Moja krzywda, mój skarb

Zdecydowanie wolę poświęcić swoją uwagę, współczucie i wysiłek tym, którzy na własnej krzywdzie nie robią interesu.

Reklama

Moja krzywda, mój skarb? Brzmi absurdalnie. A jednak codzienność wskazuje, że nie jest to takie rzadkie podejście. Przykłady można by mnożyć, i w życiu najzupełniej prywatnym, i w skali społecznej.

W jaki sposób krzywda może się przydać? Bardzo prosto. Obsadzenie siebie w pozycji ofiary i drugiej osoby (grupy) w roli krzywdziciela daje rodzaj społecznego „immunitetu”. Ofiara może sobie pozwolić na więcej. Przyznaje się jej prawo do tego, by obrażać. Atakować. Żądać rekompensaty według własnego uznania i miary (tak łatwo nazwać to sprawiedliwością). Ofiary się nie rozlicza z tego, co robi. Wszystko idzie na karb doznanej krzywdy.

Można krzywdzić człowieka i uczynić go winnym tego, że jest krzywdzony. Czasem daje się mu to nawet wmówić. A jeśli nie jemu samemu, to przynajmniej części otoczenia. I oczywiście sobie samemu. To najłatwiej. 

W tej sytuacji najgłupszym z możliwych wyjść staje się przebaczenie. Ono się zwyczajnie nie opłaca. Oznaczałoby przecież przede wszystkim rezygnację z zysków. No, chyba że zastosuje się jego atrapę pod tytułem: przebaczam (z poziomu mojej wielkości moralnej), ale oczekuję naprawienia krzywd. Nie, proszę nie mieć złudzeń. One są nienaprawialne. Jedyną instancją oceniającą jest przecież ofiara, która wcale nie zamierza przestać nią być...

Krzywdę można podhodować. Można też – jeśli akurat nic bieżącego się nie nawija pod rękę – pogrzebać w przeszłości. Jedno, dwa, trzy pokolenia wstecz? Dzieci, wnuki i prawnuki też mogą ponosić odpowiedzialność za przodków. Tu nie ma granic.

Owszem, to wszystko jest o lata świetlne odległe od chrześcijaństwa. Owszem, szkodzi tym, którzy naprawdę zostali skrzywdzeni, naprawdę cierpią, oczekują rzeczywistej sprawiedliwości. Oni nie są tak dobrzy w manipulowaniu. Ich krzywdę łatwo zbagatelizować, oskarżając o manipulację. Celują w tym sprawcy. W końcu żadnej odpowiedzialności ponosić nie chcą...

Tak, każdy kij ma dwa końce. Dlatego warto ludziom mówiącym o swojej krzywdzie bardzo dokładnie się przyglądać. Po to, by nie przeoczyć tych cichych, którzy głośno krzyczeć nie potrafią. I po to, by nie dać się wmanewrować tym, dla których jest ona najlepszym narzędziem budowania władzy nad drugim człowiekiem.

W końcu: warto przyjąć za swoją zasadę, że nie przyznaję skrzywdzonemu żadnych dodatkowych praw. Oczekuję od niego tego samego co od innych ludzi. Ewangelia w końcu nigdzie nie twierdzi, że skrzywdzony jest świętą krową, której wolno wszystko. Wręcz przeciwnie: wzywa do przebaczenia. Do odpowiadania dobrem na zło.

Tak, także mnie, jeśli dotknie mnie krzywda. Tej zasady nie da się stosować z pominięciem siebie samego. Ale warto.

Wolę poświęcić swoją uwagę, współczucie i wysiłek tym, którzy na własnej krzywdzie nie robią interesu. I wszystkim takie podejście polecam.

 

PS. Żeby nie było wątpliwości: ten komentarz nie ma nic wspólnego z tematem poruszanym w piątek.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7