Ponad 215 mln chrześcijan na świecie jest narażonych na szczególnie silne prześladowania – wynika z najnowszego „Indeksu prześladowań” Międzynarodowego Dzieła Chrześcijańskiego „Open Doors” (Otwarte Drzwi).
Religijnie motywowany nacjonalizm w Azji
Sekciarski nacjonalizm zdobywa sobie coraz większe wpływy od lat dziewięćdziesiątych XX w. Jego rozwój przyczynił się znacząco do prześladowań chrześcijan głównie w Azji. Jest to szczególnie widoczne w Indiach, gdzie w maju 2014 wybory prezydenckie wygrał wyraźnie fundamentalistyczny hinduista, Narendra Modi. W latach 2004-14 tamtejsi nacjonaliści hinduscy nie mieli żadnego wpływu na rząd, ale ten czas wykorzystali na silną ekspansję na obszarach wiejskich, gdzie mieszka większość mieszkańców kraju. Dziesiątki tysięcy ekstremistów zostało przeszkolonych do prowadzenia szkół z myślą o radykalizacji postaw całych rodzin.
Strategia ta przyniosła efekty. Według raportów organizacji chrześcijańskich w Delhi, co miesiąc średnio dochodzi do 40 ataków, w których bici są duchowni, palone kościoły a chrześcijańscy konwertyci są prześladowani. Tylko w ubiegłym roku co najmniej 8 chrześcijan zginęło z powodu swej wiary. Według współpracowników „Open Doors” w Indiach chodzi nie tylko o przemoc, ale także o ograniczenie wolności chrześcijan we wszystkich sferach życia tamtejszego społeczeństwa, podczas gdy ekstremistom hinduskim rząd dał w praktyce wolną rękę. Szacuje się, że z 64 mln chrześcijan mieszkających w Indiach 39 mln jest zagrożonych prześladowaniami.
Nie można też zapomnieć o nacjonalizmie o podłożu buddyjskim. Chrześcijanie w Bhutanie nie zostali jeszcze uznani przez rząd za pełnoprawnych obywateli. Wprowadzając nowy elektroniczny system dowodów osobistych władze po prostu zignorowały mniejszość chrześcijańską, co doprowadziło do licznych przypadków dyskryminacji.
Coraz bardziej niepewne rządy w wielu krajach azjatyckich odwołują się do ideologii i resentymentów nacjonalistycznych, które zawsze stanowią ich wzmocnienie. Wietnam ma nowy rząd, prezydent Malezji oskarżany jest o korupcję, chiński premier Xi Jinping podsyca tendencje nacjonalistyczne, obawiając się wpływu wspólnot religijnych. Poradził swoim podwładnym, że jeśli już muszą należeć do jakiejś religii, to powinni bez wahania wybrać chiński konfucjanizm. Jest to sprytne posunięcie, gdyż nie jest to religia w tradycyjnym sensie, lecz raczej zbiór postulatów moralnych. Według „Open Doors” żaden z krajów azjatyckich nie zmienił w tegorocznym Indeksie pozycji w stosunku do roku poprzedniego.
W większości krajów tego kontynentu rządy postulują ścisły związek między religią a byciem obywatelem państwa. I tak trzeba wyznawać buddyzm, aby być pełnoprawnym obywatelem Sri Lanki a „prawdziwy” Malezyjczyk winien być muzułmaninem. Laosem rządzą ludzie, próbujący za wszelką cenę utrzymać się przy władzy i robią to kosztem swych chrześcijańskich współobywateli, którzy cierpią ze strony zarówno inaczej wierzących, jak i władz. W Wietnamie zginęło w ostatnim roku trzech chrześcijan. Z wyjątkiem katolickich Filipin chrześcijanie we wszystkich krajach azjatyckich stanowią mniejszość, ale nawet w tym wyspiarskim kraju wyznawcy Chrystusa na południowej wyspie Mindanao są prześladowani przez tamtejszych muzułmanów. Wiele rządów, które popadły w tarapaty, podejmuje radykalne środki wobec miejscowych chrześcijan jako wypróbowany środek, aby zapewnić sobie poparcie wyborców i utrzymać się przy władzy.
Rosnąca islamizacja na południe od Sahary
Islamskie zamieszki w krajach Afryki Subsaharyjskiej od lat nie schodzą z czołówek mediów, zwłaszcza po brutalnych zamachach takich grup jak Asz-Szabab i Boko Haram. To ostatnie ugrupowanie ONZ uznała za sprawcę największego, trwającego do dzisiaj kryzysu humanitarnego w Afryce. W wyniku ich działań 8 mln ludzi w Nigerii jest zagrożonych głodem. W ubiegłym roku z rąk Asz-Szabab w Somalii zginęło co najmniej 10 chrześcijan.
Często pomija się fakt, że akceptacja dla wojującego islamu obejmuje coraz szersze kręgi miejscowych społeczeństw. W przeszłości islamiści ograniczali się do przeciągania na swoją stronę lub szukali poparcia u pojedynczych muzułmanów. Obecnie budują oni przy hojnej pomocy finansowej Arabii Saudyjskiej sieć szkół o charakterze ekstremistycznym w Somalii, Kenii, Nigrze i Burkina Faso. Naciskają na miejscowe władze, domagając się pozwoleń na budowę meczetów i wspierają swoich kandydatów na urzędy publiczne. Co prawda w większości tych krajów nie dochodzi na razie do brutalnych aktów przemocy, ale są wywierane coraz większe naciski we wszystkich dziedzinach życia codziennego, prywatnego, rodzinnego, społecznego, państwowego i kościelnego.
Kenia, mimo że jest w większości chrześcijańska, po raz kolejny znajduje się w Indeksie na miejscu 18. Nie tylko islamskie bojówki z Asz-Szabab z sąsiedniej Somalii dopuszczają się ataków we wschodnich częściach kraju, ale widać też w innych regionach rosnący wpływ miejscowych sił islamskich. W samej stolicy – Nairobi duchowni różnych Kościołów angażują prywatne firmy ochroniarskie i montują przy wejściach do świątyń detektory w celu monitorowania osób wchodzących do świątyń i instytucji kościelnych.
Według „Open Doors” działalność brutalnych ekstremistów prowadzi do radykalizacji nastrojów społecznych. W środkowych regionach Nigerii tysiące chrześcijan wypędzili z ich siedzib muzułmańscy pasterzy narodowości Hausa i Fulani. W Mali (32. miejsce w rankingu) 17 grudnia 2015 zginęły trzy osoby, gdy zamachowiec otworzył ogień przed chrześcijańską stacją radiową w Timbuktu. Ten zachodnioafrykański kraj „awansował” w najnowszym raporcie o 12 miejsc w porównaniu z rokiem ubiegłym – wyżej niż jakikolwiek inny.
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).