Misyjne drogi

Dzięki misjonarzom wyruszamy w miejsca, których świat nie chce widzieć. Choć na chwilę kierujemy reflektory uwagi na problemy ludzkości.

Reklama

Gdyby nie misjonarze rozsiani po najdalszych zakątkach globu często nie wiedzielibyśmy o tym, co się tam tak naprawdę dzieje, a miejscowa ludność niejednokrotnie pozostałaby bez koniecznej pomocy. Ten aspekt misyjnej posługi nie jest najważniejszy, ale na pewno wart jest odnotowania. Misjonarze nie są działaczami humanitarnymi czy pracownikami społecznymi. Są jednak głosem tych, którzy głosu nie mają. Są rzecznikami ludzi, których nikt, by nie wysłuchał, albo w ogóle nawet nie zauważył gdyby nie kapłani, siostry zakonne, a coraz częściej i świeccy spalający swe życie dla Chrystusa w drugim człowieku. Często są wręcz niewygodnymi świadkami. Dla ludzi, wśród których przyszło im żyć są jednak przede wszystkim znakiem nadziei. „Patrzyliśmy, czy na misji ktoś został i wiedzieliśmy, że dopóki są z nami misjonarze jest nadzieja” – takie wyznanie z ust prostych ludzi słyszałam w wielu zakątkach Afryki.

W minionych tygodniach było tak chociażby w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie polscy franciszkanie i siostry pasterzanki trwali przy ludziach mimo eskalacji konfliktu. Jednocześnie alarmowali opinię publiczną wołając o pomoc. Media społecznościowe ten aspekt misyjnej posługi czynią znacznie skuteczniejszym. To trwanie mimo zagrożenia własnego życia jest chyba najmocniejszym świadectwem. - To że misjonarze zostają daje ludziom gwarancję większego bezpieczeństwa niż oenzetowscy żołnierze – usłyszałam kiedyś w Demokratycznej Republice Konga. I nie ma w tym żadnej przesady. Misjonarzom na tych ludziach zwyczajnie zależy. Dla żołnierzy z sił pokojowych jest to jedynie praca niosąca za sobą dobre pieniądze. – Przecież nikt z nas nie będzie umierał za Afrykanów – usłyszałam od żołnierza w jednej z oenzetowskich baz. Każdy ma swoją misję do spełnienia.

„Obojętność na problemy ludzi, wśród których misjonarze pracują oznaczałaby zapomnienie fundamentalnej lekcji Ewangelii o miłości do człowieka cierpiącego i potrzebującego. Swą obecnością i świadectwem zapalają często reflektory uwagi świata nad najbardziej zapadłymi peryferiami ludzkiej biedy i niesprawiedliwości”. Są to słowa papieża Franciszka ze wstępu do książki włoskiego kombonianina pracującego w ogarniętym wojną Sudanie Południowym. Ojciec Daniele Moschetti stał się ambasadorem tego cierpiącego narodu wyciągając w swej książce na światło dzienne bardzo niewygodne historie prawdziwych przyczyn konfliktu, jakimi są bogactwa mineralne tego kraju, korupcja na szczytach władzy, ale i pazerność bogatego świata. Opowiada o tym nie tylko w kościołach i aulach uniwersyteckich na całym świecie, ale również w unijnych urzędach i gabinetach możnych tego świata w Nowym Jorku czy Waszyngtonie. „Tragedia, która wyniszcza Sudan Południowy jest równie wielka jak dramat Syrii, tyle tylko, że Afryka nikogo nie obchodzi stąd totalne milczenie mediów o tragedii Sudańczyków. To walka Dawida z Goliatem.” – podkreśla misjonarz.

Przeżywany obecnie w Kościele Tydzień Misyjny to sposobny czas zainteresowania się miejscami, których świat nie chce widzieć i choć na chwilę skierowania reflektorów naszej uwagi na problemy ludzkości. To także szczególny czas modlitwy za tych, którzy są na pierwszej linii misyjnego posługiwania. To czas wyjścia i dla każdego z nas na nasze misyjne drogi.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama