla mnie świadectwo Benedykta XVI, który podczas Światowego Spotkania Rodzin w Mediolanie opowiadał, jak świętowało się w jego rodzinie dzień Pański. Wspominał, jak wspólnie z rodzicami i rodzeństwem chodzili do kościoła, czytali Pismo Święte, śpiewali piosenki. Papież powiedział wtedy, że chciałby, żeby w niebie było tak jak w niedzielę w jego domu rodzinnym.
A w Księdza domu jak to wyglądało?
Rodzice przywiązywali wielką wagę do wspólnego świętowania. Nie było możliwości, żebyśmy razem nie jedli śniadania. Po śniadaniu szliśmy do kościoła na dziewiątą, chyba że z bratem mieliśmy dyżur ministrancki na innej Mszy Świętej. Później był wspólny obiad. Po południu, jeśli był mecz Zagłębia lub chcieliśmy robić coś innego, to rodzice nam na to pozwalali. Ale często graliśmy też razem w karty czy inne gry, a co dwa tygodnie wyjeżdżaliśmy do babci i dziadka. Tak budowaliśmy więzi rodzinne. Ważna była też kwestia ubioru niedzielnego. Było dla nas jasne, że są inne ubrania na niedzielę, a inne na dzień powszedni. W ten sposób rodzice kształtowali w nas świadomość, że jest to szczególny dzień. Nawet jeśli nie znaliśmy jeszcze w pełni teologicznego uzasadnienia tego faktu.
Myśli Ksiądz, że jako Polacy zatraciliśmy umiejętność takiego świętowania?
Myślę, że jest z tym problem. Ministrantów trzeba dziś uczyć, jak się ubrać w niedzielę. Dzieciom wydaje się normalne, że w niedzielę można pójść na zakupy. Kiedy w kazaniach mówimy o tym w kategoriach grzechu – autentycznie się dziwią. Bo przecież nieraz przychodzą na Mszę Świętą, ale zaraz po niej jadą z rodzicami do hipermarketu. Trudno będzie odbudować świadomość, że niedziela służy czemu innemu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.