Nie planować, ale wyzwalać twórczość. Nie dyrygować, ale towarzyszyć.
Tym razem nie było promocji. O mającym ukazać się wywiadzie (Bóg jest młody, Franciszek w rozmowie z Thomasem Leoncinim) co prawda pisano tu i ówdzie, zasadniczo jednak ukazał się niejako w ciszy. Być może o to chodziło. By nie przysłonić innego, ważniejszego wydarzenia, jakim jest spotkanie młodych z całego świata w Rzymie, czyli tak zwany pre-synod.
Jest jednak coś, co książkę i rzymskie dialogi młodych łączy. Mówiąc o młodym Bogu i młodzieży Franciszek wiele razy wracał do potrzeby słuchania. „Młodzi proszą nas, abyśmy usłyszeli ich głos, i naszym obowiązkiem jest wysłuchać ich i przyjąć, a nie wykorzystywać. Nie ma wymówek, które by to usprawiedliwiały.” Dlatego w powitalnym przemówieniu zapalił zielone światło: „Mówcie o waszych potrzebach”.
Przyzwyczailiśmy się do określenia „Kościół nauczający”. W jego kontekście mówienie o „Kościele słuchającym” u wielu wywołuje zdziwienie, szok, a niekiedy jest kontestowane. Trochę jak rozmowy Jezusa z celnikami i grzesznikami przy wspólnym stole.
Warto na chwilę skręcić w boczną uliczkę. Po śmierci Stephena Hawkinga portal Vatican News wyemitowano rozmowę z ks. Tomaszem Trafnym, pracownikiem Papieskiej Rady Kultury. Wspominając wielkiego naukowca cytował fragment jednej z jego wypowiedzi: „Prawdziwy naukowiec zachowuje otwarty umysł i nie zamyka się w uprzedzeniach”. Piękny hołd dla zmarłego, ale i warta zastosowania w innych sytuacja zasada. Także wówczas, gdy mówimy o młodym pokoleniu, zagrożonym, jak zauważył Franciszek, „medykalizacją”, czyli planowaniem ich zajęć i kontrolą. Oczywiście w trosce o specyficznie rozumiany rozwój.
Być może na tym właśnie polega błąd wielu inicjatyw duszpasterstwa młodzieży. I tu należy szukać przyczyn niepowodzeń. Dorośli, rodzice, duszpasterze, planują, bo „wiedzą lepiej”. To w pewnym sensie prawda, choć nie do końca. Bo oczywiście mają swój bagaż doświadczeń. Natomiast brak im pewnej świeżości, odwagi, miejsce twórczości zajmuje paraliżująca rutyna. Dlatego planowanie zamiast kreowania sytuacji wyzwalających twórczość, dyrygowanie zamiast towarzyszenia i wspierania inicjatyw. Potem słyszymy, że ksiądz X przygotował to czy zorganizował tamto. Warto zapytać wówczas kto był autorem pomysłu.
W swojej ciągle młodzieńczej intuicji Franciszek podpowiada, by nie dyrygować, wymyślać za młodych, nie sterować, ale „uczynić z nich głównych aktorów albo jeszcze lepiej pozwolić im nimi zostać”. Taka postawa być może rodzi pewien lęk. Nie chodzi przy tym jedynie o utratę autorytetu. „Czy mam dziś serce wystarczająco otwarte na przyjęcie tego, co niespodziewane?” – zastanawiał się w wywiadzie papież. Znów skręcamy w boczną uliczkę. Pytany o fenomen Taize brat Roger mówił i pisał o gotowości życia tym, co niespodziewane. I na tej gotowości zbudował wspólnotę, pielgrzymkę zaufania i europejskie spotkania młodych.
Można mieć nadzieję, że synod młodych wypracuje pewną nową koncepcję duszpasterską, bardziej dbającą o miejsca, gdzie młodzi zapuszczą korzenie i staną się aktorami, aniżeli próbującą – w myśl odgórnie przyjętych założeń – zaspokajać ich rzekome potrzeby. Mówiąc prostym językiem zamiast przynosić im gotowy scenariusz do zrealizowania filmu, pozwolić im napisać własny. Oni dojrzeją, towarzyszący im dorośli się odmłodzą.
Przeczytaj również:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.